19/04/2025
🌿Nepal i Joga, o której zapomniałam
Po 14 latach różnych etapów w moim odczuwaniu, rozumieniu Jogi, wylądowałam w Nepalu, który mnie znowu wytrącił z tego, co ze sobą ustaliłam. A ustaliłam Jogę bez ezoteryki (ezoteryki w ezo-instagramowym rozumieniu). Bardzo mnie mierzi leczenie raka Jogą, uzdrawianie traum jedną sesją, sięganie na grupowych medytacjach do najtrudniejszych przeżyć, po to by je uwolnić (uwolnić - wspaniale- tylko co później z tym uwolnionym ciężarem zrobić?). Tego nie zmienię, to mnie tak bardzo podrażnia i tak gwałtownie naciska spust, że muszę wykorzystywać wszystkie siły, aby przetrawić i nie wybuchać. I cały ten „zły”, w moim rozumieniu, świat ezo odrzucam.
Tyle, że to mi zabrało część tego, czym Joga jest i przerzuciło mnie na drugi biegun, z którego przesunę się teraz ciut do środka. Na Jodze z nepalskim nauczycielem poczułam, że wszystkie te asany przygotowały nas po prostu do kilku minut medytacji. Mądrej, najprostszej, bez „fajerwerków”. I poczułam, że po to była mi cała ta sesja. Wiem, że asany powstały w istocie po to, aby ciało mogło wytrwać w pozycjach medytacyjnych, w polskim sanskrycie brzmi to mniej więcej tak: „w zdrowym ciele, zdrowy duch”.
Chcę Jogę wykorzystywać nadal, aby pracować z ciałem, z oddechem, z precyzją i skupieniem - tak ją czuję, ale też wiem, że chcę teraz moje sesje kończyć nie Savasaną, ale kilkoma minutami zatrzymania. Nie medytacji, w której poprowadzę Was w najskrytsze zakamarki Waszego umysłu, poczujecie odlot, szał i stany, jak po nepalskim miodku. Ale takiej medytacji w której ja zapytam siebie, a wy siebie:
- Hej Środeczku, jak tam się masz w tę świąteczną sobotę? ❤️