Daga Zinkowska-Sopek - terapeutka schematu

Daga Zinkowska-Sopek - terapeutka schematu Jestem terapeutką schematu (certyfikat zaawansowany ISST nr 3426), psychoterapeutką poznawczo-behawioralną (certyfikat PTTPB nr 833)

Już niedługo, 7 listopada podczas World Schema Therapy Day wspólnie z Yulianą Shevchuk opowiemy o pracy ze snami w Terap...
13/09/2025

Już niedługo, 7 listopada podczas World Schema Therapy Day wspólnie z Yulianą Shevchuk opowiemy o pracy ze snami w Terapii Schematu. 🤗

A w międzyczasie zapraszam do mojego artykułu – wprowadzenia w ten niezwykle ciekawy temat! :) Tekst jest również dostępny na stronie internetowej.



Królewska droga do schematów… o pracy ze snami w Terapii Schematu

Można powiedzieć, że w terapii schematu każda droga wiedzie do Wrażliwego Dziecka. A przynajmniej, jako terapeuci schematu, powinniśmy tej drogi nieustępliwie szukać, zdając sobie sprawę, że nie zawsze będzie to droga widoczna i łatwa. Często współpracujemy z osobami, które doświadczyły poważnych naruszeń w pierwszych relacjach przywiązaniowych, w związku z czym lęk przed bliskością i okazaniem podatności na zranienie ma swoje słuszne uzasadnienie, a ponadto może być niezwykle głęboki. Jednak tak jak dobry rodzic, który nie poddaje się w nawiązaniu więzi ze swoim dzieckiem, tak i my, terapeuci schematu, nie możemy poddawać się w nawiązaniu kontaktu z Wrażliwą Częścią klienta. Oznacza to, że możemy sięgać po różnorodne, nieraz bardzo kreatywne sposoby dotarcia do jego emocjonalnej strony, a jedną z wielu może być właśnie praca ze snami.

Praca ze snami jest metodą szeroko wykorzystywaną w wielu nurtach psychoterapii (w analizie jungowskiej, terapii Gestalt, ale także coraz częściej w CBT), a jednak każde z tych podejść inaczej postrzega możliwości i techniki takiej pracy, jak również jej cel.

W terapii schematu zakładamy, że fabuła snu ujawnia bardziej osobiste, emocjonalne treści ze świata wewnętrznego klienta. Często są ubrane w metafory czy szokujące scenariusze, w których możemy obserwować przejawy aktywacji schematów i trybów klienta. Tak jakby tryb Unikającego Obrońcy udał się w trakcie snu na drzemkę.

Innymi słowy, świat snów bardzo często jest spójny z wyjściową konceptualizacją trudności klienta, co więcej – uzupełnia ją i ubogaca o nowe tropy kliniczne. Posiadanie wstępnej konceptualizacji wspiera rozumienie znaczenia elementów snu, ale również elementy snu podsuwają ważne pytania kliniczne do konceptualizacji.

Istotną z perspektywy teorii więzi kwestią jest to, że sny zawierają reakcje emocjonalne uwarunkowane we wczesnym dzieciństwie. Terapeuci schematu często pracują z prewerbalnymi wspomnieniami. Pierwsze lata życia (szczególnie trauma wczesnodziecięca) zapisują się głównie w pamięci niejawnej. Dzieje się tak ze względu na niedojrzałość struktur hipokampa w 2-3 roku życia. Klientowi może więc być trudno przywołać konkretne doświadczenia, a mimo to zgłasza, że reaguje lękiem czy wstydem silniej, niż podpowiada logika. Wczesnodziecięce doświadczenia przejawiają się w nawykach, wzorcach emocjonalnych czy napięciach w ciele, ale mogą również manifestować się w marzeniach sennych. Gdy w snach klienta powtarza się konkretny klimat emocjonalny (np. poczucia zagrożenia czy opuszczenia) otrzymamy szansę, by zauważyć tryb Wrażliwego Dziecka i otoczyć tę część opieką. Możemy spotkać się z typowymi wzorcami marzeń sennych w przebiegu cPTSD czy zaburzeniach przywiązania (np. sny o byciu ściganym, porzuconym, pozostawanie obok przerażających opiekunów). W ten sposób otrzymamy okazję do przełożenia tych motywów na schematy i tryby.

Ponieważ sny niemal zawsze wiążą się z silnymi emocjami i wydobywają elementy pamięci somatycznej, są gotowym zaproszeniem do interwencji doświadczeniowych. Reskrypcja wyobrażeniowa, most do przeszłości czy dialog między trybami to niektóre metody pracy, po które możemy sięgnąć. Pozwoli nam to zrozumieć historię klienta w znacznie szerszym kontekście, głównie relacyjnym. Słowa czasem nie wystarczają, by dotrzeć do niejawnych wspomnień, i tutaj praca ze snami może okazać się niezwykle pomocna. Fragment snu bywa idealnym punktem startu do reskrypcji, nieraz łatwiej dostępnym niż standardowa scena z przeszłości. Niektóre sny wręcz dosłownie zapraszają do rozmowy z Wymagającym Krytykiem czy trybem podporządkowania, pojawiającymi się w fabule w zaskakująco dosłowny sposób.

