02/11/2025
Bezradność
Przywilejem pracy psychoterapeuty jest uczestniczenie w procesie zmiany osoby, która z psychoterapii korzysta. Obserwowanie jak się emocjonalnie rozwija, jak radzi sobie z własnym lękiem, niepokojem, stanami przygnębienia, wewnętrzną pustką, poczuciem braku sensu, czy dewastującymi życie nałogami, jak świadomie buduje własną tożsamość, inspiruje do pracy i stanowi dla nas źródło satysfakcji.
Psychoterapia sama w sobie ma też drugi biegun. Bezradności, świadomości własnej niemocy, bezsilności i braku wpływu. Paradoksalnie, te nieprzyjemne poczucia, choć niełatwe uczą pokory…
Jakiś czas temu odebrałem telefon od kobiety z prośbą o pilną konsultację jej syna, który cierpi na depresję, stany lękowe, ataki paniki oraz myśli samobójcze. Sytuacja z perspektywy matki wydawała się dramatyczna, a życie jej syna poważnie zagrożone. Umówiliśmy się na późną godzinę wieczorną i dwa dni później punktualnie o 20ej słyszę dźwięk dzwonka. Otwieram drzwi, a przed nimi wyraźnie poruszona kobieta, prawdopodobnie w podobnym do mojego wieku (choć od czasu, kiedy dawno temu pewna meksykanka poprosiła mnie o to żebym szczerze oszacował jej wiek, a ja głupi na tę prośbę wyraziłem zgodę – nie mam odwagi już więcej określać dokładnego wieku innych osób) i jak się później okazało jej dwudziestoletni letni syn. Matka, pożegnała krótko syna, powiedziała, że będzie na niego czekać, jak skończymy. Weszliśmy do gabinetu. Na potrzeby tego tekstu nazwijmy chłopaka Bartek.
Moje pierwsze wrażenie po tym jak Bartek usiadł na kanapie było takie, że w przeciwieństwie do swojej matki nie przykłada nadmiernej uwagi do wyglądu fizycznego. To co rzucało się w oczy to dominująca w jego ubiorze czerń. W zasadzie od stóp do głowy. Dłuższe, roztrzepane na głowie włosy i wyraźna nadwaga. Na twarzy, przynajmniej w pierwszym kontakcie, nie rysował się ani wyraźny smutek, ani niepokój, ani głębokie przygnębienie. To oczywiście o niczym nie świadczy, ponieważ wiele osób skutecznie maskuje swoje autentyczne uczucia, natomiast w przypadku Bartka można było zaryzykować tezę, że dominowało odprężenie i spokój niż cokolwiek niepokojącego co mogłoby przykuwać uwagę.
Jak zwykle w pierwszym kontakcie zadaję pytanie, dlaczego się spotykamy?
Bartek na to bez w zasadzie zawahania, że on nie wie, że „matka chciała”!
Mówię, że nie do końca rozumiem i czy mógłby powiedzieć odrobinę więcej. Bartek, że matka myśli, że ma depresję i ataki paniki, a te myśli o samobójstwie to tak naprawdę tylko po to, żeby dała mu spokój, że matka się za bardzo martwi i żeby się odczepiła postanowił przyjechać.
Szczerze doceniałem otwartość Bartka, natomiast już wówczas wydawało się oczywiste, że ten młody chłopak nie rozpoznaje własnych trudności czy problemów, nie wydawał się również myśleć o psychoterapii.
Ze swojej strony chciałem jednak, żeby na ile to możliwe nasze spotkanie miało dla Bartka jakąkolwiek wartość…
Mówię mu, że cenię jego otwartość, natomiast ponieważ mamy przed sobą jeszcze czterdzieści minut wspólnego czasu, być może jest coś w czym mógłbym mu pomóc, pytam.
To powiedz mi jak sobie radzić z atakami paniki i co zrobić, żeby matka dała mi spokój- odpowiada.
Ja na to, że mogę spróbować, natomiast informacje, o które pyta, mógłby zdobyć całkowicie za darmo we własnym pokoju czytając / słuchając porad specjalistów i że boję się, że to co opowiem nie pomoże mu trwale i skutecznie radzić sobie ze stanami lękowymi, które z kolei wymagają nieco dłużej pracy. Jeśli chodzi o „święty spokój” jego mamy czy rzeczywiście myśli, że ta jednorazowa wizyta ją uspokoi. Wyraźnie podirytowany odpowiedział, że to jego zmartwienie i że wie co robi…
Mówię, że rozumiem, natomiast co w takim razie będziemy dzisiaj robić?
Bartek na to, że nie wie.
Co robisz na co dzień, pytam?
Studiuję, odpowiada.
A co studiujesz?
Projektowanie gier komputerowych odpowiada z wyraźną satysfakcją w głosie.
Ciekawe! Lubisz te studia.
Są ok, odpowiada ponownie.
