Daga Zinkowska-Sopek - terapeutka schematu

Daga Zinkowska-Sopek - terapeutka schematu Jestem terapeutką schematu (certyfikat zaawansowany ISST nr 3426), psychoterapeutką poznawczo-behawioralną (certyfikat PTTPB nr 833)

"Mózgowi szkodzi tworzenie sztucznych grup - klas, do których chodzą wyłącznie dzieci w jednym wieku. Mówimy, że szkoła ...
08/01/2025

"Mózgowi szkodzi tworzenie sztucznych grup - klas, do których chodzą wyłącznie dzieci w jednym wieku. Mówimy, że szkoła ma być miejscem nie tylko przekazywania informacji, ale również kształtowania kompetencji społecznych, umiejętności współpracy, rozwiązywania konfliktów.

To trochę jak z poligonem - jest tym bardziej skuteczny w kształtowaniu kompetencji żołnierza, im bardziej podobny jest do pola walki. Szkoła powinna być jak najbardziej podobna do tego, co znajdziemy poza szkołą.

Jak często poza szkołą będziemy mieli szansę znaleźć się w jednowiekowej grupie zadaniowej?

Badania socjologów pokazują jednoznacznie, że jeśli chodzi o zdolność grupy do rozwiązywania problemów, to ta zdolność jest odwrotnie proporcjonalna do różnicy wieku między najstarszym a najmłodszym. Innymi słowy - im większe zróżnicowanie wiekowe, tym ta zdolność rozwiązywania problemów przez grupę rośnie.

Grupa potrzebuje podziału ról, hierarchii, ona działa sprawnie, gdy wszystkie role są obsadzone.

Kiedy dzieci łączy się losowo w grupy różnowiekowe, to bardzo szybko ustalają swoją hierarchię na podstawie wieku i starsze dzieci automatycznie zaczynają opiekować się młodszymi. Po kilku dniach ten porządek może się zmienić, na przykład wtedy, kiedy jakieś młodsze dziecko okaże się bardziej kompetentne w jakichś zadaniach. I wtedy następują zmiany, bo grupa jest elastyczna.

Jednak w grupie dzieci w podobnym wieku, brak naturalnego, jednoznacznego sposobu na wyznaczanie wyjściowej hierarchii. Dzieci zaczynają więc szukać. Problem w tym, że dla jednych podstawą tworzenia hierarchii będzie uroda, dla drugich siła fizyczna, czy zasobność portfela rodziców.

W efekcie od początku klasa działa jako zbiór podgrup. Każdy nauczyciel to widzi, ale nie lubimy przyznawać się do tego jako wychowawcy, bo od nas wymaga się, żeby klasa była zwartą, jednorodną grupą lubiących się osób. I nauczyciel słyszy na wywiadówce, że zawiódł, bo klasa nie jest zgrana. Tyle że w takiej sztucznej konstrukcji grupy udać się to może raz na tysiąc razy. I, nawiasem mówiąc, nie bedzie to najczęściej zasługa nauczyciela czy wychowawcy, tylko sytuacja, gdy przypadkiem wszystkie dzieci przyjmą ten sam powód tworzenia hierarchii.

A zatem codzienność naszych szkół to mniej lub bardziej intensywne tarcia pomiędzy grupkami, które w takiej szkole, w takiej klasie się znajdą. A kompetencje, które dzieci w tym środowisku nabywają, mają się nijak do tego, co tak naprawdę jest potrzebne w dorosłym, pozaszkolnym życiu.

To jest kolejna sztuczna sytuacja, która ma się nijak do rzeczywistości pozaszkolnej. Nie nauczy współpracy - raczej postawy konfrontacyjnej i konkurencji niż wsparcia.