Zdarza się, że sama atmosfera emocjonalna snu podsunie ważne tropy kliniczne, które może być trudno uchwycić w rozmowie na sesji. Zaciekawmy się, jeśli w snach klient często doświadcza poczucia winy, poczucia że zawiódł bliskich i świat, a ludzie są mu wrodzy lub odtrącający. Mogą być to subtelne oznaki, że świat klienta jest bardziej depresyjny niż jest nam w stanie zakomunikować. Emocjonalne ucho terapeuty na klimat snów klienta, i składające się na nie motywy i metafory, może być dla nas ogromnym wsparciem diagnostycznym, a co za tym idzie wspierać zmiany w terapii.

Zaciekawmy się również wtedy, jeśli w snach pojawia się postać dziecka, zwierzęcia lub jakiś element reprezentujący kruchość i delikatność. Możemy natknąć się na ważne informacje o tym, jak się czuje Wrażliwa Część klienta. Równocześnie pojawienie się samego psychoterapeuty we śnie może nieść doniosłe znaczenia. Przede wszystkim może informować o tym, jak klient doświadcza relacji terapeutycznej, i otwierać kolejne drzwi do poznania historii doświadczeń relacyjnych klienta.

Do terapii schematu zgłaszają się klienci z PTSD i/lub traumą złożoną (nierzadko z diagnozą postawioną dopiero w trakcie terapii), w związku z czym bardzo ważna jest umiejętność rozróżniania koszmarów sennych od przykrych snów. Od tego zależy dobór interwencji i tempa pracy, tak aby nie przeciążyć klienta z PTSD lub traumą złożoną. U osób po traumie układ nerwowy jest nadreaktywny i łatwo ulega ponownemu pobudzeniu, a niektóre koszmary senne mają status flashbacku (natrętnych wspomnień). Zbyt intensywna eksploracja snów może wywołać retraumatyzację lub nasilić objawy. Zatem zanim zaczniemy pracować ze snami, musimy uważnie ocenić poziom stabilizacji i bezpieczeństwa klienta, stopniować głębokość pracy z treścią snów, a w razie potrzeby najpierw skupić się na regulacji emocji, pracy z ciałem i technikach uziemiających.

Retraumatyzacja w tym kontekście oznacza sytuację, w której praca terapeutyczna z treścią snu ponownie uruchamia w kliencie intensywne reakcje emocjonalne i fizjologiczne z okresu pierwotnej traumy, tak silne, że klient doświadcza ich jak kolejnego zranienia, a nie jak bezpiecznego procesu leczenia.

Zbyt szybkie lub zbyt szczegółowe wchodzenie w traumatyczny materiał (np. w realistyczny koszmar) może przenieść osobę w stan flashbacku: ciało i emocje reagują tak, jakby wydarzenie działo się teraz. Zamiast integracji wspomnienia pojawia się poczucie przytłoczenia, panika, dysocjacja oraz poczucie bezradności, czyli doświadczenia podobne do pierwotnego urazu.

Tłumaczenie snów to niełatwa sztuka, w której nie ma jednoznacznych odpowiedzi interpretacyjnych, bo najważniejsze jest znaczenie, jakie sami nadajemy. Zatem nie istnieje uniwersalny “klucz”; interpretacja snu jest spersonalizowana, dopasowana do konkretnej osoby i jej wyjątkowych doświadczeń. W terapii schematu treść snów postrzegamy w sposób tematyczny, a niekoniecznie symboliczny. Tym samym sami stajemy się tłumaczami własnych snów – i to jest dobre, gdyż otrzymujemy dodatkowe narzędzie samopoznania.

Wielu klientów może nie być przekonanych do dzielenia się snami z kimkolwiek i jest to zupełnie zrozumiałe, ponieważ sny są powszechnie postrzegane jako coś niezwykle osobistego, ujawniającego głębsze znaczenia czy wyzwania naszego życia. Dodatkowo zupełnie naturalnym jest, że większość ludzi doświadcza od czasu do czasu snów o absurdalnej, niepokojącej, a nawet sprzecznej z normami społecznymi treści. Ujawnienie takiego snu może wiązać się z ogromnym wstydem i lękiem przed oceną. Każdy z nas śnił kiedyś o czymś, co wolałby wymazać ze swojej pamięci! Czasami sama normalizacja tego faktu wystarczy, by z większą akceptacją spojrzeć na treść swoich snów, a także przekonać się, że zawsze możemy wybrać o jakim śnie zechcemy mówić, a o jakim nie. Terapeuta z całą pewnością to uszanuje.

Nie bez znaczenia jest również to, że sam terapeuta może mieć różne przekonania na temat pracy ze snami, które skutecznie odwiodą go od takiego pomysłu. Możemy czuć się po prostu nieprzygotowani, by przyjąć sen klienta. Bardzo często ucząc się nowych technik na szkoleniach doświadczamy lęku przed porażką i wykazaniem się niekompetencją. “Nie mam doświadczenia w tej technice, więc to ryzykowne”, “Praca ze snami może nadmiernie zbliżyć mnie do klienta”. Dlatego tak cenne są warsztaty i szkolenia, które pozwalają zdobyć doświadczenie i pewność w tej metodzie. Ponieważ osobiste przekonanie terapeuty do określonych metod terapeutycznych jest bezpośrednio związane z ich skutecznością, nie powinniśmy pracować w sposób, do którego nie mamy wewnętrznego przekonania.

To, co może nas wspierać w pracy nad snami klienta, to doświadczenie w przyglądaniu się własnym snom, pierwsze próby ich zapamiętywania, co na początku może nie być łatwe, ze względu na ich ulotny charakter. Dobra informacja jest taka, że zapamiętywanie snów to taka sama umiejętność jak np. zauważanie swoich emocji, co oznacza, że zazwyczaj praktyka pomaga nabrać w tym biegłości.

