08/11/2025
"Zostawianie swojej energii dla samego siebie to może być najtrudniejszy i najważniejszy egzystencjalnie krok (...)
Postawienie granicy między czyimś cierpieniem a naszym potencjałem ulżenia temu cierpieniu to najważniejsze życiodajne różnicowanie."
Są różne sposoby utrwalonego rezygnowania z siebie. Zazwyczaj kojarzą nam się ono z odrętwieniem, znieruchomieniem, zamazaniem swojej obecności w świecie. Są też jednak sposoby na rezygnowanie z siebie bardzo wyraziste, tryskające energią, bardzo dezorientujące (przede wszystkim osobę, która z siebie rezygnuje).
Czasami bardzo wcześnie w dzieciństwie uczymy się, że możemy przetrwać tylko, jeśli będziemy ożywiać (wpół-martwych) ludzi wokół nas. W logice małego dziecka bowiem jego przetrwanie równa się użyczaniu swojej energii osobie, od której zależy jego życie. Nie przetrwa bez swoich opiekunów. Zrobi więc wszystko, by ludzie wokół niego byli żywi, choć tak naprawdę są oni tylko o-żywiani.
Z czasem tak bardzo budzenie drugiego wchodzi nam w krew, że nie zauważamy, jak bardzo w tym trwonieniu energii gubimy się my sami. Nie umiemy być żywotni sami dla siebie, potrafimy jedynie w swoim życiu ożywiać się w służbie budzenia kogoś innego.
Możemy być - po dziesiątkach lat takiego przekraczania siebie - bardzo zmęczeni. Musieliśmy podtrzymać płomień życia u siebie i u tylu innych ludzi, o których opowiadaliśmy sobie opowieść, że sobie bez nas nie poradzą. Wyczerpanie - fizyczne, emocjonalne, relacyjne, a nawet duchowe - to często konsekwencja takiego długoletniego zlewania się z drugą osobą/innymi osobami. To efekt nieumiejętności różnicowania się od innego. I choć kiedyś ratowało nas to przed psychologicznym (a może i fizycznym) unicestwieniem, może samo w sobie nas powoli unicestwiać.
Zostawianie swojej energii dla samego siebie to może być najtrudniejszy i najważniejszy egzystencjalnie krok dla tych z nas, którzy dorastali z ludźmi pogrążonymi w otchłani.
Postawienie granicy między czyimś cierpieniem a naszym potencjałem ulżenia temu cierpieniu to najważniejsze życiodajne różnicowanie.
To ważne, by móc w sobie ten relacyjny schemat rozpoznać, opłakać, nie uwodzić się, że jest to czymś więcej niż jest (choćby wszyscy mówili, jak wspaniale im przy nas jest, jak bardzo cenią sobie naszą energię, sposób bycia, ten moment wspólnoty, w którym - de facto - oni rozbłyskują, a my dla siebie samych giniemy).
Jeszcze ważniejsze jest, by nie pozwolić sobie zupełnie pogrążyć we wstydzie, gdy zdecydujemy przerwać tę starą - może jak całe nasze życie - strategię ratowania własnego życia. Ten wstyd ma nas chronić przed psychologicznym rozpadem i - choć chce dobrze - przynależy do przeszłości, a nie teraźniejszości.
Zdrowe granice dla naszej energii, dla naszej troski, dla rozbłyskiwania fajerwerkami dla kogoś innego to dla wielu osób fundament zdrowego bycia ze sobą i w relacjach.
Trzymam za Was w tym procesie - oddzielania się od pochłoniętych nie-życiem innych i zostawianiu swojej witalności również dla siebie samych - kciuki.