28/08/2025
Używanie urządzeń ekranowych i dostępnych za ich pośrednictwem stron i aplikacji – to wszystko strategie zaspokojenia naszych potrzeb. I to strategie łatwe i przyjemne, więc nasz układ nagrody lubi to. Jednak używając telefonu, nie zaspokajamy przecież potrzeby używania samego urządzenia, lecz inną, znacznie głębszą. Jaką? To bardzo dobre pytanie! I nie ma na nie jednej odpowiedzi. Dla kogoś będzie to potrzeba bycia zauważonym, dla innej osoby potrzeba przygody, wygody czy wyrażenia siebie.
Zrozumienie, że każdym z nas kierują potrzeby, jest kluczem do higieny cyfrowej. Bez tego nie pomoże nawet tuzin aplikacji ograniczających czas ekranowy. Jeśli odetniemy sobie nagle dostęp do telefonu, którym uciszaliśmy tak wiele naszych potrzeb, i nie postaramy się zaspokoić ich w inny sposób, to nabawimy się jedynie frustracji i głodu ekranowego. Ja się na to nie piszę.
Teraz możecie zapytać: no ale skoro apki i generalnie internet zaspokajają nam tyle potrzeb, to w czym problem? Po co to zmieniać?
Otóż właściwe pytanie brzmi: czy naprawdę zaspokajają każdą potrzebę, która nas kieruje w stronę ekranu? A nawet jeśli tak jest, to czy zaspokojenie jednych potrzeb ekranem nie powoduje przy okazji zaniedbywania innych?
Urządzenia ekranowe zapewniają nam szczególnie silne zaspokojenie niektórych naszych potrzeb, co sprawia, że tracimy kontrolę nad czasem. Tak jest w przypadku potrzeby stymulacji i pobudzenia (tak! istnieje taka potrzeba i nie jest to nic złego). Twórcy aplikacji społecznościowych, gier i innych serwisów online doskonale o tym wiedzą – pamiętacie, co mówił Sean Parker, że dają nam działeczkę dopaminy? To właśnie nasze potrzeby są tym słabym punktem, który jest wykorzystywany, a o którym wspomina Parker. Serwisy i aplikacje internetowe projektowane są w taki sposób, by kojarzyły nam się z zaspokojeniem potrzeb, a tam, gdzie się da, te potrzeby podsycały. To ostatnie powodują na przykład algorytmy traumy w mediach społecznościowych takich jak TikTok, Facebook, Instagram czy YouTube, które podsuwają użytkownikom niepokojące treści, celujące wprost w naszą potrzebę bezpieczeństwa. Bo jeśli się czegoś boimy (czyli nasza potrzeba bezpieczeństwa jest zachwiana), to chcemy się o tym jak najwięcej dowiedzieć.
To dlatego potrafimy godzinami skrolować i od kliku do kliku być wodzeni za kciuk, choć czujemy się przez to coraz gorzej. Istnienia algorytmów traumy dowiodło wiele badań, prowadzonych przez takie organizacje jak Amnesty International, Centre of Countering Digital Hate czy polską Fundację Panoptykon. Firmy będące właścicielami wymienionych mediów społecznościowych mogłyby bez problemu wyłączyć algorytmy traumy, ale pozbawiłyby się wówczas skutecznego sposobu żerowania na naszych potrzebach w celu uwiązywania naszej uwagi w ich aplikacjach. Ot, niewesoła prawda o na pozór rozrywkowych aplikacjach.
Magdalena Bigaj, "Twój telefon, twoje zasady. Jak dzięki higienie cyfrowej żyć po swojemu" Wyd. WAB, premiera 25 września
fot Logan Voss