W miarę postępu terapii możemy zaobserwować, że wraz ze światem wewnętrznym klienta zmieniają się jego sny. W snach może pojawiać się więcej sprawczości, odwagi, autonomii, może nawet pojawi się tryb Szczęśliwego Dziecka. Zobaczymy więcej wrażliwości i podatności na zranienie, szczególnie, gdy klient na jawie często jest w trybie Odłączonego Obrońcy. Zauważymy więcej dobrych postaci i pozytywnych scenariuszy. W przypadku traumatycznych snów, nie tylko zmniejszy się ich częstotliwość, ale sama negatywna, przerażająca treść zacznie się stopniowo rozcieńczać. Sny mogą być więc oznaką, że klient doświadcza ważnych zmian w swoim życiu, a terapia zmierza w dobrym kierunku.

Kochani,wraz z Yulianą Shevczuk z Poddasze Myśli pragniemy zaprosić Was na wykład, który poprowadzimy w ramach World Sch...
22/08/2025

Kochani,

wraz z Yulianą Shevczuk z Poddasze Myśli pragniemy zaprosić Was na wykład, który poprowadzimy w ramach World Schema Therapy Day 7 listopada 2025 roku.

Zajmiemy się tematem rzadko poruszanym na szkoleniach schematowych, a jednocześnie mocno obecnym w naszej praktyce: pracą ze snami w terapii schematów.

Opowiemy, jak można włączać sny do procesu terapeutycznego oraz jak przekładać je na praktyczne działania i interwencje niosące ukojenie Wrażliwej Części klienta.

Inspiracją do tego spotkania jest osobiste zainteresowanie tym niszowym, a jednocześnie fascynującym obszarem. Na co dzień zgłębiamy go wspólnie w ramach zespołu interwizyjnego, a teraz chcemy podzielić się tym doświadczeniem także z Wami.

Serdecznie zapraszamy i do zobaczenia! ✨

(Link do zapisów w komentarzu)

obraz: René Magritte, 1938r.

„Zawstydzanie matki karmiącej dziecko w miejscu publicznym jest niezgodną z prawem formą nierównego traktowania ze wzglę...
02/08/2025

„Zawstydzanie matki karmiącej dziecko w miejscu publicznym jest niezgodną z prawem formą nierównego traktowania ze względu na płeć. Karmienie piersią w miejscu i w czasie dogodnym dla matki i dziecka jest nie tylko zgodne z prawem, ale wskazane dla zdrowia dziecka. Zgodnie z zaleceniami Światowej Organizacji Zdrowia wskazane jest karmienie dziecka do 6 miesiąca i kontynuowanie do ukończenia przez dziecko 2 roku życia i dłużej.”

Rzecznik Praw Obywatelskich

„Karmienie piersią w miejscach publicznych jest częścią życia społecznego. Wzbudzanie w kobietach przekonania, że karmienie piersią jest czymś wstydliwym, że nie mogą one karmić w miejscu i czasie dogodnym dla siebie i dziecka, może prowadzić do ograniczania udziału kobiet w życiu społecznym albo do skrócenia czasu karmienia piersią.”

Ministerstwo Zdrowia

Obraz: Macierzyństwo, Stanisław Wyspiański, 1902 r.

"Ludzie mogą zapomnieć, co powiedziałeś, mogą zapomnieć, co zrobiłeś, ale nigdy nie zapomną tego, jak się przy Tobie czu...
21/07/2025

"Ludzie mogą zapomnieć, co powiedziałeś, mogą zapomnieć, co zrobiłeś, ale nigdy nie zapomną tego, jak się przy Tobie czuli.”

Maya Angelou

Obraz: Holly Warburton

Lubię metafory odwołujące się do natury i jej mądrości. Ta jest o leśnych więziach, które są nie tylko biologiczne, ale ...
28/05/2025

Lubię metafory odwołujące się do natury i jej mądrości.

Ta jest o leśnych więziach, które są nie tylko biologiczne, ale i głęboko społeczne. Drzewa wiedzą, że samotność to zagrożenie, a przetrwanie zależy od więzi - nie siły jednostki. Obyśmy nie zatracili tego, co nas łączy z bukami i nieustannie uczyli się od lasu 🌳💚

"Dawno temu w jednym ze starych rezerwatów lasu bukowego zobaczyłem osobliwe, omszałe kamienie. Kształt miały przedziwny, lekko pofałdowany, z wgłębieniami, a gdy uniosłem mech, zobaczyłem pod spodem korę drzewa. Nie był to więc kamień, tylko stare drewno. A ponieważ buczyna na wilgotnej ziemi butwieje w ciągu paru lat, byłem zaskoczony, jaka jest twarda. Przede wszystkim jednak nie mogłem jej podnieść, najwyraźniej była mocno związana z ziemią. Scyzorykiem ostrożnie zeskrobałem trochę kory i natknąłem się na zieloną warstwę. Zieleń? Ten barwnik istnieje tylko pod postacią chlorofilu, który występuje w liściach i jest gromadzony jako rezerwa w pniach żywych drzew.

Jedyne wyjaśnienie było takie, że ten kawał drewna wcale nie jest martwy! Chodziło o sękate pozostałości ogromnego, prastarego pniaka. Zachowały się już tylko szczątki jego dawnej krawędzi, a całe wnętrze zmieniło się w próchnicę - widoma poszlaka świadcząca o tym, że pień musiał zostać zwalony przed czterystu, pięciuset laty.

