15/10/2025
Pisałam niedawno o 4 technikach składających się na procedurę TIPP, która ma pomóc osobom w kryzysie emocjonalnym w regulacji napięcia.
W jednym z kafelku znalazły się dynamiczne ćwiczenia fizyczne. Miałam zamiar opisać w jaki sposób to działa, jakie są ograniczenia, co kompensowane jest krokiem 3 i 4 (techniki oddechowe, progresywna relaksacja mięśni).
Instagram, śledząc co piszę i czytam, zaczął sam podsuwać mi materiały, które pozornie wyjaśniały ten efekt, ale wprowadzają w potencjalnie szkodliwy błąd.
Różni „eksperci” zachęcają do uprawiania sportu w celu redukcji napięcia nerwowego, twierdząc, że wysiłek fizyczny „spala” adrenalinę oraz kortyzol, który się w nas kumuluje w stresie.
Na pierwszy rzut oka wygląda to jak niegroźny skrót myślowy, bo przecież to profilaktyka aktywnego trybu życia, które z zasady jest korzystne, czego się czepiać?
Uważam jednak, że to jest wprowadzanie ludzi w błąd i może mieć negatywne konsekwencje.
Więc zanim wrócę do kontekstu użycia ćwiczeń w TIPP i odpowiedzi na pytanie czy sport nas relaksuje, podam pewne fakty.
Adrenaliny, ani kortyzolu się nie „spala”.
I jedno i drugie wydzielane jest przez nasz organizm w czasie wysiłku. Im większa subiektywna intensywność wysiłku, tym więcej adrenaliny i kortyzolu, jednak nie zawsze te hormony wydzielają się idealnie proporcjonalnie. Oba hormony służą adaptacji naszego ciała do wysiłku. Nadano im groźnie brzmiącą łatkę hormonów „walki i ucieczki”, jednak towarzyszą nam w każdym, przeciętnym dniu, kiedy nie musimy wcale zaciekle walczyć, ani uciekać i nie nazwalibyśmy tego dnia wyjątkowo stresującym. I to bardzo dobrze, bo zarówno adrenalina jak i kortyzol są nam potrzebne do życia jak woda i tlen. Problem pojawia się, kiedy jest ich chronicznie zbyt dużo, ale to potem.
O korzyściach z kortyzolu i konsekwencjach nadmiaru możecie przeczytać w moim tekście oraz w książce Katarzyny Skórzewskiej, na której się opierałam.
Adrenaliny, ani kortyzolu nie musimy „spalać”, ponieważ mamy w sobie mechanizmy homeostatyczne i allostatyczne (adaptacyjne), które dbają o to, aby poziom tych hormonów był mniej więcej optymalny. Te procesy działają oczywiście o ile sami staramy się żyć w homeostazie, dbamy o profilaktykę zdrowia fizycznego i psychicznego, nie mamy szeregu chorób które wytrącają nasze ciało z tej równowagi.
Adrenalina jest hormonem i neuroprzekaźnikiem, który działa natychmiast, ma na celu przygotować nas do wysiłku, odpowiada za pobudzenie, przyśpieszone bicie serca itd. Następnie rozpada się samoistnie po maksymalnie kilku minutach. Problemem jest, kiedy nadnercza produkują adrenaliny za dużo. Mówimy wtedy o nadaktywności układu adrenergicznego i może być to efektem przewlekłego, silnego stresu. Jeśli do takiej sytuacji już doszło to jednorazową aktywnością fizyczną tego problemu nie załatwimy. I jak pisałam, wysiłek fizyczny podnosi chwilowo poziom adrenaliny, a nie go obniża. Dlatego osoby z nadciśnieniem tętniczym mają dobieraną intensywność wysiłku ostrożniej.
Większość osób zauważa też, że wysiłek fizyczny działa na nich pobudzająco. Może być w efekcie, krótko po wysiłku odczuwany większy spokój, rozluźnienie, o czym później, ale z definicji adrenalina odpowiada za wzrost pobudzenia i dzięki temu możemy zamiast porannej kawy zrobić kilka szybkich ćwiczeń i tez efektywnie się rozbudzimy.