A przecież, jeśli można mówić o jakiejś cesze, która zbudowała naszą przewagę nad całą resztą stworzenia, to cechą tą było dostosowanie grupowe, czyli taka sytuacja w której granice moich kompetencji nie są granicami moich możliwości. Jeśli czegoś nie wiem albo nie umiem, a mam wokół siebie przychylnych sobie ludzi, których lubię, mogę im przekazać bezpiecznie swoje potrzeby. Oni pomogą, rozszerzą moje kompetencje. Psycholodzy nazywają to społecznym dowodem słuszności. Taki model zachowania jest ponadkulturowy i występuje w naszym gatunku wszędzie. A w szkole nie wolno jej wykorzystywać. No bo co się dzieje, kiedy uczeń na sprawdzianie zechce poszukać społecznego dowodu słuszności u kolegi?

Szkoła każe więc za fundament współpracy, jakim jest społeczny dowód słuszności. Czy jest zatem w stanie wytworzyć kompetencje komunikacji, kooperacji i wsparcia? Przecież wymaga czegoś zupełnie odwrotnego. Ocenianie sumujące jest podstawą konkurencji."

prof. Marek Kaczmarzyk, neurobiolog
Fragment wywiadu Agnieszki Urazińskiej w "Psychologii dla Rodziców" (nr 4/2024)

zdjęcie: zbiory NAC. Dzieci w piaskownicy na osiedlu Sielce w Warszawie, 1979 r.

"Można powiedzieć, że szkoła nie jest miejscem przyjaznym dla mózgu. Uczniowie bardzo często stawiani są wobec zadań, kt...
03/01/2025

"Można powiedzieć, że szkoła nie jest miejscem przyjaznym dla mózgu.

Uczniowie bardzo często stawiani są wobec zadań, które są poza granicami ich możliwości. Z jakiegoś nieodgadnionego powodu zdecydowano na przykład, że w karierze szkolnej w wieku 10 lat należy poznać ułamki. Wprowadzamy dziecko w te zagadnienia na dwa lata przed tym, nim rozwiną się w jego mózgu struktury związane z myśleniem pozawerbalnym. U osobnika rozwijającego się neurotypowo dojrzewają one około 12 roku życia. Dlatego czwartoklasista, który ma mózg niegotowy do myślenia pozawerbalnego, tak często ponosi niepowodzenia w matematyce i innych dziedzinach, które tego myślenia pozawerbalnego wymagają - to także gramatyka języków obcych albo rozbiór zdań na języku polskim.

A jeśli przez dwa lata kontaktu z jakąś materią mózg ponosi porażkę za porażką, to wywołuje frustrację i niechęć do kontynuowania działań, które można wytłumaczyć biologicznie. Żadna to motywacja, gdy pojawia się frustracja, a wraz z nią próby unikania i zmniejszenie możliwości poznawczych.

John Medina, amerykański neurobiolog zajmujący się między innymi sprawami szkoły, powiedział, że gdybyśmy się przejęli tym, co dzisiaj wiadomo na temat tego, w jakich warunkach mózg uczy się najłatwiej i najsprawniej, a później chcieli zaprojektować coś, co by najbardziej tym mózgom w tych naturalnych warunkach przeszkadzało, to powstałby pruski model nauczania, z którego wyrosła nasza publiczna szkoła."

prof. Marek Kaczmarzyk, neurobiolog
Fragment wywiadu Agnieszki Urazińskiej w "Psychologii dla Rodziców" (nr 4/2024)

Zdjęcie: zbiory NAC, lekcja w szkole w Wyszkowie, 1974r.

"Tak łatwo jest pomylić wartości z oczekiwaniami. A różnica, między innymi polega na tym, że za praktykowanie wartości m...
30/12/2024

"Tak łatwo jest pomylić wartości z oczekiwaniami.

A różnica, między innymi polega na tym, że za praktykowanie wartości musimy sami wziąć odpowiedzialność.

Oczekiwania to sposób na jej uniknięcie."

💚

Eliza Taworska,
CISZA Ośrodek Psychoterapii, Rozwoju i Ajurwedy
https://www.facebook.com/ciszaosrodekpsychoterapii

Obraz: Vincent van Gogh, Green Wheat Fields, 1890 r.

