13/03/2024
Ostatnio kilka razy zdarzyło mi się usłyszeć odpowiedź na niezadane pytanie "moje dzieciństwo było dobre", albo "naprawdę miałem normalne dzieciństwo". I ja w to wierzę.
I jednocześnie słyszę to do osób, które zgłaszają się po pomoc, bo coś w życiu nieznośnie uwiera.
To tak, jakby jakiś kawałek nie dowierzał, że można się z czymś zmagać w dorosłości, jak dzieciństwo było ogólnie ok.
Czytam książkę Gabora Mate "Bliskie spotkania z uzależnieniem" i znajduję tam taki fragment:
"Dziecko nie musi doświadczyć traumy w ścisłym znaczeniu tego słowa, żeby utracić kontakt z własną istotą - poczuciem jedności ze wszystkim, co istnieje. Gdy niemowlę przychodzi na świat, jest w pełni obecne i otwarte, wkrótce jednak zaczyna się zamykać na to w sobie, czego świat nie potrafi rozpoznać i z miłością zaakceptować. W konsekwencji tego obronnego zamykania się, twierdzi psycholog i nauczyciel duchowy A. H. Almaas, może dojść do wyparcia najważniejszych cech, takich jak zdolność do odczuwania miłości i radości, siły, odwagi, czy pewności siebie. W ich miejscu pozostaje pustka, poczucie braku."
I dalej za A.H Almaasem
"Ludzie nie wiedzą, że ta pustka, poczucie braku, to objaw utraty czegoś ważniejszego, samej esencji.
Uważają, że to oni sami, w głębi, są tą pustką i brakiem, i że nie da się z tym nic zrobić. Sądzą, że to z nimi coś jest nie w porządku, że na podstawowym poziomie coś jest z nimi nie tak."
I często drogowskazem do tej pustki i poczucia braku są przekonania, które słyszymy w swojej głowie, np. nie można mnie kochać, tak naprawdę jestem nic nie wart/warta (tylko nikt się jeszcze nie połapał, tak świetnie to chowam), nie zasługuję na więcej, nikomu nie można zaufać...itd.
I teraz w dorosłym życiu to my sami możemy powrócić do tych małych części w nas, które pozostały w tamtym momencie i czekają tam na nas, nasze ciepło, czułość, uwagę, miłość.
I gdy dostaną to czego potrzebują wówczas pojawia się wewnątrz więcej przestrzeni, spokoju, radości i nowej energii.
Tego życzę Nam wszystkim