31/07/2021
Moi drodzy, kochani prezentujemy fragment książki pod tytułem „Rozważania okołoschizofreniczne”, której autorką jest Sylwia Mensfeld.
(...)Czułam się skończona. Psychiatryczna, brutalna w moim odczuciu ingerencja w mój sposób postrzegania kazała mi wierzyć, że lekarze zaślepieni są ideologią wynoszącą to, co powszechne nad to co odmienne w imię przystosowania się do życia w społeczeństwie, że gloryfikują zrównoważoną przeciętność kosztem indywidualizmu. W moich urojeniach było coś tak olśniewającego, jakieś pierwotne piękno, że stawiałam zaciekły opór wobec leczenia.
Mimo to znalazłam skuteczny sposób, by obronić swe idee, wyrazić własne stanowisko. Kiedy pisałam coś mrocznego czaiło się blisko, coś zatrważającego szeptało słowa pełne pasji, bólu i poczucia krzywdy. Jednak gdy akt twórczy zmierzał ku końcowi zaznawałam błogiego spokoju i wyciszenia, bowiem poddawane analizie przeżycia zostawały zobiektywizowane. Sztuka jest fenomenem. Przychodzi z pomocą gdy wszystko zdaje się skończone, gdzie nie ma nic prócz płaczu i ciemności, a straszna wewnętrzna noc rozrasta się i potężnieje i żadne banalne światełko w tunelu nie ma racji bytu. Ono jest dla naiwnych, którym wydaje się że panują nad życiem, bo za mało doznali, po prostu mają szczęście, nie przydało się im to co odbiera siły, a więc trwają w błogim poczuciu szczęścia, do czasu. Sztuka jest absolutem. Gloryfikuje osobiste, indywidualne poznanie, mówi; nie, gdy wszyscy bezmyślnie potakują bo boją się porzucić wygodną drogę, która wiedzie wprost do haniebnego, bo całkowitego przystosowania się, co się nazywa konformizmem. Człowiek buntujący się to ktoś młody albo artysta. To już wskazuje, że bunt nie jest wcale jedynie zabawą znudzonego szkołą, przeciętnego nastolatka. Przeciwnie, ażeby przeciwstawić się otoczeniu trzeba być w jakimś punkcie nieprzeciętnym, odznaczać się niezależnością, bo wcale nie jest łatwo podjąć walkę, gdy w jej ogniu człowiek staje się autsajderem, pojedyncza osoba, która próbuje projektować własne przekonania i ideały w świat podważając rolę autorytetów ryzykuje, że ci zastosują wobec niej ostracyzm społeczny. Tak więc i mnie, przeciwstawiającej się przymusowej normalności zdarzało się twórczo buntować. Odrzuciwszy wewnętrznego cenzora poddałam siebie gruntownej introspekcji, zaakceptowawszy swą odmienność, upatrywałam w niej zamysł działania Bożego, który wedle wielu inność uczynił, by była dopełnieniem tego, co powszechne a świat nie był jednowymiarowy. Jak napisał ksiądz Jan Twardowski; gdyby wszyscy byli tacy sami nikt nikomu nie byłby potrzebny. W moich wierszach nagminnie pojawiał się motyw śmierci zawarty w obrazie cmentarzy, pustyni i pogorzelisk, zgliszcz i martwoty. Dominował nastrój depresyjny. Gdzie nie gdzie jedynie pobrzmiewały jedynie patetyczne hymny pochwalne ku zbawczej nadziei, jednak zamierały one prędko zdławione przez siły ciemności. A jednak im bardziej odczuwałam ten dojmujący smutek, tym bardziej rozświetlałam aspekty ducha światłem świadomości. To, że spod mojego pióra wychodziły całkiem dojrzałe formalnie i naznaczone osobistym poznaniem pełne autentyzmu utwory, powodowało, że choć przez chwilę wierzyłam w siebie, w to że nie koniecznie jestem jedynie żałosnym abnegatem, kaleką w świecie techniki i logiki, kimś kto nie potrafi funkcjonować samodzielnie, nie odnajdując kompletnie swego miejsca w społeczeństwie. To co pisałam niejednokrotnie ukazywało szarpiący duszę sprzeciw, niezgodę na rzeczywistość pozbawioną ideałów młodości których nic nie zastąpiło oraz fakt że nastała samotność i nie potrafiąc sprostać najprostszym życiowym wyzwaniom, stopniowo wycofywałam się w siebie i cichutko przycupnęłam u podnóża potężnego, prawdziwego świata. Biernie, bezczynnie czekałam, aż znajdę taką siłę, która generowała by działania, nauczyła brać się z życiem za bary, walczyć o jego jakość. Wtedy to pisanie powodowało, że wkraczałam na wyżyny. Każdy kolejny ukończony wiersz powodował że czułam się niczym alpinista, który po długotrwałym wysiłku osiągnął szczyt i z wysokości spogląda na niziny, gdzie pozostały łzy, słabości i fobie. Byłam ponadto, stabilna, znowu młoda, pozytywnie myśląca, dumna z siebie. Nabierałam przekonanie że potrafię w sposób wartościowy operować słowem, z czasem wypracowałam sobie całkiem oryginalny sposób wypowiedzi pisemnej. W szybkim tempie powstawały utwory pełne archaizmów, udziwnień, uporczywych stylizacji, całość zaś wychodziła poza normę językową.