
20/06/2025
Dziś będzie trudny post.
"Wzięłam dzieci do adopcji, nastolatki, rodzeństwo z osobowością, która kształtuje się w sposób nieprawidłowy, i chorobami neurologicznymi dającymi zaburzenia zachowania, ale je oddałam z powrotem, bo nie byłam w stanie wytrzymać."
Znacie takie nagłówki z gazet?
Macie pierwszą myśl: "A swoje by też oddała, jakby były chore?" "Jak można być potworem, który adoptuje i oddaje?"
Opowiem Wam, dlaczego tak może się zdarzyć.
Adopcja dziecka to proces, który w Polsce po pierwsze jest niemiłosiernie skomplikowany. Wiadomo, że najwięcej dzieci jest starszych, które są chore lub mają zaburzenia zachowania.
Pomyślcie teraz o tym, gdy jesteście w ciąży – macie 9 miesięcy na przyzwyczajenie się do myśli, że w Waszym ciele rozwija się część Was. W połowie Wy same. 9 miesięcy życia z drugą istotą. Może ona nie mówi, może przez większość czasu jest płodem, ale jeśli ją spersonalizujecie, staje się dla Was bardziej prawdziwa niż ktoś stojący obok Was. A przede wszystkim – bardziej "Wasza" (tak, dzieci to nie własność dorosłych, ale mamy poczucie więzi i stąd to "to moje").
Potem macie kolejne miesiące, lata, gdy żyjecie z drugim człowiekiem... każda godzina Was do niego przywiązuje. Dodatkowo swoje robią geny. Widzenie swoich oczu, swoich paznokci u kogoś, swoich znamion na czyimś ciele jest tą sprytnie przemyślaną przez ewolucję więzią, która wiąże Was z drugą osobą, "bo to cała ja". A siebie się nie da pozbyć.
Gdy dziecko dochodzi do wieku nastolatkowego, już jesteście tak związani i zabetonowani miłością, że choćby nie wiadomo co się działo, w zdecydowanej większości łkacie te gnatki nad życie.
Z adopcją jest inaczej, bo trafia do Was ktoś, kto ma już naście lat albo kilka. Ten czas, w którym możecie się kogoś nauczyć, jest skrócony. Bardzo. Nie da się nowo poznanego 9-latka, mimo najszczerszych chęci, kochać tak samo jak 9-latka, z którym jesteś od 1. dnia życia. Bo to 9 lat różnicy. Rodzice adopcyjni muszą dopiero uczyć się poznawać, wchodzić w relację. To jest trudne. Rodzi wiele trudności i kryzysów w zdrowiu psychicznym. Wymaga dużego zdeterminowania i 100% przekonania do swojej decyzji. Nic dziwnego, że ta więź emocjonalna jest inna. Nie da się tego kryterium czasu przeskoczyć.
Dlatego gdy dzieci adopcyjne mają masywne zaburzenia zachowania, są agresywne, zagrażające – bo mówimy o ekstremalnych, takich przypadkach – rodzicom adopcyjnym zdarza się, że rezygnują z adopcji. Nie unoszą tego, wiedzą, że gdyby dalej byli rodzicami adopcyjnymi, byłoby tylko gorzej – dla dzieci i dla nich.
Nie oceniam takich rodziców. Wy też tego nie róbcie. Im jest naprawdę koszmarnie trudno. Zawsze. To są dramatyczne decyzje. Tak dramatyczne, że większość z Was nawet nie jest w stanie sobie wyobrazić tego bólu i cierpienia.
Pamiętajcie: każdy Wasz komentarz w sieci pod artykułami może być czytany przez bohaterów tych artykułów. Piszcie przemyślenia z szacunkiem, zawsze wyobrażając sobie tę osobę – że ona to przeczyta. Personalizujcie. Wtedy będziecie mniej dehumanizować, a sieć stanie się mniej niebezpiecznym miejscem.
Dziś czytałam taki artykuł o takich rodzicach. Komentarze pod nim mnie przeraziły.
Znam podobne historie. Widzę ten płacz i rozpacz przy podejmowaniu decyzji o wycofaniu się z adopcji.
Dlatego po prostu, po ludzku – współczuję każdej osobie, która przez to przechodzi.
Po prostu.