19/11/2025
Czasem najbardziej rani to, co zostało powiedziane „żartem”.
Często po sesji wraca do mnie jedna myśl:
jak ogromny wpływ na relacje ma to, jak mówimy.
Nie tylko co, ale z jaką intencją.
Bo między humorem a ukrytym ciosem jest bardzo cienka granica —
niewidoczna na pierwszy rzut oka, ale wyraźna w sercu osoby, która słucha.
🟡 Jest żart, który rozluźnia.
Taki ciepły, wspólny, bez potrzeby wygrywania.
On buduje więź.
🟠 Jest żart, który tak naprawdę mówi: „jestem zraniona/y”.
Uśmiech na ustach, ale napięcie w tonie.
To już nie humor — to sposób, by nie powiedzieć wprost, co naprawdę boli.
🔴 I jest słowo, które udaje żart, a w środku ma ostrze.
I nawet jeśli wypowiesz je z uśmiechem, zostawia ślad, którego druga osoba nie zapomni.
W relacjach widzę to bardzo często:
ktoś używa ironii, bo boi się konfrontacji,
ktoś sięga po sarkazm, bo nie umie inaczej pokazać złości,
ktoś „żartuje”, bo nie potrafi powiedzieć:
„Jest mi trudno.
Czuję się nieważna/y.
Potrzebuję, żebyś mnie usłyszał/a”.
A przecież komunikacja to nie tylko słowa.
To energia, którą niesiemy.
To intencja pod spodem.
To odpowiedzialność za to, jaki ślad zostawiamy w drugim człowieku.
Bo humor potrafi połączyć,
ale ukryta agresja — nawet wypowiedziana z uśmiechem — zawsze oddala.
I w tym wszystkim chodzi o jedno pytanie:
kim chcę być w tej rozmowie?
W tej relacji?
W tym kontakcie?
Ton, który wybierasz, to nie przypadek.
To wybór.
Twój wybór.