
12/07/2025
'O pustce, która nie została przyjęta'
(dla kobiet, które boją się ciszy w sobie)
Dawno, w czasach, gdy niebo było jeszcze bliżej ziemi, cztery kierunki świata mówiły głosem Wielkiego Ducha.
Wschód uczył, jak się rodzić.
Południe – jak kochać życie.
Zachód – jak umierać i przemieniać się.
A Północ… milczała.
Każde dziecko z wioski Białego Bizona nosiło w sobie mądrość tych kierunków.
Ale dziewczyna o imieniu Hótaŋ mieniła się tylko trzema z nich/ wschodem , południem i zachodem.
Jej pustka nie była z Północy.
Nie była świętym milczeniem ani bramą do wizji.
Była pęknięciem, które powstało,
kiedy głos matki nie dotarł.
Albo dotarł — za ostro, za zimno, za rzadko.
Ta północ dorastała w domu,
gdzie ogień palił się tylko wtedy,
gdy dziewczynka była grzeczna.
Gdzie spojrzenie ojca było jak wiatr zimowy:
czasem nieobecny, czasem bolesny.
I wtedy rodziła się pustka.
Nie Pustka Wielkiego Ducha.
Ale ta ludzka, głodna,
która pytała nocą:
"Czy ja jestem?
Czy ktoś mnie widzi?"
Tak dorastała dziewczyna o imieniu Hótaŋ.
Układała kamienie na rzece myśli, by ta nie mogła płynąć.
Zasypywała ognisko suchym drewnem cudzych spraw.
Słuchała hałasu świata, by nie usłyszeć pieśni, którą śniła w dzieciństwie.
Biegała za bizonami, chociaż z lęku już nie chciała.
Tańczyła z egzotycznymi rybami, tęskniąc za bielą.
Jej oczy spały z otwartymi powiekami.
Jej ciało poruszało się, ale dusza siedziała gdzieś daleko,
w miejscu, którego się bała.
Zmęczona ciągłą ucieczką przed pustką, nigdy nie była tam, gdzie naprawdę jest.
W pełnię księzyca w najgorętszy dzień lata.
Północ Przemówiła w sennej wizji:
„Twoja Północ Cię woła Hótaŋ. Nie ma jej w ruchu, ona jest w twojej Ciszy ”
Hótaŋ poczułą drogę na Północ, Głęboko w sercu.
Z pierwszym zawołaniem wiatru ruszyła.
Szła przez zimno, przez ciszę, przez noc.
Zostawiła za sobą swoje imię.
Zostawiła lęk.
Zostawiła zwątpienie.
A kiedy dotarła do serca Pustki – świat zamarł.
Północ nie była śmiercią. Była Matką Wszystkich Początków.
Pustką rozpoznania.
Pustka wypłynęła z jej serca
jak mgła, jak dym z ogniska, jak cichy płacz we śnie.
Nie była już tylko bólem.
Zaczęła tworzyć układy w przestrzeni.
Wnikała w ziemię, tworzyła święte wzory w kamieniach.
Ziemia przemówiła do niej — nie słowami, lecz obecnością.
Poczuła jak przestrzeń przyjęcia otula jej pustkę.
Gdzie wiatr śpiew' a pieśń zjednoczenia.
I wtedy zrozumiała:
Nie była oddzielona.
Jej duch był wpleciony w ducha Ziemi.
Tam dusza nie słyszy cudzych głosów.
Tylko swój własny.
To miejsce które koi, tak słodko, tak czule.
To cisza która niesie ukojenie,uzdrowienie i wizje.
Zobaczyła, że wszystko, co nie było kiedyś utulone,
może być ukołysane teraz.
Nie zmienione.
Nie zapomniane.
Tylko przyjęte — w ramionach Północy,
która mówi:
„Witaj. Jesteś cała.”
Hótaŋ wróciła z Pustki .
Przynioła ze sobą rytuał przejścia przez Pustkę.
By przypomnieć, co nigdy nie zostało zapomniane.
Zobaczyła, że wszystko rodzi się w pustce.
Że każda pieśń, zanim zabrzmi, milczy.
Że każde życie, zanim powstanie, śni się w ciemności.
Utuliła tak ciepło to miejsce w sobie.
A z każdej łzy niewypłakanej zakwitły piękny ogród ,
kojący, dajęce wytchnenie nie tylko jej ale całej społeczności we wiosce.
O pustce, która nie została przyjęta
(dla kobiet, które boją się ciszy w sobie)
Są kobiety, które niosą w sobie pustkę.
Nie tę, która zaprasza do głębi.
Tę, która boli.
Pustkę, która zaczęła się, zanim potrafiły mówić.
Może kiedy mama była zmęczona.
Albo cicha.
Albo znikająca emocjonalnie, choć fizycznie obecna.
Może kiedy tata był daleko,
albo zbyt blisko w sposób, który nie dawał oddychać.
Wtedy pustka nie była ukojeniem.
Była opuszczeniem.
Była głodem uwagi, dotyku, słowa, które nie przyszło.
Niektóre kobiety nauczyły się, że bycie samej
oznacza, że nikt nie przyjdzie.
Że samotność nie jest bezpieczna.
Że cisza nie niesie ukojenia, tylko grozę.
Więc dorosły, świat wypełniły dźwiękami:
zadaniami, ludźmi, myślami, troską o innych.
By tylko nie spotkać tej pustki,
która nadal siedzi gdzieś w środku —
jak dziecko, którego nikt nie zauważył.
W spotkniu
w bezpiecznych przestrzeniach…
to dziecko zaczyna się odzywać.
Nie zawsze słowami. Czasem zmęczeniem.
Czasem ciszą, której nagle nie można znieść.Czasem ucieczką.
I wtedy pojawia się pytanie:
Czy ta pustka mnie zniszczy, jeśli ją poczuję?
Czy to samotność z dzieciństwa, która wraca?
Czy mogę usiąść z nią — nie jako ofiara, ale jako dorosła, która ma już światło?
Czy mogę przytulić to, co wtedy nie było przytulone?
Bo często ta pustka nie chce być wypełniona.
Nie chce rozwiązań, aktywności, afirmacji.
Chce być przyjęta.
Chce, by ktoś przy niej usiadł — z obecnością, nie lękiem.
Tak, jak kiedyś nie mógł tego zrobić mama ani tata.
Wtedy zaczyna się coś zmieniać.
Pustka przestaje być dziurą.
Zaczyna być przestrzenią.
Miejscem, gdzie można oddychać.