Kortyzol wydziela się w naszej Osi podwzgórze-przysadka-nadnercza później, wolniej. Jego poziom osiąga w pewnym momencie p*k i naturalnie opada, po kilku godzinach nie powinno być po tym p*ku śladu. Jeśli jest go za dużo, to na zasadzie pętli sprzężenia zwrotnego kora nadnerczy przestaje go wydzielać. Te p*ki związane z wysiłkiem fizycznym, stresorami różnego innego rodzaju nakładają się na krzywą kortyzolową, czyli fizjologiczny poziom kortyzolu, który naturalnie zmienia się w ciągu doby.
U człowieka będącego w ogólnej homeostazie poziom kortyzolu opadnie krótki czas po zakończeniu wysiłku fizycznego. Zauważono ciekawy efekt związany ze sportem, kortyzolem i stresem psychologicznym. Okazało się mianowicie, że po treningu o średniej i wysokiej intensywności, dzięki ujemnemu sprzężeniu zwrotnemu w układzie HPA, jeśli 45 minut po treningu badani wystawieni byli na stres związany z lękiem społecznym (to ewolucyjna cecha, że boimy się mniej lub bardziej oceny innych ludzi) to nadnercza nie reagowały wyrzutem większej ilości kortyzolu. Tak więc trening uniewrażliwił badanych na stres 45 minut po wysiłku.
Im większa intensywność treningu tym większy wyrzut kortyzolu podczas treningu i silniejsza reakcja kompensacyjna. Czy to dobrze, czy źle to kwestia dyskusyjna, bo kortyzol pomaga nam w obliczu stresu. Jednak patrząc na pytanie, czy trening obniży nam poziom kortyzolu możemy powiedzieć: chwilowo podniesie, ale potem mechanizm ujemnego sprzężenia zwrotnego w układzie HPA postara się o to, żeby ten kortyzol nie podniósł się w obliczu kolejnych stresorów, bo co za dużo, to niezdrowo. I to być może odpowiada za uczucie rozluźnienia po treningu.
Zostawiając tą adrenalinę i kortyzol w spokoju, chciałabym zauważyć, że podczas wysiłku fizycznego doświadczamy jeszcze wyrzutu endorfin, dopaminy, serotoniny, oksytocyny. I to moim zdaniem ten koktajl w mózgu sprawia, że czujemy się jednocześnie szczęśliwsi, spokojniejsi, zmotywowani, a przy okazji przyjemnie pobudzeni adrenaliną. Niczego nie spalamy, raczej dorzucamy sobie do garnka dużo smacznych składników, żeby ta zupa nie była taka gorzka. Bo faktycznie sama adrenalina, bez udziału reszty może pchnąć nas w stronę nadmiernej złości, lęku, poczucia frustracji. Wiemy, że to pobudzenie może być przyjemne, albo nieprzyjemne.
Możemy spotkać osoby, które po treningu fizycznym reagują większą złością, agresją, są rozdrażnione. Możemy też po intensywnym ruchowo dniu spać głęboko jak niemowlęta, możemy złapać bezsenność albo obudzić się o 4 nad ranem rozbudzeni jakby ktoś podpiął nas pod prąd.
To zależy od wielu czynników:
- czy układ nerwowy i hormonalny jest w jako takiej homeostazie, czy może już doświadczamy symptomów depresji, zaburzeń lękowych, chorób hormonalnych wpływających na oś HPA.
- czy umiemy się wyciszać po treningu
- jaki mamy stosunek do sportu – czy aktywność ma w ogóle element przyjemności, czy wykonywana jest już wyłącznie pod presją sukcesu.
- na ile jesteśmy obciążeni stresem poza aktywnością sportową. Być może układ nerwowy pragnie relaksu, a treningiem podnosimy mu jeszcze poziom kortyzolu i to zamiast zrelaksować przelewa tą kroplę z pełnego kielicha.
Zatrzymując się jeszcze przy tym działaniu natychmiastowym – podczas i chwilę po aktywności sportowej wrócę do TIPP.
Dlaczego szybkie ćwiczenia fizyczne, takie jak podskoki, dynamiczne przysiady, pompki zostały zalecone jako element tej strategii mającej na celu regulację silnych emocji, skoro to podniesie człowiekowi adrenalinę zamiast ją „spalić”?
Otóż TIPP został przemyślany na sytuację, kiedy ktoś doświadcza bardzo silnych emocji i ma trudność w ich regulacji. Powiedzmy kogoś „zalewa” złość, lęk, smutek. Elementem każdej emocji jest pobudzenie OUN, co wiąże się ze skokiem adrenaliny.