Czyli od poniedziałku do piątku studiujesz, a weekendy? Próbuję dalej…
Nie, nie! Odpowiada. Na studia chodzę w poniedziałki od 15:00 do 17:30 i wtorki od 9:00 rano do 17:00.
Rozumiem, to ciekawe, wydaje się, że masz sporo wolnego czasu?
Hmm, no tak.
Jak go spędzasz?
Gram, odpowiada.
Grasz?
Tak, w gry komputerowe! Tutaj znowu na twarzy chłopaka pojawia się wyraźna ekscytacja!
Opowiedz więcej, kiedy grasz w te gry?
Cały czas, odpowiada bez chwili zawahania.
Cały czas? Próbuję dopytywać.
No jak się obudzę, tak około trzeciej popołudniu to siadam do komputera i gram.
Miewasz ataki paniki?
Czasami, odpowiada.
Raz na miesiąc, na dwa miesiące pytam dalej?
Średnio dwa razy dziennie, czasami częściej… odpowiada.
A jak sobie z nimi radzisz, dopytuję.
Same przechodzą!
Rozumiem, a masz kolegów, koleżanki? Przyjaciół?
Oczywiście, że mam! Odpowiada.
Spotykasz się z nimi? Wychodzicie gdzieś razem?
Hmm, chwila milczenia. Może, może trzy, cztery miesiące temu. Nie pamiętam dokładnie, odpowiada.
Ja na to, że jeśli go wcześniej dobrze zrozumiałem wspominał, że ma kontakt ze znajomymi codziennie…
Tak, oczywiście, w grach, odpowiada
Czyli jeśli teraz dobrze rozumiem Twój kontakt ze znajomymi jest wirtualny?
Bartek pokiwał twierdząco.
Sesja trwa dalej. Okazało się, że ostatni fizyczny kontakt z rówieśnikami, a w zasadzie rówieśnikiem Bartek miał ponad pół roku temu. Natomiast również ten kontakt ograniczał się do rozmowy o grach i przechodzeniu kolejnych poziomów.
Dzienna rutyna Bartka stanowi powielany schemat, który polega w dużej mierze na pobudce w okolicach 14ej – 15ej i włączeniu komputera, szybkiej toalecie ale bez mycia zębów czy twarzy. Spędzaniu kilkunastu godzin w wirtualnym świecie gier z żywymi postaciami po drugiej stronie łączy. Szybkich, zwykle niezdrowych posiłkach w między czasie i przebywaniu we własnym, zamkniętym pokoju z opuszczonymi roletami przez resztę dnia i nocy.
Bartek nie przejawiał innych zainteresowań lub pasji poza komputerowymi grami, które z kolei stanowiły centralny punkt w jego poczuciu życiowego sensu. Miewał coraz bardziej intensywne wahania nastroju, podobne do tych, które towarzyszą osobom uzależnionym od hazardu. Od silnych stanów euforycznych po mieszankę lękowo depresyjną z nasileniem rozdrażnienia, złości, frustracji, bezradności zamienianych również coraz częściej w zachowania agresywne. W naszym przypadku kierowane głównie do rodziców, współgraczy lub pokojowych mebli, na zmianę.
Ten przyjemny w kontakcie, wysoce sprawny intelektualnie młody człowiek, wydawał się jednak nie uświadamiać pogłębiającej się iluzji, która coraz bardziej wpływała na pogarszanie jakości jego życia
Typowy w takich sytuacjach psychologiczny mechanizm zaprzeczenia i wyparcia, wydawał się tutaj spełniać swoją rolę…
Pomimo wielokrotnych prób zachęcania Bartka do refleksji, konfrontowania go z pułapkami myślowymi, którymi się posługiwał, empatyzowania, rysowania kontrastu czy prób tworzenia innej perspektywy, próba naruszania czy choćby zbliżania się do uświadomienia Bartkowi jego uzależnienia i kosztów emocjonalnosocjalnych spotykały się z silnym oporem, wycofaniem, unikaniem czy złością…
Bezradność, nie jest przyjemnym uczuciem…
Bartek podziękował za spotkanie powiedział, że” już wie co robić”… Zeszliśmy na dół. Otworzyłem drzwi, a po lewej stronie stała jego mama. Z przeszywającą spojrzenie nadzieją w oczach i oczekiwaniem na to co usłyszy… Bartek wyszedł za próg, uścisnął mi rękę, dziękując raz jeszcze za spotkanie. W tym czasie mama Bartka, chcąc złapać odpowiedni moment zapytała pośpiesznie: „a czy umówiłeś się na następną sesję”? Bartek na to: „że się zastanowi”… Nie odwrócił się już do mnie, idąc po parkingu prosto do samochodu. Na twarzy kobiety dało się zauważyć rozgoryczenie i zawód... Po chwili z prawej strony drzwi pojawił się elegancko ubrany mężczyzna o przyjemnym uśmiechu, podając mi rękę powiedział, że jest tatą Bartka. Pożegnaliśmy się serdecznie i zamknąłem drzwi…
Bezradność, nie jest przyjemnym uczuciem…