
28/08/2025
Z behawioralnego punktu widzenia funkcja pocieszania często nie polega na niesieniu ulgi bliźnim (czyli dążeniu do wartości), ale na szukaniu ulgi dla siebie samego (czyli unikaniu).
Pocieszamy cierpiących, aby albo ukryć własne kamienne serce, nieporuszone widokiem cierpienia i wywołanymi nim wyrzutami sumienia, albo uspokoić sentymentalne serce, które na widok cierpiącej osoby samo cierpi bardziej i stara się w łatwy sposób ukoić, oferując prostą receptę:
„Na pewno nie jest tak źle, będzie lepiej, to tylko depresja, dam ci kanapkę”
— mówiąc to, odwracamy wzrok od prawdy cierpienia.
Aby pocieszyć naprawdę, potrzeba odwagi, by cierpiącemu spojrzeć w oczy, poczuć przepastność cierpienia, uznać je za prawdziwe i mające swój głęboki sens.
Tylko gdy mówimy:
„To straszne, masz prawo tak się czuć, nie powinno się to zdarzyć”,
oddajemy cierpiącym godność, którą banalizowanie, umniejszanie czy szukanie rozwiązań im odbiera.
Czasem godność można zachować, jedynie zauważając grozę i tragiczność losu oraz wytrzymując cierpienie tym wywołane.