Tak więc mamy taką osobę, którą „roznosi” emocja i związana z nią energia. W tym stanie szaleje nam ciało migdałowate, a kora przed-czołowa odpowiadająca za logiczne myślenie zostanie stłumiona. Człowiek przestaje panować nad sobą. Zazwyczaj w takich momentach dochodzi do zachowań impulsywnych, które mogą przyjąć postać agresji lub autoagresji. Bo generalnie adrenalina przygotowuje nas do działania. Ciało jest w gotowości, aby COŚ zrobić, a emocje podpowiadają nam, że powinniśmy spożytkować tą energię przeciwko komuś, kto nas zdenerwował, albo sobie, jeśli złość kierujemy wewnątrz.
Ewolucyjnie bardzo logiczne, tylko że kiedy ludziom wymyka się spod kontroli to robią rzeczy, których potem długo, czasem całe życie żałują. Autorefleksja po wybuchu, szczere chęci, aby to się nie powtórzyło nie działają, ponieważ w przypływie tak silnych emocji nie ma logicznego myślenia i przewidywania konsekwencji.
Długofalowo osoby doświadczające impulsywności uczą się nie doprowadzać do momentu kryzysu, jednak to jest długotrwały proces, a życie dzieje się w międzyczasie. Z drugiej strony w życiu każdego człowieka, nawet po 20 latach medytacji mogą wystąpić zdarzenia i czynniki, które nas z długo rozwijanej i pielęgnowanej samokontroli wyprowadzą.
Warto mieć na to poprawkę, że kryzysy się zdarzają, częściej lub rzadziej i z różną intensywnością, ale strategie radzenia sobie z kryzysem są inne niż radzenia sobie w równowadze.
Wracamy do naszego człowieka, w którym gotują się emocje i poziom adrenaliny jest pod korek. Ciało jest w gotowości do działania, doświadcza przyrostu siły.
Możemy mu powiedzieć „weź kilka głębokich oddechów, aby się wyciszyć”. I czasem, zwłaszcza po regularnych treningach oddechowych to się może udać. Ale często już ta motywacja do akcji jest zbyt silna i lepiej człowiekowi spożytkować tą siłę i energię na wysiłek fizyczny zamiast na agresję lub autoagresję.
I jest to bezpieczny schemat behawioralny, ponieważ przysiady, podskoki, pompki nie są eksplozywne. Kiedyś w psychologii funkcjonowała tzw. hydrauliczna teoria emocji, według której powinniśmy dać upust swojej złości w bezpieczny sposób np. waląc pięściami w poduszki, kopiąc jakiś bezpieczny przedmiot, wrzeszczeć na całe gardło tam, gdzie nikt nie słyszy. Przynosiło to ludziom szybką ulgę, poziom pobudzenia drastycznie spadał, jednak okazało się, że długofalowo te osoby uczą się takiego właśnie schematu: złość → odreagowanie poprzez uderzanie, kopanie, rzucanie, przewracanie. Czyli po prostu uczyli się zachowań agresywnych wobec bezpiecznych obiektów. A ten schemat łatwiej przenosili potem na mniej bezpieczne obiekty, które były w zasięgu: ludzi, obiekty których wcale nie chcieli niszczyć. To czysty behawioryzm. Zachowanie → ulga → powtarzanie zachowania w innych warunkach. Bieganie, podskoki, pompki nie są niszczycielskie. Nie obniżają same w sobie adrenaliny, chwilo mogą ją nawet podnieść, ale ona i tak samoistnie za kilka, kilkanaście minut opadnie, kora przed-czołowa wróci do myślenia, ale ten impuls do działania został spożytkowany. Rośnie poczucie sprawstwa, ponieważ coś zrobiliśmy ze swoim impulsem ale nie było to ze szkodą dla nikogo.
Badania nad regulacją emocji pokazują, że wcale nie musimy prowadzić do eskalacji napięcia, aby je regulować, wyrażać. Wręcz bardziej skuteczne jest, jeśli to napięcie obniżamy. A ekspresja emocji może następować poprzez rozmowę, sztukę, działania na rzecz celu, przytulenie się, łzy, mimikę twarzy i postawę ciała, ton głosu. Konstruktywna ekspresja emocji zakłada, że to my decydujemy co chcemy z naszą emocją zrobić, a nie emocje decydują za nas przeciwko naszym celom, wartościom.