Ale w jaki sposób jego żywe pozostałości mogły tak długo przetrwać? W końcu komórki zużywają pokarm w formie cukrów, muszą oddychać i przynajmniej troszeczkę rosną. Tyle, że bez liści, a tym samym bez fotosyntezy, jest to niemożliwe. Żadna istota na naszej planecie nie wytrzyma kilkusetletniej głodówki i dotyczy to również szczątków drzew. A przynajmniej pniaków, które są zdane same na siebie.

Jednak w przypadku tego okazu sprawy najwyraźniej miały się inaczej. Uzyskał wsparcie sąsiednich drzew - poprzez korzenie otaczające go buki pompowały weń roztwór cukrów, by zachować go przy życiu. W istocie mamy do czynienia z zawikłanym systemem, który łączy większość osobników jednego gatunku w drzewostanie. Wymiana składników pokarmowych - sąsiedzka pomoc w razie potrzeby - jest widocznie regułą, co prowadzi do stwierdzenia, że lasy stanowią superorganizmy, czyli są podobnymi tworami jak na przykład mrowiska.

Dlaczego jednak drzewa są do tego stopnia istotami społecznymi, dlaczego dzielą się pokarmem z krewniakami z tego samego gatunku, a przez to tuczą konkurencje? Powody są identyczne z tymi, którymi kierują się ludzkie społeczności - razem łatwiej sobie radzić. Drzewo nie jest lasem, samo nie wytworzy lokalnego, zrównoważonego klimatu, jest bez reszty wydane na pastwę wiatru i pogody. Natomiast wiele drzew tworzy wspólnie ekosystem, który łagodzi skutki skrajnych upałów i mrozów, gromadzi dużą ilość wody i produkuje bardzo wilgotne powietrze. W takim środowisku drzewa mogą rosnąć bezpiecznie i dożywać matuzalemowego wieku. By to osiągnąć, społeczność musi za wszelką cenę trzymać się razem. Gdyby wszystkie okazy troszczyły się tylko o siebie, wówczas niejeden nie doczekałby starości. Skutkiem bezustannych zgonów byłoby mnóstwo dużych dziur w sklepieniu drzewostanu, przez co burze latwiej dostawałyby sie do srodka i obalały kolejne drzewa. Letni upał przenikałby aż do leśnej gleby i wysuszał ją.

A zatem każde drzewo jest cenne dla społeczności. Z tego powodu nawet chore okazy zyskują wsparcie i zaopatrzenie w składniki pokarmowe, póki nie wyzdrowieją. Następnym razem sytuacja może się przecież odwrócić i pomocy będzie potrzebować drzewo dziś świadczące wsparcie.

Grube, srebrzystoszare buki, które tak właśnie postępują, przypominają mi stado słoni. Ono także troszczy się o swych członków, pomaga chorym i słabym odzyskać siły i nawet martwych krewniaków porzuca z najwyższą niechęcią.

Sami możecie to sprawdzić spoglądając w górę, w korony drzew. Gałęzie przeciętnego drzewa rozrastają się dopóty, dopóki nie natrafią na czubki gałęzi równie wysokiego sąsiada. Dalej pójść nie można, ponieważ przestrzeń powietrzna jest już zajęta. A mimo to drzewa intensywnie wzmacniają najdalsze wysunięte gałęzie, tak, że powstaje wrażenie, iż tam w gorze toczy się regularna walka. Jednakże para prawdziwych przyjaciół pamięta o tym, by nie wytwarzać zbyt grubych konarów od strony drugiego drzewa. Żadne z nich nie chce niczego odbierać towarzyszowi i dlatego wykształca potężne części koron tylko na zewnątrz, czyli w stronę “tych, którzy nie są przyjaciółmi”. Takie pary są niekiedy tak mocno splecione korzeniami, że niekiedy razem umierają.

Przyjaźnie, które nakazują zaopatrywać w pokarm pniaki, można z reguły zaobserwować tylko w lasach naturalnych. Sadzone lasy gospodarcze, do których przeważnie należą lasy iglaste Europy Środkowej, najwyraźniej zachowują się raczej jak dzieci ulicy. Wygląda na to, że z trudem łączą się w sieci, ponieważ sadzenie trwale uszkadza ich korzenie. Drzewa z takich lasów są z reguły samotnikami, przez co mają szczególnie ciężkie życie. Zresztą i tak większość nie będzie miała szans się zestarzeć, bo ich pnie w zależności od gatunku uważane są za dojrzałe do ścięcia w wieku mniej więcej stu lat.”

Peter Wohlleben "Sekretne życie drzew"

na zdjęciu: las bukowy na klifie nieopodal Słowińskiego Parku Narodowego, 2025 r.

"Zabawa jest pracą dzieciństwa i wszystkie młode ssaki mają to samo zadanie: zaprogramować mózg poprzez żwawą i częstą z...
20/05/2025

"Zabawa jest pracą dzieciństwa i wszystkie młode ssaki mają to samo zadanie: zaprogramować mózg poprzez żwawą i częstą zabawę. Setki badań nad młodymi szczurami, małpami i ludźmi pokazują, że młode ssaki chcą zabawy, potrzebują zabawy, a pozbawione zabawy stają się społecznie, poznawczo i emocjonalnie upośledzone.

