07/05/2024
Czwartek 14.03 spotykamy się z N. na kawę i spacer, myślimy, że może relaksująca pogawędka i spacer pomogą Kruszynie w przyjściu na Świat.
Piątek 15.03 dostaję wiadomość od N. ,Haniu całą noc miałam skurcze, ból tak 7/10’- radość ogromna, wygląda na to, że poród zaczął się naturalnie i ominie nas indukcja 🙌🏻 Resztę dnia spędzamy na łączach, wspieram moją parę jak tylko mogę, udzielam wskazówek. N. wykazuje się ogromnym spokojem, akceptacją sytuacji i zaufaniem do procesu. Nie możemy doczekać się spotkania z C.🥰
Noc z piątku na sobotę 16.03 godz 2 w nocy- jedziemy do szpitala, skurcze są już regularne i mocne, a my bardzo podekscytowani i szczęśliwi. Spotykamy się w szpialu, na sali obserwacji, N. ma badanie ktg. Okazuj e się, że akcja się wyciszyła. Mówię, że tak może się wydarzyć po przyjeździe do szpitala, to zupełnie normalne. N.&P. rozumieją sytuację, choć widzę, że są trochę zawiedzeni. N. wygląda już na bardzo zmęczoną- skurcze trwają już dobę, a ona mało co spała. Położna proponuje badanie rozwarcia, wynik 1cm. Decyzja- wracamy do domu z nadzieją, że w znajomym, przytulnym miejscu akcja ponownie wróci na dobre tory. Kładziemy się spać. Rankiem wracam do siebie. Sytuacja nadal spokojna.
Cała sobota to oczekiwanie, skurcze pojawiają się i znikają, z czasem przybierają na sile, N.odczuwa je bardzo silnie, posiłkuje się prysznicem, oddechem, grzebieniem, pozycjami i przede wszystkim wsparciem ze strony partnera. Masaże dają ogromną ulgę. Komunikaty słowne i ciepłe dłonie sprawiają, że łatwiej jej przejść przez proces. Tak mija cały dzieńi kolejna noc.
Noc z soboty na niedzielę jest trudna dla nas wszystkich- przyszli rodzice odczuwają ogromne zmęczenie, są wyczerpani, ja natomiast zastanawiam się co jeszcze mogę zrobić aby pomóc, również nie śpię, czuwam, myślę…
Niedziela 17.03 południe- jedziemy do szpitala. Decyzja o przyjęciu na oddział, czuję jak to uspokaja N. Trafiamy na wspaniałą położną. Do akcji wkracza TENS i N. odczuwa ulgę. Jestem pod ogromnym wrażeniem jak oddana jest temu porodowi. Mimo upływu godzin przyjmuje każdy skurcz z akceptacją, wie, że to pomaga jej się otwierać. P. jest niesamowitym wsparciem, mówi jej piękne słowa.
Widzę, że są w tym razem całym sercem. N. jest naprawdę wyczerpana, mało co spała, niewiele jadła- prosimy ją aby zjadła choć kanapkę. Staramy się wspomóc ją pozycjami, masażami, w powietrzu unosi się zapach lawendy, kiedy możemy żartujemy. Przygrywają nam melodie Petera Hollanda. Mimo trudnych chwil wszyscy czujemy radość. Położna proponuje zastosowanie akupunktury, na co N. reaguje z radością.
N. prosi o przejście do wanny. Szybko zbieramy nasze rzeczy i kolejne godziny spędzamy w pokoju do porodu w wodzie. N. jest już na innym etapie porodu- pięknie wokalizuje, odcina się od nas, wchodzi w przemianę. W wannie również zmieniamy pozycję, nasza położna jest również ogromnym wsparciem, współpraca całej naszej czwórki jest niesamowita.
Po pewnym czasie decydujemy o powrocie na salę porodową. Zgodnie z życzeniem rodziców wybieramy pokój ABC. Ponownie zakładamy TENS, położna pyta czy może zbadać N. Jest zgoda. Okazuje się, że pomimo starań N. nie ma dużego postępu. Personel omawia z rodzicami możliwe ścieżki dalszego postępowania. N.i P. dostają czas na zastanowienie się. Po pewnym czasie, wspólnie z personelem decydują o przebiciu pęcherza płodowego. Wody niestety są zielone- to oznacza, że już nie wrócimy do wanny, a C. musi zostać monitorowana. Położna tłumaczy rodzicom każdą procedurę, wyjaśnia wszystko.
Następne godziny spędzamy na wspieraniu N. Sama już nie pamiętam, co pokolei robiliśmy, ile minęło czasu. Oddaliśmy się jej w 100%. Słuchaliśmy i odgadywaliśmy jej potrzeby. Odciążaliśmy jak tylko mogliśmy. Wypróbowaliśmy przeróżne pozycje, razem z P. ściskaliśmy biodra N. W między czasie zmiana położnej- znów trafiamy na cudowną kobietę.
