
07/07/2025
🕵️♂️🐟 Sobota, 5 lipca 2025, godzina 12:10
Wpadłem do Biedronki tylko po kilka drobiazgów jak zwykle, no dobra, może nie do końca jak zwykle, bo miałem w planie zgarnąć do testów kilka produktów z nowej mocno reklamowanej kategorii „BIEDRO NOWE” - czyli z dedykowanej kategorii dla nowych produktów w sklepach tej sieci.
Biedra ułatwiają mi robotę testera z tą nową kategorią i łatwiej będzie mi sprawdzać te „perełki” na bieżąco - szykuje się dobry ubaw. Ale powracając do tematu to miała być zwykła sobota, bez żadnych śledztw w planach. Ale wystarczyło kilka kroków między lodówkami i już wiedziałem, że coś jest nie tak. Ten zapach, ten chłód - nie z klimatyzacji. Znowu poczułem te ciarki na plecach.
I wtedy go zobaczyłem.
„Dorsz czarny – porcje bez skóry” - wyglądał znajomo, ale coś mi nie pasowało. Cena 32,90 zł/kg. Leżał sobie niewinnie w plastikowej tacce jak reszta ryb, ale kolor był lekko szary, mięso ciemniejsze. Już wiedziałem, że muszę się mu przyjrzeć lepiej. Odwracam i spoglądam na etykietę - no tak - rozmrożony, o tym nie wspomnieli na froncie i myślałem, że na tym koniec.
Nagle - szturchnięcie w ramię.
- To nie dorsz. To czarniak. - moja tajna informatorka Grażynka, jak zawsze, pojawiła się znikąd. W kapeluszu i wózkiem pełnym pomidorów z promocji.
- Czyli co, znowu przekręt? – zapytałem.
- Niby nie, ale ludzie myślą, że „dorsz czarny” to po prostu tańszy dorsz, a to zupełnie inna ryba - „Pollachius virens”, czarniak. Nie ma nic wspólnego z dorszem atlantyckim „Gadus morhua”, którego mięso jest białe, jędrne i delikatne. Czarniak ma ciemniejsze, często szarawo-zielonkawe mięso i specyficzny smak - mocno rybny, czasem wręcz ostry. Jest też bardziej gumowaty i mniej delikatny. Nadaje się raczej do zup i potraw duszonych niż na filet z patelni czy smażony w panierce na głębokim oleju.
Popatrzyłem jeszcze raz na opakowanie, na etykietę. Wszystko się zgadzało - "dorsz czarny" i faktycznie jest też nazwa łacińska „Pollachius virens”, zero ściemy, ale…kto wie, że to nie „TEN” dorsz? No właśnie...i od razu na głos pomyślałem:
- Kurde, a w smażalniach nad morzem co ludziom podają?
- Ha! Dobre pytanie! Często w panierce właśnie czarniaka, bo jest znacznie tańszy w hurcie, a ludzie się nie znają i potem płacą za czarniaka 140-160 zł za kilogram albo i więcej, w takich „smażalniach”. W karcie jako „dorsz”. Klient myśli, że je rarytas, a je techniczną rybę z dna.
- Patrz na mięso - mruknęła jeszcze Grażynka. - Czarniak po usmażeniu robi się ciemniejszy, ma mniejszą zawartość tłuszczu, szybciej się rozpada. Dorsz atlantycki - to inna liga: białe, zwarte mięso, bardzo delikatne i rozpływające się w ustach a nie jak guma do żucia.
Ledwie zdążyłem powiedzieć - dzięki, a Grażynka zniknęła jak zwykle bez pożegnania.
Zrobiłem zakupy i wziąłem kilka nowości z „BIEDRO NOWE” do sprawdzenia. Zapłaciłem w kasie samoobsługowej, która jak zawsze wrzeszczy, że coś jej nie pasuje. Ulotniłem się szybko. To miały być zwykłe szybkie zakupy, a znowu wyszło śledztwo, bo jeśli ktoś podaje dzieciom zakamuflowany cukier, albo wpycha czarniaka za dorsza, to ja nie mogę przejść obojętnie. Pamiętajcie dorsz atlantycki to „Gadus morhua”, a czarniak to tylko jego cień.
📷 Dowody jak zawsze w komentarzach.