22/02/2025
Smutek to naturalne dla człowieka uczucie. Gdy wpadnie w stan zapalny zmienia się w depresję
Zacznijmy od podstaw.
Smutek jest.
Po prostu jest.
Doświadcza go każda osoba na tej planecie.
Ale doświadcza go w jakiś konkretny sposób. Właściwy tylko dla niej jako jednostki. W sposób którego przyczyny są w dwóch źródłach. A właściwie w jednym.
W dzieciństwie.
Czyli wtedy kiedy to mieliśmy się nauczyć jak go przeżywać. Jak przeżywać ten smutek. Nasz wentyl bezpieczeństwa. Kiedy doświadczyliśmy jakiejś straty, dyskomfortu, rozterki czy jakiejś formy odstawienia. Czasem z powodów bardzo istotnych jak brak akceptacji ze strony naszych pierwszych "Bogów" czyli rodziców, ciężkie odczucia płynące z ich kierunku, nie czucie się byciem tym jedynym hedonistycznym oczkiem w głowie, jakie każde dziecko chce być. A czasem z powodów pozornie mniej ważnych, ale dla małego dziecka ważnych bardzo. Bo była koleżanka i poszła. Bo nie dostałem czekoladki. Bo nie mam fajnej zabawki. Bo przegrałem w grę. Dla dziecka są to powody bardzo ważne i istotne. I dziecko w każdym z tych przypadków przeżywa smutek.
I ten smutek ma prawo przeżyć. Nie za mocno. Nie za lekko lub wcale. Po to żeby zobaczyło, że to uczucie jest normalne. I nie zabije. Nie skrzywdzi. Nie sprawi przykrości rodzicom. Nie sprawi że młodziutkie życie będzie nie do zniesienia.
Ale często dziecko jako reakcję rodziców na swój smutek usłyszy "wydaje ci się", "przesadzasz", "chłopaki / dziewczynki nie płaczą", "jesteś beksą, natychmiast przestań". Albo nawet od razu pocieszanie typu "zobacz jest super, mamy wszystko, po co ci smutek" albo sam rodzic się zasmuci jeszcze bardziej, bo sam już jest ze swoich powodów smutny (bo rodzina DDD, DDA, jest samotnym rodzicem lub mu samemu po prostu ciężko), a dziecko to widzi i nie chce mu jeszcze dokładać ciężarów. I wtedy swój własny smutek wytłumi. Wyprze. Wygna. Odgradzając się jedną z masek radzenia sobie, jak uległość, perfekcyjność, udawana na zewnątrz wesołość czy "muszenie być jakimś - nie sobą ale takim jakim chcą je widzieć rodzice". A smutek pójdzie w sferę nieświadomości. Zostanie niechciany i wyparty. Stanie się wygnańcem. I powróci po latach. Już w swoim stanie zapalnym. Bo pod przykrywka garczka wyparcia do którego został wsadzony będzie buzował, aż zacznie się gotować. I wróci jako jakaś forma depresji. I wtedy już nie będzie zwykłym dziecięcym smutkiem. Tylko wielkim groźnym i niszczącym smutkiem pod postacią destrukcyjnej depresji.
Dzieje się tak zarówno gdy w dzieciństwie smutku jest "za mało" - bo "nie wolno się smucić", jak i wtedy gdy jest tego smutku za dużo z zewnątrz. Bo dziecko jest permanentnie zasmucane istniejącą sytuacją, zachowaniem rodziców wobec niego, zachowaniem rodziców wobec siebie nawzajem i innymi bodźcami, których natężenie jest takie że smutek jest nie do zniesienia. Wtedy również smutek prędzej czy później wpadnie w stan zapalny. I objawi się z niszczącą siłą depresji. Czasem dość szybko, jeszcze w dzieciństwie. Czasem po dekadach dorosłości, gdy nieadaptacyjny sposób radzenia sobie ze smutkiem jaki przyjęliśmy w dzieciństwie (choćby wesołość, uległość, mur emocjonalny czy perfekcyjność) już nie daje rady. Bo sam jest zmęczony i się po prostu wraz z upływem lat "zamortyzował". Jak maska samochodu, którym jeździmy 30 lat w końcu zardzewieje i pod nią ukażą się równie zardzewiałe trzewia silnika, których wcześniej nie widzieliśmy. Bo nie chcieliśmy. Bo ich widok był zbyt ciężki.
No i wtedy, gdy smutek zacznie powracać, to zaczniemy z nim walczyć. I im bardziej będzie napierał tym większy będziemy stawiać mu opór. Im bardziej będziemy napierać na niego tym większy stawi nam opór on sam. Im mocniej będziemy z nim walczyć tym mocniejsza i bardziej zażarta będzie sama walka. A my będziemy powolutku tracić siły. W naszej wewnętrznej walce z czymś co u podstaw swojego jestestwa miało nam służyć. Ale stało się wrogiem. Z którym my dziś walczymy. Z częścią siebie. Ze swoją własną emocją. Jakby żółty środek stokrotki walczył z jednym ze swoich białych płatków. Jakbyśmy walczyli ze swoją własną ręką, na która spadł 50-kilowy odważnik i teraz boli. Ze swoim zębem, którego dosięgła próchnica i boli. No a my tego bólu nienawidzimy. No to co - zęba sobie możemy usunąć - pewnie nie będziemy już mogli nim gryźć. Noe ale go nie będzie. W zasadzie możemy usunąć je wszystkie. Podobnie rękę. Tez możemy uciąć. No i nadal będziemy istnieć. Choć okaleczeni.
