28/11/2024
Opowiem wam pokrótce o sobie. Gdy szłam na moje pierwsze studia (pedagogikę), to przyświecał mi plan, że będę albo kuratorem sądowym, albo będę pracować z osobami uzależnionymi (w czasach gimnazjum ,,Pamiętnik narkomanki” znałam prawie na pamięć, a ,,My dzieci z dworca zoo” czytałam wielokrotnie do poduszki, generalnie takie klimaty). Już na pierwszym roku studiów moja perspektywa zaczęła się zmieniać. Wpływ na to mieli moi akademiccy nauczyciele (w niedługim czasie niektórzy zostali moimi serdecznymi kolegami), ale też, a może właśnie najbardziej, lektury. Pierwszą, która zrobiła na mniej największe wrażenie, to ,,Poemat pedagogiczny” Makarenki, ponad 800-stronicowa (powiedzmy) powieść. Nie patrzyłam na nią poprzez jakieś tam polityczne, ustrojowe oko (do tej pory tego nie robię), a raczej jako studia postaci, studia relacji, procesy grupowe, tworzenie czegoś od zera, budowanie zaufania, autorytetu. Tak to się zaczęło – zamiłowanie do pracy z młodzieżą. I to raczej tą, jak to się mówi, ,,trudniejszą”. Jako specjalność na drugim roku studiów wybrałam oczywiście reso(cjalizację). Ale nadal z myślą, że uzależnieni to mój target. Natomiast tu wydarzyły się dwie rzeczy: niesamowici prowadzący (praktycy w dużej mierze) oraz wolontariat jako streetworkerka. I wtedy już popłynęłam na całego. Sylwia, studentka pedagogiki, lat 20 – na szkoleniu ze streetworkerami z Pragi-Północ (którzy pracują na dzielni tą metodą od 15 lat i uczą teraz innych w Polsce dobrych praktyk) dowiedziawszy się, że jak latorośl lat 10 jara fajkę stojąc obok mnie, to mam to olać. ,,ALE JAK TO?”. Panowie rezolutnie odpowiedzieli coś w stylu ,,ano takto. Jak go opierdolisz, że jara, to cię zwyzywa, naśle brachola żeby ci wpierdolił, a w najlepszym wypadku splunie ci pod nogi i pójdzie w swoją stronę bluzgając, i tyleś go widziała. A ty masz wejść w jego świat, w tą jego bramę zaszczaną i masz być dla nich swoja. A potem możesz pomału PRÓBOWAĆ cokolwiek zmieniać”. Ja szok. Ale miał rację – fukając na dzieciaka niewiele zdziałam. Czy coś mu kliknie nagle w tej głowinie, jak mu jakaś głupia baba zwróci uwagę? I co, on cudownie przestanie jarać zważywszy na mój piękny majestat i super-ultra autorytet? No nie. No miał, kurde, gość rację. I tak to się zaczęło… Pamiętam jednak, że raz mnie faktycznie znowu zadziwiono. Mama jednego z dzieciaków mnie zdziwiła. Zorganizowałyśmy z dziewczynami z tego projektu dzieciakom wyjazd wakacyjny na kilka dni. Czas zbiórki. Mama jednego z chłopaków (miał wtedy jakieś, bo ja wiem, z 11-12 lat): ,,Pani Sylwio, bo ja się tak zastanawiam, bo wy na 5 dni jedziecie, nie? No i ja nie wiem ile kartonów fajek temu mojemu Mateuszkowi zapakować”. Przysięgam – autentyk to jest. Tak naprawdę było. Szkoda, że nie widzieliście naszego regulaminu wyjazdu… kilka punktów z niego tylko pamiętam. ,,fajki palimy tylko na balkonie”, ,,energetyki pijemy tylko przed obiadem”. To się tyczyło oczywiście dzieci (wiek: 11-18 lat). Nie wiem czy to było oficjalnie zapisane, ale była jeszcze taka ogólna zasada, której pilnowali wszyscy – dzieciaki jarają w swoim gronie, a kadra w swoim. To były święte reguły. Oczywiście też dzieciaki nie pożyczały fajek od kardy, ani kadra od dzieciaków – jakiś kodeks w końcu trzeba było mieć.
Takie to były moje początki praktyki zawodowej 😉
Wtedy już przepadłam totalnie w świecie młodzieży, w świetlicach, w klubach aktywności, w domach nadzorowanych jako kurator sądowy (pełniłam służbę społeczne, jednocześnie spełniając marzenie z liceum), w domu dziecka, w poradni rodzinnej, a wreszcie w szkole. A z tą szkołą, to zupełnie odrębna historia 😉 może na kiedyś
Ci, którzy mnie poznają dobrych kilka(naście już) lat później mogą niedowierzać, ale tak było. My tak pracowałyśmy. Tak zaczęłam moją praktykę. I bywa, że brakuje mi tego. Te dzieciaki już dawno są dorosłe, może mają swoje rodziny. Ale fajnie jest pomyśleć, że pierwszy wyjazd wakacyjny tych dzieciaków był właśnie z nami, może choć część nich pamięta te dziewczyny co przychodziły i gadały albo po prostu łaziły z nimi albo gadały różne rzeczy mniej lub bardziej przekonujące. O części z tych dzieciaków wiem - kilkorgu się udało wejść fajne w dorosłe życie, kilku niestety nie. One w naszych wspomnieniach zostaną, obyśmy i my w ich...