Dzięki zabawie młode ssaki nabywają umiejętności, których będą potrzebować jako dorośli, i uczą się ich w taki sposób, jaki neurony lubią najbardziej: powtarzając czynności i odnosząc sukcesy lub porażki w środowisku, w którym stawka jest niska.

Kociaki niezdarnie rzucają się na kawałek włóczki, co uruchamia wyspecjalizowane obwody w ich korze wzrokowej, które wyewoluowały tak, by interesowały się wszystkim, co przypomina mysi ogon. Stopniowo, po wielu takich susach w zabawie, stają się sprawnymi zabójcami.

W okresie wczesnego dzieciństwa ludzkie dzieci niezgrabnie biegają i wspinają się na wszystko, co znajdą, aż nauczą się sprawnie poruszać po skomplikowanym środowisku naturalnym. Gdy już opanują te umiejętności, przechodzą do bardziej zaawansowanych gier wieloosobowych z udziałem łowcy i ofiary, jak berek, zabawa w chowanego oraz w gąski do domu. Gdy już będą starsze, zabawy słowne (takie jak plotkowanie, przekomarzanie się czy żartowanie) staną się niczym kurs zaawansowany w niuansach, sygnałach niewerbalnych i natychmiastowej naprawie relacji, kiedy coś, co powiedziały, nie wywołało oczekiwanej reakcji. Z biegiem czasu nabiorą umiejętności społecznych potrzebnych do życia w demokratycznym społeczeństwie, takich jak samorządność, wspólne podejmowanie decyzji i akceptowanie wyniku przegranego sporu.

Peter Gray, psycholog rozwojowy z Boston College oraz wiodący badacz zabaw, zauważa, że „zabawa wymaga stłumienia potrzeby dominacji i umożliwia nawiązanie długotrwałych, opartych na współpracy więzi”. Zabawa fizyczna w plenerze z innymi dziećmi w różnym wieku to najzdrowsza, najnaturalniejsza i najkorzystniejsza forma zabawy. Rozrywka zawierająca pewną dozę ryzyka fizycznego jest kluczowa, bo uczy dzieci dbania o siebie i innych. Dzieci mogą nauczyć się, jak unikać zrobienia sobie krzywdy, tylko wtedy, gdy znajdą się w sytuacjach, które niosą ze sobą takie ryzyko — na przykład podczas zapasów z kolegą, walki na plastikowe miecze czy negocjowania z innym dzieckiem, kto ma zjeżdżać miejscem na huśtawce. Nieudane negocjacje mogą skutkować bólem w dolnej części pleców lub poczuciem wstydu, ale właśnie w takich momentach dzieci uczą się ważnych lekcji. Gdy jednak w zabawę ingerują rodzice, nauczyciele czy opiekunowie, staje się ona mniej swobodna, mniej radosna i mniej wartościowa. Dorośli często nie potrafią się powstrzymać od kierowania i nadmiernego chronienia dzieci.

Kluczową cechą swobodnej zabawy jest to, że pomyłki zwykle nie kosztują dużo. Wszyscy na początku są niezgrabni i każdy codziennie popełnia błędy. Stopniowo, metodą prób i błędów oraz dzięki bezpośrednim reakcjom towarzyszy zabaw, uczniowie szkół podstawowych stają się gotowi stawić czoła większej społecznej złożoności szkół średnich.

To nie prace domowe ani zajęcia z radzenia sobie z emocjami ich na to przygotowują. Takie prowadzone przez dorosłych lekcje mogą dostarczyć pożytecznych informacji, ale sama wiadomość nie ma wielkiego wpływu na kształtowanie rozwijającego się mózgu. Robi to zabawa. Mówi o tym istotne założenie psychologii poznawczo-behawioralnej: kluczem do rozwoju emocjonalnego jest doświadczenie, a nie informacja. A to właśnie w nienadzorowanej, beztroskiej zabawie dzieci najlepiej uczą się tolerować siniaki, radzić sobie z pierwszymi emocjami, odczytywać uczucia innych dzieci, czekać na swoją kolej, rozwiązywać konflikty i bawić się sprawiedliwie. Dzieci są wewnętrznie motywowane do nabywania tych umiejętności, bo chcą bawić się w grupie.

W modelu "dzieciństwa opartego na zabawie" dzieci spędzają większość wolnego czasu, bawiąc się z przyjaciółmi w świecie realnym. W grupach lub społecznościach, w których istnieje jakiś koszt dołączenia lub opuszczenia, trzeba więc zainwestować w relacje. Według raportów antropologicznych zebranych przez Graya, tak wyglądało dzieciństwo łowców-zbieraczy, co oznacza, że dzieciństwo człowieka ewoluowało na przestrzeni długiego czasu, w którym rozwój mózgu „spodziewał się” dużej ilości swobodnej zabawy.

Kiedy więc młodzież zaczyna spędzać większość czasu przy telefonie (i innych ekranach), w samotności oglądając na autoplay filmy na YouTubie albo scrollując bezdenne zasoby Instagrama, TikToka i innych aplikacji, pojawia się problem.

Takie interakcje zwykle mają wyraźne cechy wirtualnego wiata: są bezcelowe, asynchroniczne, jeden na wielu i wykonywane są samodzielnie, albo w wirtualnych grupach, do których łatwo dołączyć i trudno je opuścić. Nawet gdyby udało się jakoś skutecznie filtrować zawartość tych stron, by usunąć szkodliwe treści, sam uzależniający charakter tych platform redukuje czas dostępny dla zabawy, a więc i rozwoju w świecie rzeczywistym. Ograniczenie to jest tak drastyczne, że smartfony i tablety w rękach dzieci można nazwać blokerem doświadczeń (ang. experience blockers). Sposób, w jaki młodzież korzysta z mediów społecznościowych, daleki jest od swobodnej zabawy."

