01/02/2025
Styczeń, grudzień, listopad. Te kolaże doskonale oddają mój stan psychofizyczny z ostatnich trzech miesięcy. Listopad i grudzień były dla mnie wyjątkowo obciążające pod wieloma względami. Miałam mniej czasu na las, ale też brakowało mi sił i motywacji. Stał się dla mnie przytłaczający. Wiem, że to było odbicie moich własnych przeżyć, ale nie potrafiłam w nim znaleźć ukojenia. Styczeń już był inny, znalazło się w nim miejsce na spotkanie w naturze z innymi i odbycie wspólnej kąpieli leśnej, ale zanim... To był listopad i grudzień...
Odkąd pracuję nad swoją relacją z naturą, łatwiej mi przyjmować trudne, choć naturalne aspekty życia – w tym odchodzenie i śmierć. Widok bliskiej osoby zjadanej przez chorobę był bolesny, ale nie obezwładniający. To, co kiedyś łamało mnie na samą myśl, w chwili próby nie było już nie do zniesienia.
Cieszę się, że mogłam przy niej być. Że nie bałam się patrzeć, dotykać, pomagać. Okazywać troskę, przytulać, głaskać, trzymać za rękę – także wtedy, gdy życie już uleciało.
Przez ostatni rok często myślałam o śmierci, ale z akceptacją, którą daje mi kontakt z naturą. Smutek i żal po stracie są we mnie, ale dobrze, że są. Akceptuję je – tak samo jak tęsknotę i pustkę, które po niej zostały...