Wypalenie świąteczne. Dlaczego dla wielu osób święta to jeden z najbardziej stresujących momentów w roku?Może być tak, p...
10/12/2024

Wypalenie świąteczne. Dlaczego dla wielu osób święta to jeden z najbardziej stresujących momentów w roku?

Może być tak, ponieważ wiele osób angażuje się w inicjatywy i działania niezgodne z ich wnętrzem i potrzebami. Mówią sobie “nie”, by innym powiedzieć “tak”. Wewnętrzny Wzbudzający Poczucie Winy Krytyk działa w grudniu na pełnych obrotach, bezwzględnie stawia do wewnętrznego pionu, do sprostania społecznym oczekiwaniom. To czas, gdy z wielką mocą ożywają schematy Samopoświęcenia, Uwikłania Emocjonalnego, Podporządkowania, Opuszczenia, Izolacji Społecznej.

Tradycja i rytuały mogą wspierać w realizowaniu ważnych dla nas wartości takich jak dbanie o bliskie relacje czy potrzeba wspólnego świętowania, kultywowania tożsamości i przynależności do ludzkiego stada.

Ale tak łatwo zewnętrzna tradycja może stać się wewnętrznym terrorem sprawiającym, że w okresie świąt gubimy własny głos i potrzeby, by zadowolić innych, by nie zawieść, by tradycji stało się zadość.

Silny, wręcz biologiczny lęk przed wyłamaniem się z zasad społeczności, przed ostracyzmem rodzinnym, krytyką i poczuciem winy popycha wiele osób w tryb podporządkowania i uległości. Działamy wtedy w oderwaniu od samych siebie, tracimy kontakt z naszym wnętrzem, naszymi autentycznymi potrzebami, a okres świąt przeżywamy w trybie przetrwania, czasem po prostu wyczekując ich końca. Bo koniec świąt oznacza początek powrotu do siebie.

Ten tryb odłączenia od samego siebie jest czymś nienaturalnym dla ludzkiej natury, która dąży do łączności oraz integracji stanów i doświadczeń. Jest też stanem niezwykle kosztownym energetycznie, prowadzi do wyczerpania, wypalenia życiowego. Gdy jesteśmy odłączeni od siebie, zablokowane są naturalne procesy samoregulacji. Przede wszystkim jednak ten tryb sprawia, że nie możemy być autentycznie blisko z tymi, których kochamy. A przecież głębszym sensem tradycji i rytuałów kulturowych, ich pierwotną funkcją było budowanie bliskości i tożsamości w ludzkim plemieniu, wzmacnianie ponadpokoleniowej więzi. Jednak by być autentycznie blisko z innymi, potrzebujemy być blisko sami ze sobą, poznać najpierw melodię własnego serca, a to trudne zadanie, gdy staramy się zaspokoić cudze oczekiwania.

W związku z tym czas świąt to dla wielu osób okres ambiwalencji i napięć na biegunach: autonomia – przywiązanie. Potrzeba więzi jest potrzebą biologiczną, ale ma również charakter egzystencjalny, dotyka najgłębszych punktów ludzkiej tożsamości, łączy z sensem życia. Chęć odwiedzenia dawno niewidzianej rodziny ściera się z potrzebą pozostania w kontakcie tylko z najbliższymi osobami (albo zupełnie samemu), ściera się z potrzebą pozostania w domu, odpoczynku i regeneracji. Być może z decyzją o nieobchodzeniu świąt w jakimkolwiek wymiarze. Możemy doświadczać poczucia winy, gdy podjęliśmy decyzję, by ten czas spędzić poza krajem, w innej części świata. Chęć sprostania wymogom tradycji i własnemu sumieniu ściera się z potrzebą autonomii i przeżywania życia na własnych zasadach, z pragnieniem tworzenia nowych, własnych rodzinnych tradycji i zwyczajów. Weryfikowania rytuałów, które służą wyłącznie opresyjnie rozumianemu dobru wspólnoty, a nie indywidualnemu dobrostanowi.