Jonathan Haidt "Niespokojne pokolenie"

zdjęcie: Narodowe Archiwum Cyfrowe; dzieci bawiące się z psem, 1951 r.

"Mózgowi szkodzi tworzenie sztucznych grup - klas, do których chodzą wyłącznie dzieci w jednym wieku. Mówimy, że szkoła ...
08/01/2025

"Mózgowi szkodzi tworzenie sztucznych grup - klas, do których chodzą wyłącznie dzieci w jednym wieku. Mówimy, że szkoła ma być miejscem nie tylko przekazywania informacji, ale również kształtowania kompetencji społecznych, umiejętności współpracy, rozwiązywania konfliktów.

To trochę jak z poligonem - jest tym bardziej skuteczny w kształtowaniu kompetencji żołnierza, im bardziej podobny jest do pola walki. Szkoła powinna być jak najbardziej podobna do tego, co znajdziemy poza szkołą.

Jak często poza szkołą będziemy mieli szansę znaleźć się w jednowiekowej grupie zadaniowej?

Badania socjologów pokazują jednoznacznie, że jeśli chodzi o zdolność grupy do rozwiązywania problemów, to ta zdolność jest odwrotnie proporcjonalna do różnicy wieku między najstarszym a najmłodszym. Innymi słowy - im większe zróżnicowanie wiekowe, tym ta zdolność rozwiązywania problemów przez grupę rośnie.

Grupa potrzebuje podziału ról, hierarchii, ona działa sprawnie, gdy wszystkie role są obsadzone.

Kiedy dzieci łączy się losowo w grupy różnowiekowe, to bardzo szybko ustalają swoją hierarchię na podstawie wieku i starsze dzieci automatycznie zaczynają opiekować się młodszymi. Po kilku dniach ten porządek może się zmienić, na przykład wtedy, kiedy jakieś młodsze dziecko okaże się bardziej kompetentne w jakichś zadaniach. I wtedy następują zmiany, bo grupa jest elastyczna.

Jednak w grupie dzieci w podobnym wieku, brak naturalnego, jednoznacznego sposobu na wyznaczanie wyjściowej hierarchii. Dzieci zaczynają więc szukać. Problem w tym, że dla jednych podstawą tworzenia hierarchii będzie uroda, dla drugich siła fizyczna, czy zasobność portfela rodziców.

W efekcie od początku klasa działa jako zbiór podgrup. Każdy nauczyciel to widzi, ale nie lubimy przyznawać się do tego jako wychowawcy, bo od nas wymaga się, żeby klasa była zwartą, jednorodną grupą lubiących się osób. I nauczyciel słyszy na wywiadówce, że zawiódł, bo klasa nie jest zgrana. Tyle że w takiej sztucznej konstrukcji grupy udać się to może raz na tysiąc razy. I, nawiasem mówiąc, nie bedzie to najczęściej zasługa nauczyciela czy wychowawcy, tylko sytuacja, gdy przypadkiem wszystkie dzieci przyjmą ten sam powód tworzenia hierarchii.

A zatem codzienność naszych szkół to mniej lub bardziej intensywne tarcia pomiędzy grupkami, które w takiej szkole, w takiej klasie się znajdą. A kompetencje, które dzieci w tym środowisku nabywają, mają się nijak do tego, co tak naprawdę jest potrzebne w dorosłym, pozaszkolnym życiu.

To jest kolejna sztuczna sytuacja, która ma się nijak do rzeczywistości pozaszkolnej. Nie nauczy współpracy - raczej postawy konfrontacyjnej i konkurencji niż wsparcia.

A przecież, jeśli można mówić o jakiejś cesze, która zbudowała naszą przewagę nad całą resztą stworzenia, to cechą tą było dostosowanie grupowe, czyli taka sytuacja w której granice moich kompetencji nie są granicami moich możliwości. Jeśli czegoś nie wiem albo nie umiem, a mam wokół siebie przychylnych sobie ludzi, których lubię, mogę im przekazać bezpiecznie swoje potrzeby. Oni pomogą, rozszerzą moje kompetencje. Psycholodzy nazywają to społecznym dowodem słuszności. Taki model zachowania jest ponadkulturowy i występuje w naszym gatunku wszędzie. A w szkole nie wolno jej wykorzystywać. No bo co się dzieje, kiedy uczeń na sprawdzianie zechce poszukać społecznego dowodu słuszności u kolegi?

Szkoła każe więc za fundament współpracy, jakim jest społeczny dowód słuszności. Czy jest zatem w stanie wytworzyć kompetencje komunikacji, kooperacji i wsparcia? Przecież wymaga czegoś zupełnie odwrotnego. Ocenianie sumujące jest podstawą konkurencji."

prof. Marek Kaczmarzyk, neurobiolog
Fragment wywiadu Agnieszki Urazińskiej w "Psychologii dla Rodziców" (nr 4/2024)

zdjęcie: zbiory NAC. Dzieci w piaskownicy na osiedlu Sielce w Warszawie, 1979 r.

"Można powiedzieć, że szkoła nie jest miejscem przyjaznym dla mózgu. Uczniowie bardzo często stawiani są wobec zadań, kt...
03/01/2025

"Można powiedzieć, że szkoła nie jest miejscem przyjaznym dla mózgu.

