
24/07/2025
Dorosłość, a dojrzałość... Zabrakło obecności DOJRZAŁEGO.
Mózg rozwija się do około 25 r.ż. Dotyczy to zwłaszcza kory przedczołowej, która odpowiada za planowanie, przewidywanie, hamowanie impulsów.
Opiekunowie mieli 19 i 21 lat... Realnie zabrakło obecności osoby dojrzałej z doświadczeniem, perspektywą lat i refleksyjnością.
Kończyłem kursy ratownika WOPR, jestem instruktorem i opiekunem pracującym z dziećmi i zastanawiam się, jak można puścić 15 latka na jezioro w nocy, w pełnym "szpeju" i bez minimum bojki ratowniczej przymocowanej do linki na szyi...
Nie wspominając o dystansie, który wymaga nie lada kondycji i umiejętności... Nie wspominając o tym, że takie ćwiczenia można zrobić w dzień, na krótszym odcinku, pod pełną kontrolą opiekunów.
Ja to wiem... Tylko, że ja mam już 3 krzyżyk.
Jak można tego nie przewidzieć? Odpowiedź brzmi: można, bo wiek nastoletni i wczesna dorosłość to brawura i brak refleksji. To mała ilość doświadczeń, to nie w pełni ukształtowana kora przedczołowa...
Cenę za ten brak refleksji często płacą inni, np. uczestnicy ruchu drogowego zdarzający się z rozpędzonym, rdzewiejącym już BMW. W tym przypadku zapłacił 15 latek, który 16 urodzin już nie doczeka.
Dzieci nadzorowały dzieci...
Jeszcze względnie niedawno mieliśmy inne podejście. Istniał system wdrażania młodych osób w poważne i odpowiedzialne role zawodowe. Był mistrz - dojrzały nauczyciel i uczeń - młody czeladnik uczący się fachu.
Nie wystarczy kurs, nie wystarczy papier, nie wystarczy dowód osobisty! Potrzebny jest dojrzały przewodnik wdrażający młodego człowieka w rolę Ratownika, w rolę Druha. Osoba ucząca odpowiedzialności, przewidywania, bo 19-20 latek wciąż potrzebuje WSPARCIA!
W takim przedsięwzięciu jak nocne ćwiczenia przynajmniej jedna z osób powinna być doświadczonym opiekunem w wieku 30-40 lat, wtedy drugi opiekun mógłby być 19 letnim "czeladnikiem".
Ci chłopcy będą do końca swoich dni żyć ze świadomością, że dopuścili do tragedii. Poczucie winy i wstydu pewnie już z nimi zostaną. Zabrakło kogoś dojrzałego, kto powiedziałby zwykłe: "Chyba żartujecie z tym pomysłem!". Może tyle by wystarczyło.
Niewyobrażalny ból bliskich i strata młodego życia, do której NIE MUSIAŁO dojść...
Bezradność, cisza i smutek. Piszę, bo podobno nieźle piszę, edukuję o psychologii, bo podobno umiem. Mam nadzieję, może złudzenie, że ten post będzie jakiś bodźcem, który wzbudzi refleksję... i może unikniemy choć kilku niepotrzebnych tragedii w przyszłości. Chciałbym w to wierzyć, bo w chwilach bezradności, najbardziej chciałoby się mieć jakiś wpływ. Jakikolwiek.