No ale chyba najlepiej dla nas będzie gdy i tego zęba i tę rękę po prostu wyleczymy. Poddamy jakiejś formie terapii. Po to by przywrócić ich właściwą funkcję. One są częścią naszego ciała. A smutek to jedna z części naszej dualnej osobowości. Która gdy przybierze formę depresji będzie dla nas nie do zniesienia. Będzie znienawidzona. I będziemy walczyć z tą depresją. Walka z depresją. Jak każda walka przynosi przede wszystkim nasilenie walki.
Kochaj wszystko to co się pojawia. Ta interpretacja tych słów wielkich mistrzów jak Budda, Jezus czy Laozi dotyczy tego co się pojawia W TOBIE. Gdy to uznasz, nazwiesz, przyznasz sobie do tego święte niezbywalne prawo, to ten obiekt kochania (a wcześniej znienawidzenia) zacznie tracić swoją toksyczną moc. Swój stan zapalny. I depresja zacznie się leczyć. Niezależnie od stosowanej - często koniecznej - farmakologii. Ukochaj każdą swoją skrzywdzoną część. Ucałuj swoje najgorsze rany aż po czubek. Jesli chcesz się poużalać nad sobą to się poużalaj. Jeśli chcesz przyznać sobie prawo do wszystkiego co uważałeś kiedyś - czasem przez całe życie - za huyowe to zrób to dziś. I tak to co uważałeś za takie właśnie huyowe to zazwyczaj to co Twoi rodzice uznawali za takowe. I Ty dla nich podzieliłeś tę opinię. I poniosłeś ją w życie. I tak często to co dostałeś od nich w dzieciństwie to uczucia, emocje i sposoby reakcji które oni sami wypracowali sobie w dzieciństwie swoim, dekady wcześniej. Lub sami wzięli od swoich rodziców, jak pałeczkę w rodowej sztafecie.
Technik jest mnóstwo.
Ze mną rezonuje choćby praca ze swoim wewnętrznym dzieckiem. Troska, opieka nad nim, przyznanie mu prawa do tego wszystkiego do czego nie miał. choćby do smutku, które dziecko - paradoksalnie, prawda? - ma święte prawo przeżywać i właściwie poznać.
Inna technika to praca z własnymi emocjami, w podejściu IFS czy voice dialogue, jako forma poznania siebie na nowo, zobaczenia czym jest dana emocja, co za nią stoi, jak się czuje, skąd pochodzi, ile ma lat, czy pracuje z nami dorosłymi czy wciąż z malutkim skrzywdzonym dzieckiem w głębi naszego serca. Zobaczenia że im bardziej nienawidzimy jej, tym bardziej ona nienawidzi nas. I że zawarcie przymierza z nią, zazwyczaj spowoduje że ona zawrze przymierze z nami. I opadnie z niej toksyczna otoczka. W przypadku smutku otoczka depresji.
Praca z własnym rodem i ciężarami, które wciąż taszczymy jak tą rodową pałeczkę (pałkę? pałę?) w rodzinnej sztafecie. Po to by ją oddać tam gdzie jej miejsce, tam skąd i od kogo sobie ją wzięliśmy.
I wszystko to co się pojawi nawet wtedy gdy wpiszemy w google "techniki mindfulness". Czyli wszystko to co pozwala nam zakotwiczyć się w tym "mitycznym" "tu i teraz", w którym czy tego chcemy czy nie zawsze jesteśmy. Nawet jeśli nasze myśli są przed chwilą i za chwilę, wczoraj i jutro czy miesiąc temu i za miesiąc.
I warto. I każdy to może. Nawet jeśli dziś czujesz się jak spruty wór. Wiem że się tak czujesz. I masz do tego święte niezbywalne prawo. Tak własnie się czuć. Ale Ty także zasługujesz na cudne i lekkie życie. Bo zasługuje każdy. No i Ty też. Więc żyj. Tak jak chcesz. Żyj :D
------
Ireneusz Wacławski Sromek
Psychologia kryzysu i interwencji kryzysowej
Ustawienia systemowe i rodowe
Terapie wewnętrznej rodziny uczuć IFS
Terapie schematów dziecięcych i rodzicielskich
Praca z wewnętrznym dzieckiem
Aspekty energii żeńskiej i męskiej
Tworzenie indywidualnych planów autoterapii
Zapraszam na indywidualne sesje on-line lub stacjonarne