28/11/2025
Często słyszymy pytanie: "Czy nie wystarczy praca nad sobą, medytacja, czytanie mądrych książek, żeby poukładać swoje wnętrze?"
Zgłębiając Teorię Relacji z Obiektem, odpowiedź staje się fascynująca i... wymagająca pokory. Psycholog Ronald Fairbairn opisał traumę jako ucieczkę do „Systemu Zamkniętego”. Gdy zostajemy zranieni we wczesnych relacjach, wycofujemy się do wewnętrznego świata, w którym w kółko odgrywamy te same scenariusze.
Próba uzdrowienia tego stanu w pojedynkę przypomina próbę podniesienia się z ziemi, ciągnąc za własne sznurówki. Dlaczego?
Pułapka „nowego początku”. Często szukamy ukojenia w nowych związkach, licząc, że „tym razem będzie inaczej”. Niestety, nasza nieświadomość lgnie do tego, co znane. Bez głębokiej pracy nad sobą, wybieramy partnerów, którzy idealnie pasują do naszego starego schematu zranienia. Szukamy lekarstwa, a odtwarzamy ten sam ból w nowej scenografii.
"JA" powstaje w relacji. Stephen Mitchell pisał, że nie ma sensu myśleć o "Ja" w oderwaniu od "Innego". Skoro nasza struktura ukształtowała się w relacji, to jej transformacja również wymaga relacji – ale takiej, która przerwie zaklęty krąg powtarzania.
Potrzeba „Nowego Obiektu”. Aby wyjść z zamkniętego systemu, potrzebujemy kogoś, kto nie pasuje do naszych starych schematów. Terapeuta staje się tzw. „Dobrym Obiektem” – kimś, kto przyjmie nasze trudne emocje, nie odrzuci nas i nie runie pod ich ciężarem, nie wchodząc w rolę, którą podsuwa nasza przeszłość.
Złudzenie samowystarczalności. Mark Epstein zauważa, że nawet praktyka duchowa czy medytacja bez wsparcia relacyjnego mogą zostać przejęte przez nasze mechanizmy obronne (tzw. duchowe ego), zamiast je rozpuścić.
Prawdziwa zmiana to ryzyko zaufania komuś na nowo – ale w bezpiecznych warunkach. To moment, w którym przestajemy odgrywać stary film, a zaczynamy pisać nowy scenariusz.
A jakie jest Wasze doświadczenie? Czy relacja leczy skuteczniej niż samotna praca nad sobą?