Jak zatem pogodzić bycie blisko z innymi i zaangażowanie w kultywowanie ważnych dla naszej społeczności tradycji z własnymi potrzebami? W sytuacjach, w których doświadczamy ambiwalencji lub pełnych napięcia dylematów, warto rozwijać w sobie umiejętność jaką jest elastyczność psychologiczna. Oznacza to, że potrafię być obecny i otwarty na swoje doświadczenie tu i teraz, potrafię dzięki temu zobaczyć moją wewnętrzną rzeczywistość w szerszym obrazku i jednocześnie umiem być ciekaw, jaka jest rzeczywistość wewnętrzna drugiej osoby, potrafię pozostać na nią otwarty. Nie staję się niewolnikiem czarno-białego, uproszczonego myślenia. Dzięki temu mogę wybrać działanie, które ma głębsze znaczenie i jest zgodne z moimi wartościami. Jednym z wyborów jest więc łączenie uważności na siebie z uważnością na innych. Wspólne poszukiwanie rozwiązań, które obejmują i szanują perspektywy dwóch stron zawsze jest działaniem na rzecz relacji i w jej sprawie. Myśleniem o relacji, jako wspólnym dobru, za który bierzemy razem odpowiedzialność. A o tym właśnie są święta – o tym, jak relacje współtworzyć, by być prawdziwie razem.

Czy będąc razem, rodziną, wspólnotą, umiemy równocześnie być odrębni? Czy dajemy sobie (wzajemnie) przestrzeń na to, być mieć inaczej, by myśleć inaczej, by chcieć inaczej?

Czy umiemy porzucić stan oczekiwań i wymagań, by przyjąć postawę akceptacji i szacunku?

A może jest mi tak trudno pożegnać oczekiwania wobec innych, bo sam jestem ofiarą własnych, bezwzględnych oczekiwań? W niczym sobie nie odpuszczam, więc nie zamierzam odpuścić też bliskim?

Czy możemy różnić się, nie zgadzać i jednocześnie być blisko? Kultywować w sobie zaciekawienie światem wewnętrznym drugiej osoby, szczególnie wtedy, gdy jest tak diametralnie odmienny od tego, co znam?

Czy chcę i czy umiem przyjąć informację zwrotną i czy widzę sens w podzieleniu się własną? Czy wiem, jak się podzielić uczuciami, by mój komunikat wzmocnił więź, która łączy mnie z adresatem?

Czy umiem z akceptacją przyjąć odmowę, bo rozumiem, że wolność i granice są niezbędne w przyjaźni, związku, bliskich relacjach?

Czy w obliczu rozdźwięków, napięć, różnicy zdań, odmiennych potrzeb, umiemy z niestrudzonym zaangażowaniem poszukiwać wspólnych wartości, które łączą nas pomimo różnic?

Czy ważniejsze jest dla mnie posiadanie racji, czy budowanie relacji?

I, za wspaniałą Marion Woodman, analityczką jungowską:

“Gdzie jesteśmy podobni? Jak możemy się połączyć? Gdzie jest miłość? Czy możesz mnie słuchać? Czy naprawdę słyszysz, co mówię? Czy mnie widzisz? Czy obchodzi cię, czy mnie widzisz, czy nie?”

Wierzę, że w pragnieniu przynależności do ludzkiego stada, można zachować też przynależność do samego siebie.

Z najlepszymi życzeniami takich świąt, jakich w 2024 roku potrzebujecie.

obraz: Ruth Miller Kempster, Death of a Christmas Tree, 1941

„Wyobraź sobie kogoś, kto jest wystarczająco odważny, by wycofać wszystkie swoje projekcje – oto człowiek świadomy cięża...
05/12/2024

„Wyobraź sobie kogoś, kto jest wystarczająco odważny, by wycofać wszystkie swoje projekcje – oto człowiek świadomy ciężaru własnego, potężnego cienia.

Taki człowiek obarcza się nowymi problemami i konfliktami. Staje się dla siebie samego wyzwaniem, ponieważ nie może już wskazać palcem innych i powiedzieć: to oni robią to czy tamto, to oni się mylą, z nimi należy walczyć. Zamieszkuje w „Domu Zgromadzenia”. Człowiek ten wie, że wszystko, co złe na świecie, istnieje także w nim samym. I jeśli nauczy się mierzyć z własnym cieniem, dokona czegoś prawdziwego dla świata.

