18/08/2023
Myślałam, że pogryzę Marcina, a Marcin na pewno miał ochotę pogryźć mnie.
I to wcale nie w ramach miłosnych gierek.
Prawda była taka, że wszyscy czuliśmy przesyt, mieliśmy siebie dość – i my z Marcinem i spędzająca z nami wakacje trójka dzieci.
Bo bycie ze sobą 24/7 nie jest łatwe.
Do tego jeszcze mega upał i super upierdliwe komary.
Sara też dodawała swoje co nie co.
Ciągle marudziła, robiła na złość, chciała tylko na rękach podczas, gdy nikt nie miał siły jej nieść w takim upale.
Zawsze bawi mnie, gdy ktoś sobie wyobraża, że jest możliwe, żeby tak już mieć wszystko ‘przerobione’, żeby nie czuć silnych emocji i nie wchodzić w konflikty.
Powiem więcej – taka dynamika rodzinna (czy w jakimkolwiek innym układzie) – byłaby sztuczna i nie byłoby w niej miejsca na bliskość.
Bo bliskość może być tylko tu, gdzie jest przestrzeń i na nieprzyjemne rzeczy – w świadomy, dojrzały sposób.
Ale dziś nie o tym, tylko o sercu.
Bo niezależnie od tego, co się między nami, na poziomie ego, dzieje – nieważne ile w nas aktualnie złości, żalu czy obrazy – w sercu wszyscy jesteśmy zawsze dla siebie, serce chce być otwarte i kochające.
Serce przyjmuje wszystkich i wszystko.
I żeby o tym się przekonać – wystarczy czasem chwila, która w naszej chwilowej awersji do siebie – nagle się pojawiała.
A było to tak.
Każdy sobie, bo musimy od siebie odpocząć.
Siedzę z nosem zanurzonym w książce i chowam w cieniu zdającego się zaraz odlecieć z wiatrem – parasola.
Marcin kilka kroków dalej – leży na wyścielonej kamieniami plaży próbując się zrelaksować.
Dziewczyny daleko w wodzie.
Kłócą się nie wiadomo o co, ale zapewne o jakieś głupoty w stylu – kto szybciej przepłynął jakiś dystans, kto oszukiwał itp.
A nasza Sara, która – rzecz jasna – nie potrafi pływać – nabrawszy w ostatnich dniach pewności, że jednak woda ją cały czas unosi, nie zdając sobie sprawy z tego, że elementem unoszącym jej ciało jest kamizelka – rozbawiona pędzi do głębokiej wody, bez niczego.
Ja zdębiałam, po czym przyszła mi myśl – nieeeee, nie wejdzie, przecież boi się sama do wody i to jeszcze bez kamizelki.
Ona jednak dalej pędzi.
Nogi mi miękną, podnoszę z leżaka z prędkością światła szanowny tyłek – i biegnę w jej kierunku.
W tej samej sekundzie słyszę głos Zosi i Julki – Saraaaa! Nieeeee! Nie wchodź. Tam jest głęboko. Saraaa! Nie !
W głosach rozpacz. W ułamku sekundy zostawiły kłótnie, nic się nie liczyło oprócz dystansu, który dzielił je w wodzie do Sary.
Odpychając w desperacji wodę próbowały jak najszybciej ją zatrzymać.
Miały jeden cel, były jednym teamem. Połączyły się w sercu, które zawsze reaguje miłością.
I jeszcze Marcin.
Usłyszawszy krzyki dziewczyn i moje wołanie – podniósł się na równe nogi i zaczyna to samo – czyli biegnie w stronę najwyraźniej rozbawionej sytuacją Sary.
Dla niej – fakt tego, że wszystkich postawiła na nogi, że wszyscy na nią patrzą, do niej biegną – było tylko zachętą, żeby iść dalej w wodę.
To przecież taka super zabawa – jeśli cokolwiek myślała to na pewno było to właśnie tego typu zdanie.
Nie wiem ile minęło, na pewno nie więcej niż kilka sekund – każdy z nas stoi przy niej, każdemu serce mocno bije.
W tej jednej, przerażającej dla nas wszystkich chwili – ego zniknęło, ego nie było. Była tylko miłość.
Bo tu, gdzie życie płynie i gdzie reagujemy sercem – obraza, duma, złość i tego typu zagrywki – są tylko śnieniem, wyobrażeniem.
Wszyscy łączymy się w sercu.
I nie jest to tylko tego wpisu wywód.
Instytut Heartmath udokumentował wielokrotnie, że kiedy na świecie dzieje się dotkliwe, bolesne zdarzenie – ulokowane w różnych miejscach Ziemi urządzenia pomiaru koherencji ludzkich serc odnotowują zadziwiające, kosmiczne jej wzrosty.
Mój przykład jest błahy, niewinny choć oczywiście było tu realne zagrożenie. Jednak na większą skalę, w większym wymiarze – gdy serce pęka to się otwiera.
Pamiętajmy o tym, gdy dzieje się coś, czego nie chcemy.
Pamiętajmy o tym, gdy coś jest nie po naszej myśli.
Gdy myślimy, że życie robi nam na złość.
Gdy wierzymy, że tego być nie powinno.
Gdy wysyłamy listy z reklamacjami do Boga, odgrażamy się życiu.
Życie wie i wszędzie tu, gdzie rozbuchane ego zaczyna przewodzić – może wydarzyć się coś, co przywraca je na swoje miejsce, a na tronie znowu zasiada kochające serce.
Bo w sercu wszystko i wszyscy jesteśmy połączeni.
My, wróciliśmy do domu pogodzeni. Wdzięczni za kolejne życiowe doświadczenie i za siebie.