14/12/2022
Czasem jak myślę o tym, jak miałabym namalować swój autoportret przychodzi do obraz kobiety trzymającej w ręce topór i z odrąbaną głową.
Mocne nie?
Głowa jest na swoimi miejscu. Kobieta ubrana zgodnie z panującą modą, czysto, z miłym wyrazem twarzy, obok niej rodzina. W tle inni ludzie, życie normalnie się toczące.
Jedynie cieńka kreska na szyi i maleńka kropla krwi na kołnierzyku wskazują na to, że głowa jest odcięta. Większość głów jest odcięta w ten sposób w na tym obrazie.
Odcinamy się powoli, topór to tylko symbol, kawałek po kawałku, żeby nie czuć bólu. Zaczynamy dość wcześnie, czasem nawet jako noworodki, gdy nasi najbliźsi nie mogą znieść naszego płaczu, być przy nas w naszym cierpieniu. Potem kolejne centymetry kiedy dowiadujemy się, że to co czujemy jest błędne, że nie możemy się złościć albo mamy się wstydzić, że mamy przestać „ryczeć” albo tłumaczyć się „ czego się tak cieszysz?”
Jeśli od nieczucia zależy nasze przetrwanie (bo z emocjami rodzic nas nie umie przyjąć), to wybieramy je odciąć, nawet kosztem siebie.
Odcinając je jesteśmy coraz bardziej zamarznięci. Trwamy z dnia na dzień, ale nie czujemy że żyjemy. Czasem coś nam przypomni na moment o tym, że mamy ciało, jakiś seks, smak, zapach czy obraz, taniec czy ból w klatce, ale szybko wracamy na autopilota, bo nauczyliśmy się, że tak tylko inni nas mogą kochać.
Czucie to życie. Jest drogą do nas samych, do autentycznego zaangażowanego życia, stawiania granic, wolności i w końcu - kochania. Miłością, której nikt nie może odciąć, bo wypływa z nas!
Do czucia wracamy przez świadomość ciała. Ono jest naszą drogą, a emocje są komunikacja ciała z umysłem, nieświadomości ze świadomością. Poznając tą komunikacje możemy scalić wszystkie cząstki siebie i zacząć żyć.
A ja będę tu Wam o tym przypominać i uczyć o tym pięknym procesie podążania w głąb siebie i CZUCIA.