To jest trochę inna sytuacja, niż kiedy mówimy o codziennym stresie, który nie odbiera nam samokontroli. Stres wiąże się z emocjami i ekspresja emocji będzie wiązała się z regulacją stresu, ale to już wejście na inny obszar rozważań, niż relacja stresu ze sportem, czy wysiłkiem fizycznym.
Tak więc krótkoterminowo wysiłek fizyczny może nas rozluźnić, dostarczyć korzystnego koktajlu neuroprzekaźników kojarzonych z przyjemnością, dać poczucie satysfakcji, dobrze wpłynąć na napięcie mięśniowe, sen, koncentrację i pamięć. Może też spożytkować w bezpieczny sposób pokłady adrenaliny, które się w ciele właśnie pojawiły ze względu na jakiś intensywny stresor psychologiczny.
Jednak sam w sobie wysiłek fizyczny o umiarkowanej i wysokiej intensywności jest dla organizmu stresorem i musimy umiejętnie tym zarządzać, dać sobie czas na wyciszenie i regenerację po wysiłku. To tam następuje ostateczne obniżenie napięcia: kiedy mamy czas na rozciąganie, masowanie mięśni, głębokie oddechy lub po prostu leżenie i patrzenie w sufit. Dlatego w kwestii redukcji stresu tak bardzo poleca się jogę, gdzie okresy wzmożonego napięcia i wysiłku kompensowane są momentami relaksacji, uważności, gdzie świadomie pracuje się z oddechem. W relaksacji metodą Jacobsona napinamy mięśnie, żeby je potem bardziej świadomie rozluzować wraz z wydechem.
Teraz przejdźmy do efektów długoterminowych. Czy regularna aktywność fizyczna pomaga nam redukować stres, czy go podnosi?
Z jednej strony mamy badania naukowe, które pokazują, że regularna aktywność fizyczna o umiarkowanym, ale też intensywnym nasileniu działa pozytywnie na nasze zdolności radzenia sobie ze stresem przede wszystkim ze względu na mechanizmy adaptacyjne.
Wspominałam już, że adrenalina i kortyzol, jako hormony wiązane ze stresem mają swoje mechanizmy hemoeostazy i allostazy, czyli adaptacji do zmienionego środowiska.
To oznacza, że nasz organizm wystawiany regularnie na stresory, jeśli w równowadze doświadcza regeneracji i relaksu, adaptuje się do bardziej stresujących warunków środowiskowych.
Na końcu artykułu podlinkuję badania, według których regularny sport poprawia funkcjonowanie naszej osi HPA, zmniejsza reaktywność tej osi na stresory, w tym psychologiczne. Okazuje się również, że osoby trenujące sporty wytrzymałościowe, gdzie subiektywny wysiłek jest intensywny, mają szybszy skok adrenaliny niż, niż osoby nietrenujące, co skuteczniej i szybciej przygotowuje ich ciało do intensywnego wysiłku.
Tak więc w optymalnych warunkach regularny sport, w dłuższym odstępie czasu pomaga nam radzić sobie ze stresem, który się naturalnie w życiu pojawia. Jesteśmy bardziej odporni, mniej reaktywni, mamy mniejsze konsekwencje zdrowotne: lepiej chronione jest nasze serce itd. w obliczu tych samych życiowych stresorów. Natomiast wchodzi w to jeszcze sto różnych innych czynników, w tym czynniki psychologiczne takie jak skłonność do pesymizmu, zamartwiania się, perfekcjonizm itd.
I mamy też ciemną stronę tej relacji sportu ze stresem. Możemy doświadczyć też tzw. „syndromu przetrenowania”. To sytuacja, kiedy ze względu na zbyt wysokie obciążenie wysiłkiem, brak regeneracji sportowiec doświadcza spadku wydolności wysiłkowej z towarzyszącymi objawami fizjologicznymi i psychologicznymi.
Wciąż nie ma pewności co do dokładnych mechanizmów tego zjawiska, ale najbardziej udowodniona została teoria związana właśnie z dysregulacją sprzężenia zwrotnego osi podwzgórze-przysadka-nadnercza (HPA), co prowadzi do trwałego wydzielania kortyzolu i oporności na kortyzol, skutkuje rozległymi nieprawidłowościami neurochemicznymi, hormonalnymi i immunologicznymi.