W ten sposób bierze na swoje barki choćby maleńką cząstkę ogromnych, nierozwiązanych problemów społecznych współczesności.”

Carl Jung, Psychologia i religia: Zachód i Wschód (1938)

Obraz: Ruth Miller Kempster, The Search, 1950 r.

"Historia studiów nad traumą jest osobliwą historią nawrotów amnezji. Okresy postępów badawczych pojawiały się na przemi...
25/10/2024

"Historia studiów nad traumą jest osobliwą historią nawrotów amnezji. Okresy postępów badawczych pojawiały się na przemian z okresami całkowitego zapomnienia.

Ta okresowa amnezja nie jest rezultatem zwyczajnych zmian w modzie, mających wpływ na każde intelektualne przedsięwzięcie. Studia nad traumą nie wygasają przez brak zainteresowania. Ich przekleństwem są raczej wzbudzane przez nie silne kontrowersje.

Prowadzić studia nad traumą to stawać twarzą w twarz zarówno z ludzką bezradnością w świecie natury, jak i z ludzką zdolnością do czynienia zła. Prowadzić studia nad traumą znaczy stać się świadkiem straszliwych wydarzeń. Kiedy zdarzenia te są katastrofami naturalnymi lub “dziełem Boga”, świadek natychmiast empatyzuje z ofiarami. Ale kiedy traumatyczne zdarzenia są zaprojektowane przez ludzi, świadek zostaje pochwycony w konflikt pomiędzy ofiarą i sprawcą. Moralną niemożliwością jest pozostać neutralnym wobec tego konfliktu. Obserwator zostaje zmuszony do zajęcia strony.

Kuszące jest zajęcie strony sprawcy. Wszystko, o co sprawca prosi, to żeby obserwator nie robił nic. Sprawca odwołuje się tu do uniwersalnego pragnienia, żeby nie widzieć, nie słyszeć i nie czynić nic złego. Ofiara dla odmiany prosi obserwatora, żeby dzielił z nią brzemię brzemię cierpienia. Ofiara żąda działania, zaangażowania i pamiętania.

Leo Eitinger, psychiatra, który badał ocalałych z nazistowskich obozów koncentracyjnych, opisał okrutny konflikt interesów między ofiarą i obserwatorem: “Wojna i ofiara są czymś, o czym społeczeństwo woli nie pamiętać. Woal zapomnienia otacza wszystko, co bolesne i nieprzyjemne. Obydwie strony stoją naprzeciw siebie, twarzą w twarz, po jednej stronie ofiary, które pragną zapewne zapomnieć, ale nie potrafią, po drugiej stronie kierowani nader silnymi, choć może nieuświadomionym motywami, stoją ci wszyscy, którzy pragną zapomnieć i którym się to udaje.”

Judith Herman, "Trauma. Od przemocy domowej do terroru politycznego"

Obraz: Henri de Toulouse-Lautrec, 1896 r.

"Miłość nie jest zasadniczo stosunkiem określonej osoby. Jest ona postawą, pewną właściwością charakteru, która określa ...
03/10/2024

"Miłość nie jest zasadniczo stosunkiem określonej osoby. Jest ona postawą, pewną właściwością charakteru, która określa stosunek człowieka do świata w ogóle, a nie do jednego „obiektu” miłości.

Jeżeli dany człowiek kocha tylko jedną osobę, a jest obojętny wobec reszty swoich bliźnich, jego miłość nie jest miłością, lecz symbolicznym przywiązaniem albo egotyzmem.

A jednak większość ludzi uważa, że miłość to sprawa obiektu a nie zdolności. Ludzie ci często sądzą, że świadczy to o sile ich miłości, jeżeli nie kochają nikogo poza „ukochaną” osobą.