Uczniowie bardzo często stawiani są wobec zadań, które są poza granicami ich możliwości. Z jakiegoś nieodgadnionego powodu zdecydowano na przykład, że w karierze szkolnej w wieku 10 lat należy poznać ułamki. Wprowadzamy dziecko w te zagadnienia na dwa lata przed tym, nim rozwiną się w jego mózgu struktury związane z myśleniem pozawerbalnym. U osobnika rozwijającego się neurotypowo dojrzewają one około 12 roku życia. Dlatego czwartoklasista, który ma mózg niegotowy do myślenia pozawerbalnego, tak często ponosi niepowodzenia w matematyce i innych dziedzinach, które tego myślenia pozawerbalnego wymagają - to także gramatyka języków obcych albo rozbiór zdań na języku polskim.

A jeśli przez dwa lata kontaktu z jakąś materią mózg ponosi porażkę za porażką, to wywołuje frustrację i niechęć do kontynuowania działań, które można wytłumaczyć biologicznie. Żadna to motywacja, gdy pojawia się frustracja, a wraz z nią próby unikania i zmniejszenie możliwości poznawczych.

John Medina, amerykański neurobiolog zajmujący się między innymi sprawami szkoły, powiedział, że gdybyśmy się przejęli tym, co dzisiaj wiadomo na temat tego, w jakich warunkach mózg uczy się najłatwiej i najsprawniej, a później chcieli zaprojektować coś, co by najbardziej tym mózgom w tych naturalnych warunkach przeszkadzało, to powstałby pruski model nauczania, z którego wyrosła nasza publiczna szkoła."

prof. Marek Kaczmarzyk, neurobiolog
Fragment wywiadu Agnieszki Urazińskiej w "Psychologii dla Rodziców" (nr 4/2024)

Zdjęcie: zbiory NAC, lekcja w szkole w Wyszkowie, 1974r.

"Tak łatwo jest pomylić wartości z oczekiwaniami. A różnica, między innymi polega na tym, że za praktykowanie wartości m...
30/12/2024

"Tak łatwo jest pomylić wartości z oczekiwaniami.

A różnica, między innymi polega na tym, że za praktykowanie wartości musimy sami wziąć odpowiedzialność.

Oczekiwania to sposób na jej uniknięcie."

💚

Eliza Taworska,
CISZA Ośrodek Psychoterapii, Rozwoju i Ajurwedy
https://www.facebook.com/ciszaosrodekpsychoterapii

Obraz: Vincent van Gogh, Green Wheat Fields, 1890 r.

Wypalenie świąteczne. Dlaczego dla wielu osób święta to jeden z najbardziej stresujących momentów w roku?Może być tak, p...
10/12/2024

Wypalenie świąteczne. Dlaczego dla wielu osób święta to jeden z najbardziej stresujących momentów w roku?

Może być tak, ponieważ wiele osób angażuje się w inicjatywy i działania niezgodne z ich wnętrzem i potrzebami. Mówią sobie “nie”, by innym powiedzieć “tak”. Wewnętrzny Wzbudzający Poczucie Winy Krytyk działa w grudniu na pełnych obrotach, bezwzględnie stawia do wewnętrznego pionu, do sprostania społecznym oczekiwaniom. To czas, gdy z wielką mocą ożywają schematy Samopoświęcenia, Uwikłania Emocjonalnego, Podporządkowania, Opuszczenia, Izolacji Społecznej.

Tradycja i rytuały mogą wspierać w realizowaniu ważnych dla nas wartości takich jak dbanie o bliskie relacje czy potrzeba wspólnego świętowania, kultywowania tożsamości i przynależności do ludzkiego stada.

Ale tak łatwo zewnętrzna tradycja może stać się wewnętrznym terrorem sprawiającym, że w okresie świąt gubimy własny głos i potrzeby, by zadowolić innych, by nie zawieść, by tradycji stało się zadość.

Silny, wręcz biologiczny lęk przed wyłamaniem się z zasad społeczności, przed ostracyzmem rodzinnym, krytyką i poczuciem winy popycha wiele osób w tryb podporządkowania i uległości. Działamy wtedy w oderwaniu od samych siebie, tracimy kontakt z naszym wnętrzem, naszymi autentycznymi potrzebami, a okres świąt przeżywamy w trybie przetrwania, czasem po prostu wyczekując ich końca. Bo koniec świąt oznacza początek powrotu do siebie.

Ten tryb odłączenia od samego siebie jest czymś nienaturalnym dla ludzkiej natury, która dąży do łączności oraz integracji stanów i doświadczeń. Jest też stanem niezwykle kosztownym energetycznie, prowadzi do wyczerpania, wypalenia życiowego. Gdy jesteśmy odłączeni od siebie, zablokowane są naturalne procesy samoregulacji. Przede wszystkim jednak ten tryb sprawia, że nie możemy być autentycznie blisko z tymi, których kochamy. A przecież głębszym sensem tradycji i rytuałów kulturowych, ich pierwotną funkcją było budowanie bliskości i tożsamości w ludzkim plemieniu, wzmacnianie ponadpokoleniowej więzi. Jednak by być autentycznie blisko z innymi, potrzebujemy być blisko sami ze sobą, poznać najpierw melodię własnego serca, a to trudne zadanie, gdy staramy się zaspokoić cudze oczekiwania.