Oprócz samej intensywności treningów i braku regeneracji znaczenie ma wiele, wiele innych czynników, w tym czynniki psychologiczne, takie jak nadmierna presja na sukces, ilość silnych stresorów poza sportem (choroba, śmierć osoby bliskiej, trudności w relacjach, problemy w pracy, szkole itd.)
Poza sportem profesjonalnym, gdzie umiarkowana lub intensywna aktywność fizyczna uprawiana jest hobbystycznie, sport może wcale nie być główną przyczyną utraty homeostazy osi HPA, odporności na stres, rozwinięcia się symptomów depresji i nadmiernego lęku. Mógł być czynnikiem, który przestał był chroniący, a zaczął być obciążający, ponieważ nasz organizm obciążony innymi stresorami (okres rozwodu, choroby bliskiej osoby, pracy zawodowej ponad siły) przestał mieć możliwość skutecznej regeneracji układu nerwowego pomiędzy treningami. Pojawiła się bezsenność, większa reaktywność na stres, chroniczne napięcie mięśniowe i koło się zamyka. Nagle się okazuje, że po treningu, kiedy normalnie nasz poziom adrenaliny powinien spadać, my jesteśmy już w biegu do pracy albo podczas kolejnej kłótni z partnerem, partnerką, w pośpiechu przed deadlinem raportu w pracy. Ciągle, ciągle w pełnej mobilizacji. Strategie relaksacji, które działały już nie działają, bo ciało jest jak z ołowiu. Kiedy pojawia się bezsenność znika regenerujący sen. Nie możemy liczyć, że w takim natężeniu stresu z każdej strony, bez chwili na oddech, wrzucenie sobie intensywnego treningu, który z definicji też jest stresorem, będzie nas regenerować.
Podsumowując związek sportu ze stresem jest skomplikowany. Intensywność wysiłku jest subiektywna, ponieważ dla osoby, która biega od dziecka i ma za sobą serię maratonów przebiegnięcie 5 kilometrów wywoła zupełnie inną reakcję układu nerwowego niż u osoby, która całe życia unika wysiłku.
W tą układankę wchodzi masa czynników biologicznych, jak ogólny stan zdrowia, genetyczne predyspozycje, czynniki osobowościowe i sytuacyjne.
Nie chcę więc nikomu doradzać ile i jakiego sportu powinien uprawiać, aby uodparniać się na stres, a ile to za dużo.
To, co mogę doradzić każdemu, to rozbudzanie w sobie świadomości swojego ciała i obserwacja na co jak reagujemy. Możemy mieć okresy kiedy w nagromadzeniu sytuacji stresowych regularny sport będzie naszym wybawieniem. Możemy mieć okresy, kiedy jednak z różnych przyczyn zbyt duże obciążenie dla naszego układu nerwowego i powinniśmy zwolnić, więcej czasu poświęcić na regenerację, nauczyć się lepiej relaksować.
Dlatego sprzeciwiam się takim instagramowym przekazom, które za przysłoną profesjonalnie brzmiących słów wprowadzają ludzi w błąd.
Uważam, że da się zbudować przekaz, który będzie uproszczony, ale jednak prawdziwy. Np. taki, że regularna aktywność fizyczna może nam pomóc w redukcji stresu krótko po wysiłku i długoterminowo, pod warunkiem, że mamy możliwość regeneracji układu nerwowego pomiędzy treningami, ponieważ sam wysiłek fizyczny pobudza współczulny układ nerwowy. Ten sam, który odpowiada za reakcję stresową.
Linki:
https://pmc.ncbi.nlm.nih.gov/articles/PMC7296409/
https://pmc.ncbi.nlm.nih.gov/articles/PMC7296409/
https://pubmed.ncbi.nlm.nih.gov/18416594/
https://pubmed.ncbi.nlm.nih.gov/9535578/
https://pubmed.ncbi.nlm.nih.gov/3327495/
https://www.fitnessgenes.com/blog/your-adrenaline-baseline-level-trait
https://www.sciencedirect.com/science/article/abs/pii/B9780123948151000082
https://pmc.ncbi.nlm.nih.gov/articles/PMC9902068/
https://www.physio-pedia.com/Overtraining_Syndrome
https://www.sciencedirect.com/science/article/pii/S0306453021002109