Jest to taki sam błąd jak ten, o którym wspominaliśmy wyżej. Ponieważ nie dostrzega się, że miłość jest działaniem, siłą ducha, dochodzi się do przekonania, że wystarczy jedynie znaleźć właściwy obiekt – a potem wszystko potoczy się już samo. Pogląd taki da się porównać do stanowiska człowieka, który chce malować, ale nie uczy się sztuki malarstwa, tylko twierdzi, że musi poczekać na odpowiedni obiekt, a potem, kiedy go znajdzie, będzie malował znakomicie.

Jeżeli naprawdę kocham jakąś osobę, kocham wszystkich, kocham świat, kocham życie. Jeżeli mogę powiedzieć do kogoś: „Kocham cię”, muszę także umieć temu komuś powiedzieć: „Kocham w tobie wszystkich, przez ciebie kocham świat, kocham też w tobie samego siebie".

Erich Fromm, „O sztuce miłości”

"Chcę Pana, mój drogi, prosić, by był Pan cierpliwy wobec wszystkiego, czego nie potrafi rozwiązać Pańskie serce, i by s...
17/09/2024

"Chcę Pana, mój drogi, prosić, by był Pan cierpliwy wobec wszystkiego, czego nie potrafi rozwiązać Pańskie serce, i by spróbował Pan polubić same pytania - niczym zamknięte izby albo jak książki napisane w całkiem obcym języku.

Niech Pan nie poszukuje teraz odpowiedzi, których nie może Pan dostać, gdyż nie mógłby Pan ich jeszcze odpowiednio przeżyć.

A chodzi o to, by wszystko znajdowało oddźwięk w życiu. Niech Pan żyje teraz pytaniami. Może wówczas pewnego odległego dnia przeżyje Pan odpowiedź, dochodząc do niej stopniowo i niepostrzeżenie."

- Rainer M. Rilke, Listy do młodego poety, przeł. J. Nowotniak

Obraz:
Johan Krouthén, Tre läsande kvinnor i sommarlandskap; 1908 r.

"Konfrontacja z własną ambiwalencją, własną ciemną, wstydliwą stroną jest nie tylko doświadczeniem trudnym psychicznie, ...
03/09/2024

"Konfrontacja z własną ambiwalencją, własną ciemną, wstydliwą stroną jest nie tylko doświadczeniem trudnym psychicznie, lecz również niewątpliwym wyzwaniem moralnym. Wiąże się z oczywistym dyskomfortem wynikającym z niemożności dalszego podtrzymywania wyidealizowanego obrazu siebie.

Na tym jednak nie koniec, bo uświadomienie sobie własnego konfliktu wewnętrznego przynosi także moralny imperatyw zmiany. Gdy raz pojmiemy, że nie jesteśmy bezwzględnie czyści, dobrzy i szlachetni, zawsze wybierający to, co najlepsze, porządni, życzliwi i bez skazy, nic już nie będzie wyglądało tak samo. To jest właśnie wedle Junga moment zwrotny, w którym może nastąpić jakościowy skok. To tutaj zaczyna się prawdziwa wewnętrzna przemiana. Dopiero uświadamiając sobie w pełni własną ciemną stronę, nieoczywistość i zależność od nieświadomości, człowiek zyskuje - paradoksalnie - zupełnie nową autonomię."

Tomasz Stawiszyński, "Reguły na czas chaosu"

"Zawstydzanie jest uczeniem złej rzeczy. Ze wstydu człowiek zamyka się przed światem. Amerykanie miewają świetne, krótki...
27/08/2024

"Zawstydzanie jest uczeniem złej rzeczy. Ze wstydu człowiek zamyka się przed światem. Amerykanie miewają świetne, krótkie, hasłowe mądrości. Mówią: You are as sick, as your secret. Czyli: najbardziej gnije w Tobie to, co chowasz przed światem. A dlaczego chowasz? Ze wstydu. Dla dziecka to jest nadużycie, dlatego, że wobec dziecka dorosłych obowiązuje troska."