W związku z tym czas świąt to dla wielu osób okres ambiwalencji i napięć na biegunach: autonomia – przywiązanie. Potrzeba więzi jest potrzebą biologiczną, ale ma również charakter egzystencjalny, dotyka najgłębszych punktów ludzkiej tożsamości, łączy z sensem życia. Chęć odwiedzenia dawno niewidzianej rodziny ściera się z potrzebą pozostania w kontakcie tylko z najbliższymi osobami (albo zupełnie samemu), ściera się z potrzebą pozostania w domu, odpoczynku i regeneracji. Być może z decyzją o nieobchodzeniu świąt w jakimkolwiek wymiarze. Możemy doświadczać poczucia winy, gdy podjęliśmy decyzję, by ten czas spędzić poza krajem, w innej części świata. Chęć sprostania wymogom tradycji i własnemu sumieniu ściera się z potrzebą autonomii i przeżywania życia na własnych zasadach, z pragnieniem tworzenia nowych, własnych rodzinnych tradycji i zwyczajów. Weryfikowania rytuałów, które służą wyłącznie opresyjnie rozumianemu dobru wspólnoty, a nie indywidualnemu dobrostanowi.

Jak zatem pogodzić bycie blisko z innymi i zaangażowanie w kultywowanie ważnych dla naszej społeczności tradycji z własnymi potrzebami? W sytuacjach, w których doświadczamy ambiwalencji lub pełnych napięcia dylematów, warto rozwijać w sobie umiejętność jaką jest elastyczność psychologiczna. Oznacza to, że potrafię być obecny i otwarty na swoje doświadczenie tu i teraz, potrafię dzięki temu zobaczyć moją wewnętrzną rzeczywistość w szerszym obrazku i jednocześnie umiem być ciekaw, jaka jest rzeczywistość wewnętrzna drugiej osoby, potrafię pozostać na nią otwarty. Nie staję się niewolnikiem czarno-białego, uproszczonego myślenia. Dzięki temu mogę wybrać działanie, które ma głębsze znaczenie i jest zgodne z moimi wartościami. Jednym z wyborów jest więc łączenie uważności na siebie z uważnością na innych. Wspólne poszukiwanie rozwiązań, które obejmują i szanują perspektywy dwóch stron zawsze jest działaniem na rzecz relacji i w jej sprawie. Myśleniem o relacji, jako wspólnym dobru, za który bierzemy razem odpowiedzialność. A o tym właśnie są święta – o tym, jak relacje współtworzyć, by być prawdziwie razem.

Czy będąc razem, rodziną, wspólnotą, umiemy równocześnie być odrębni? Czy dajemy sobie (wzajemnie) przestrzeń na to, być mieć inaczej, by myśleć inaczej, by chcieć inaczej?

Czy umiemy porzucić stan oczekiwań i wymagań, by przyjąć postawę akceptacji i szacunku?

A może jest mi tak trudno pożegnać oczekiwania wobec innych, bo sam jestem ofiarą własnych, bezwzględnych oczekiwań? W niczym sobie nie odpuszczam, więc nie zamierzam odpuścić też bliskim?

Czy możemy różnić się, nie zgadzać i jednocześnie być blisko? Kultywować w sobie zaciekawienie światem wewnętrznym drugiej osoby, szczególnie wtedy, gdy jest tak diametralnie odmienny od tego, co znam?

Czy chcę i czy umiem przyjąć informację zwrotną i czy widzę sens w podzieleniu się własną? Czy wiem, jak się podzielić uczuciami, by mój komunikat wzmocnił więź, która łączy mnie z adresatem?

Czy umiem z akceptacją przyjąć odmowę, bo rozumiem, że wolność i granice są niezbędne w przyjaźni, związku, bliskich relacjach?

Czy w obliczu rozdźwięków, napięć, różnicy zdań, odmiennych potrzeb, umiemy z niestrudzonym zaangażowaniem poszukiwać wspólnych wartości, które łączą nas pomimo różnic?

Czy ważniejsze jest dla mnie posiadanie racji, czy budowanie relacji?

I, za wspaniałą Marion Woodman, analityczką jungowską:

“Gdzie jesteśmy podobni? Jak możemy się połączyć? Gdzie jest miłość? Czy możesz mnie słuchać? Czy naprawdę słyszysz, co mówię? Czy mnie widzisz? Czy obchodzi cię, czy mnie widzisz, czy nie?”

Wierzę, że w pragnieniu przynależności do ludzkiego stada, można zachować też przynależność do samego siebie.

Z najlepszymi życzeniami takich świąt, jakich w 2024 roku potrzebujecie.

obraz: Ruth Miller Kempster, Death of a Christmas Tree, 1941

Adres

Ulica Wólczańska 66
Łódź
90-608

Telefon

+48605498769

Strona Internetowa

Ostrzeżenia

Bądź na bieżąco i daj nam wysłać e-mail, gdy Daga Zinkowska-Sopek - terapeutka schematu umieści wiadomości i promocje. Twój adres e-mail nie zostanie wykorzystany do żadnego innego celu i możesz zrezygnować z subskrypcji w dowolnym momencie.

Skontaktuj Się Z Praktyka

Wyślij wiadomość do Daga Zinkowska-Sopek - terapeutka schematu:

Udostępnij

Share on Facebook Share on Twitter Share on LinkedIn
Share on Pinterest Share on Reddit Share via Email
Share on WhatsApp Share on Instagram Share on Telegram

Kategoria