W nocy N. prosi o epidural. Jest bardzo zmęczona, pomimo naszych wysiłków C.nie spieszy się do wyjścia. Po jakimś czasie przychodzi lekarz, przyszła mama dostaje znieczulenie i wszyscy mamy nadzieję, że uda jej się odpocząć. Kiedy znieczulenie zaczyna działać widzimy, jak wracają jej siły. Znowu żartujemy, śmiejemy się, jemy. Na szczęście N. przesypia kilka godzin, my też. Niestety znieczulenie wyciszyło skurcze, po rozmowach z personelem rodzice dają zgodę na sztuczną oksytocynę. Skurcze wracają na dobry tor, ale znów pojawia się zmęczenie. Szczęśliwie po jakimś czasie N. znowu zasypia- to już 3 doba w skurczach.
P. cały czas jest przy niej, trzyma za rękę, głaszcze. Ja masuję wrażliwe miejsca. W końcu i my zasypiamy na krzesłach.
Po kilku godzinach budzą mnie jęki N., widzę, że P. jest przy niej, położne krzątają się po sali. Szybko się otrzeźwiam i dołączam do nich. Godzina około 5-6 rano, poniedziałek 18.03. Badanie- 8cm. Przychodzu też lekarz. Rozmawia z rodzicami o tym co ich czeka. Znowu próbujemy różnymi pozycjami wesprzeć N. Działamy trochę z Side-Lying-Release, podnosimy łóżko, proponujemy żeby N. się o nie oparła i spędziła trochę czasu na kolanach. Jest niesamowicie dzielna, cały czas robi wszystko by pomóc sobie i córce. Przypominają mi się jej słowa ‚Haniu, chcę wiedzieć, że zrobiłam wszystko co mogłam żeby ten poród był dobry’ i faktycznie tak właśnie jest.
Kolejna zmiana położnej, kolejne badanie- mamy 9cm. Jesteśmy coraz bliżej. N. opada z sił. Mija kolejna godzina. Kolejne badanie- nadal 9cm. Na sali coraz więcej personelu, N. śpi. My czekamy.
Kolejna godzina nie przynosi postępu. Lekarze wykonują badanie usg, sprawdzają pozycję dziecka. Okazuje się, że malutka zdecydowała się przyjąć ciut niedogodną pozycję. N. jest też bardzo drobna i to wszystko utrudnia przyjście na świat. Lekarze mówią, że jeśli kolejna godzina nie przyniesie postępu, rodzice powinni zastanowić się nad możliwością cięcia cesarskiego. Wiem, że N. bardzo się tego bała. Rozmawiamy więc teraz o tym. Staram się ją uspokoić. Ona chce spróbować jeszcze różnych pozycji, więc działamy. Nagle przychodzi lekarka i proponuje próbę wewnętrznego obrotu dziecka. N. z radością przyjmuje to rozwiązanie. Niestety i to nie przynosi oczekiwanego skutku. Wracamy więc do rozmów i widzę, że z czasem N. zaczyna akceptować sytuację. Z jej oczu i twarzy znika zmartwienie i stres, znowu pojawia się radosne oczekiwanie, ekscytacja i wzmocnienie. Zapada decyzja- C. urodzi się drogą cięcia cesarskiego. Rodzice cieszą się, że już niedługo zobaczą swoją córeczkę. Personel przychodzi się przywitać, tłumaczą jak będzie wyglądać cała procedura, zapraszają tatę do towarzyszenia w narodzinach małej cesarzowej. Rozmawiam jeszcze z N. Mówię, że ją podziwiam, że zrobiła wszystko co mogła, poradziła sobie wspaniale, ani przez chwilę nie zwątpiła, była w pełni oddana. Ona kiwa głową. Wie, że przez cały poród świetnie pracowała. Ja towarzyszę rodzicom w drodzę do sali operacyjnej i żegnam się z nimi przy drzwiach na oddział. Dziękuję za to, że pozwolili mi byc z nimi w tym niesamowitym wydarzeniu.
Po 21 godzinach wsparcia pora wracać do domu.
Kilka godzin później dostaję zdjęcia cudownej C. 🥰
To był wymagający poród, możecie pomyśleć, że ta historia jest trudna, może nawet zła. My tak nie twierdzimy. W tym porodzie było wszystko. Ale przede wszystkim była silna, pewna siebie, walcząca o swoje marzeni porodowe mama i wspaniały, wspierający partner. To był niesamowity poród, pełen śmiechu, łez, rozmów, ciepła i miłości. Każdy z nas wyszedł z tego wzmocniony. Każdy z nas jest utwierdzony w przekonaniu, że zrobiliśmy wszystko co mogliśmy. Każdy z nas jest dumny z każdego.
N.- zawsze będziesz dla mnie wzorem. Dziękuję.