Ewa Woydyłło
Obraz: Paul Mathey - Woman and Child in an Interior, 1890

"Na temat samotności wypowiadają się częściej autorzy tekstów piosenek niż socjolodzy. Zdaniem Roberta Weissa nawet psyc...
23/08/2024

"Na temat samotności wypowiadają się częściej autorzy tekstów piosenek niż socjolodzy. Zdaniem Roberta Weissa nawet psychiatrzy i psycholodzy nie są odporni na tę bliską fobii niechęć - w nich także łatwo wzbudza niepokój “samotność, która może się zdarzyć w życiu codziennym każdemu z nas”.

Jak dalej dowodzi Weiss, charakterystyczne dla samotności jest przemożne pragnienie, by to doznanie się skończyło, a tego nie da się osiągnąć samą siłą woli czy częstszym wychodzeniem z domu, można to zrobić, jedynie nawiązując bliskie relacje. To o wiele łatwiejsze w teorii niż w praktyce, zwłaszcza w przypadku ludzi, których samotność jest wynikiem straty, wygnania czy uprzedzeń, więc nie tylko tęsknią oni za towarzystwem innych, ale też mają powód, by się tych innych obawiać albo im nie ufać.

Samotność wywiera głęboki wpływ na zdolność rozumienia i interpretowania interakcji międzyludzkich, przez co wywołuje fatalną reakcję łańcuchową, której skutkiem jest jeszcze większe wyobcowanie.

Kiedy ludzie zaczynają doświadczać samotności, uruchamia ona w nich coś, co psycholodzy nazywają “nadmierną czujnością na zagrożenia społeczne”. W tym stanie, w który wchodzi się bezwiednie, człowiek ma skłonność do postrzegania świata coraz bardziej negatywnie oraz do spodziewania się i zapamiętywania sytuacji, gdy spotkał się z nieuprzejmością, odrzuceniem czy obcesowością, przy czym nadaje im większą wagę niż innym, bardziej korzystnym czy przyjaznym interakcjom. Tworzy to, oczywiście, błędne koło, w którym ktoś samotny staje się coraz bardziej osamotniony, podejrzliwy, wycofany. A ponieważ nie zdaje sobie sprawy z tej nadmiernej czujności, niełatwo mu dostrzec własne negatywne nastawienie, nie mówiąc już o jego zmianie.

Oznacza to, że im bardziej ktoś jest samotny, tym gorzej radzi sobie w życiu społecznym. Samotność rośnie wokół niego niczym pleśń albo futro, tworzy barierę odcinającą możliwość kontaktu, choćby ogromnie go pragnął, odkłada się, rozszerza i samonapędza. Kiedy się utrwali, niezwykle trudno się jej pozbyć.
Właśnie to jest tak przerażające w samotności: instynktowne poczucie, że działa ona dosłownie odpychająco, co udaremnia kontakt właśnie wtedy, kiedy go najbardziej potrzeba."

Olivia Laing “Miasto zwane samotnością. O Nowym Jorku i artystach osobnych”
Obraz: Santiago Rusiñol, 1894 r.

O maskach - tych prawdziwych i tych metaforycznych, które zakładamy, obawiając się bliskości z innymi. I o tym, że ceną ...
15/08/2024

O maskach - tych prawdziwych i tych metaforycznych, które zakładamy, obawiając się bliskości z innymi. I o tym, że ceną iluzorycznego bezpieczeństwa, jakie dają, jest narastające poczucie osamotnienia.

"O co chodzi z maskami i samotnością? Oczywista odpowiedź jest taka, że pozwalają odpocząć od wystawiania się na widok, od ciężaru cudzych spojrzeń - w niemieckim mają na to określenie Maskenfreiheit, wolność dzięki masce. Dzięki maskom można uniknąć obserwacji i oceny, a zatem ryzyka, że zostanie się odrzuconym, jednak traci się także szansę na akceptację, ukojenie, jakie daje miłość.

Właśnie dlatego maski są nie tylko niepokojące i złowrogie, ale też tak wzruszające. Weźmy na przykład “Upiora w operze” albo “Człowieka w żelaznej masce”, albo - jeśli już o tym mowa - samego Michaela Jacksona i jego piękną twarz na wpół zasłoniętą czarną albo białą maseczką chirurgiczną.

