15/12/2024
"W owych czasach nikt nie słyszał o akuszerkach egzaminowanych, tylko w każdej wsi były tak zwane babki, udzielające pomocy przy połogach na podstawie własnej praktyki. Skoro dziecko przyszło na świat, jedną z pierwszych czynności babki było przepalić wódki z miodem i szmalcem tak, żeby było dwie szklanki lub dwa garnuszki. Z tego jeden wypijała babka, a drugi dawała położnicy, dopędzając ją przytem słowami: "Pijcie, pijcie, niech się napełni ten dołek, gdzie leżał ten pachołek, — zaraz będzie wam lepiej".
Położnicę odwiedzały zaraz sąsiadki i kumoszki coraz inne, a każdą należało przyjąć poczęstunkiem, wódką i przekąską. A gdy za dzień lub dwa kumowie do chrztu pojechali, był zwyczaj, że po chrzcie nie wracali prosto do domu, ale wstępowali po drodze do karczmy lub szynku i dobrze tam popijali — i dziecięciem świeżo ochrzczonym wycierali nasamprzód kąty żydowskie; nie zapominali też o położnicy i przywozili jej w darze napitek i przekąski.
A tymczasem domowi spraszali gości na chrzciny, t.j., na zabawę po chrzcie. Znów był zwyczaj, że żadna sąsiadka czy kumoszka nie przyszła z próżnemi rękami
(...)
Po takim połogu i chrzcinach chora najpóźniej po tygodniu wstawała z łóżka i brała się do zwyczajnej roboty i była zdrowa, ale też nieraz trafiało się, że traciła zdrowie, a nawet życie, a to szczególniej przez te następujące zaraz po narodzinach chrzciny, na których goście swobodnie i głośno się bawili bez względu na chorą położnicę, i odchodziła wódka, którą i chorą raczyli."
(Pamiętniki Włościanina J. Słomki 1912)