Maski wzmacniają barierę czy granicę, jaką jest skóra, stanowią bowiem sygnał odrębności, wyjątkowości, dystansu. Owszem, chronią, ale zamaskowana twarz budzi także lęk. Co ukrywa się za nią? Inni znają nas dzięki naszej twarzy, to ona zdradza zamiary i nastrój. Wszystkie horrory, w których występują postaci zamaskowanych morderców - “Teksańska masakra piłą mechaniczną”, “Milczenie owiec” - wykorzystują grozę, jaką budzi brak twarzy, niemożność zwrócenia się do kogoś, rozmawiania twarzą w twarz, jak człowiek z człowiekiem.

Filmy te wyrażają także często grozę samotności, która w naszej kulturze staje się czymś oszpecającym, odczłowieczajacym, zmieniającym w potwora. Założenie maski oznacza tutaj ostateczne odrzucenie człowieczeństwa, zapowiedź straszliwej zemsty na własnej społeczności, ludziach w ogóle albo wykluczającej grupie. Taki sam komunikat w lżejszej formie pojawia się regularnie w serialu animowanym “Scooby-Doo”: po zerwaniu maski z twarzy negatywnej postaci okazuje się, że ukrywał się pod nią samotny dozorca, zrzędliwy odludek, który nie mógł znieść irytująco wesołej gromady dzieciaków.

Maski rodzą także pytania o publiczne ja: ustalone, zastygłe rysy wyrzeźbione przez uprzejmość i przystosowanie, podczas gdy pod powierzchnią kłębią się prawdziwe pragnienia.

Utrzymywanie fasady, udawanie kogoś, kim się nie jest, życie w ukryciu - te nakazy wywołują dręczące poczucie, że nikt nas nie zna, nikt nas nie dostrzega."

Olivia Laing, “Miasto znane samotnością. O Nowym Jorku i artystach osobnych”

"Uważała, że ważne osoby, które spotykamy, są czymś w rodzaju węzłów w sieci i jeśli mamy szczęście, poznamy wzór, jaki ...
25/06/2024

"Uważała, że ważne osoby, które spotykamy, są czymś w rodzaju węzłów w sieci i jeśli mamy szczęście, poznamy wzór, jaki tworzy całość, bo za tymi supłami i przed nimi są inne: ludzie, których poznaliśmy po drodze, czasem tylko przelotnie, nie zdając sobie sprawy, jak znaczącą rolę odegrali w naszym życiu. Dotyczy to nie tylko osób, ale też zwierząt, domów, książek, mórz, istot wymyślonych! Nie wpadamy na siebie ani w ogóle na nic przypadkowo, tłumaczyła z pasją Ewelina, tylko uparcie podążamy pajęczyną ścieżek, która nas do siebie przyciąga i łączy. Nie ma przyczyn i skutków, jest tylko sieć."

Joanna Bator, "Ucieczka niedźwiedzicy"

Zdjęcie: Hamilton Wright, 1939 r.
Trzy kobiety delektujące się spaghetti na Capri we Włoszech

🌟 16 inspiracji i wniosków z Konferencji ISST 2024: zapraszam Was na moje subiektywne podsumowanie
03/06/2024

🌟 16 inspiracji i wniosków z Konferencji ISST 2024: zapraszam Was na moje subiektywne podsumowanie

Adres

Ulica Wólczańska 66
Łódź
90-608

Telefon

+48605498769

Strona Internetowa

Ostrzeżenia

Bądź na bieżąco i daj nam wysłać e-mail, gdy Daga Zinkowska-Sopek - terapeutka schematu umieści wiadomości i promocje. Twój adres e-mail nie zostanie wykorzystany do żadnego innego celu i możesz zrezygnować z subskrypcji w dowolnym momencie.

Skontaktuj Się Z Praktyka

Wyślij wiadomość do Daga Zinkowska-Sopek - terapeutka schematu:

Udostępnij

Kategoria