
05/07/2025
Nie miałam dzisiaj wielkich planów.
Poranek szybko postawił mnie na nogi.
Prysznic.
Zimny. Lodowaty.
Od wczoraj, przez najbliższe kilka dni, ciepłej wody brak.
Weszłam pod ten prysznic z wahaniem.
Pierwszy moment, w którym ciało się zaciska i krzyczy. Ramiona poszły do góry, oddech zaciśnięty, brzuch napięty jak struna.
Zimno uderzające w skórę jest "zaskakujące".
W pierwszej chwili jakby bolesne.
I wtedy przypominam sobie – oddychaj.
Zamiast walczyć z tym, co jest, po prostu przez to przejdź.
Wdech. Wydech.
Znowu wdech.
I po chwili ciało zaczyna się rozluźniać.
Nie przestaje być zimno. Ale już trochę łatwiej mi przez to przejść.
I to jest dla mnie o życiu.
Bo często tak jest: najpierw coś mnie uderza.
Zimno. Lęk. Zmiana.
I ciało się zaciska. Chcę uciec.
Ale potem — oddech, obecność, chwila cierpliwości — i można to przeżyć, bez uciekania.
Z delikatnością wobec siebie.
Czasami z ciekawością nowego doświadczenia.
Później spacer. Las. Zieleń.
Czułam, że tego potrzebuję.
Oddychania pełną piersią.
I zgubiłam się.
Wystarczająco, żeby poczuć napięcie.
Serce lekko przyspieszyło, myśli zaczęły szukać orientacji. Musiałam nadrobić ponad 2,5 km.
Las potrafi wytrącić i uspokoić jednocześnie.
Spacer w lesie to najprostsza medytacja w ruchu.
Z rytmem kroków, oddechu, liści pod stopami.
Z czymś, co koi. Oczyszcza. Uziemia.
Krok za krokiem.
Oddychasz ciszą. Śpiewem ptaków.
Oddychasz głębiej, naturalniej.
🌿 ciało się rozluźnia i synchronizuje z rytmem natury,
🌿 głowa odpuszcza analizowanie,
🌿 pojawia się przestrzeń — na nowe myśli albo brak myśli,
🌿 zaczynasz po prostu być.
To leczy. Uspokaja.
Dziś w lesie zrobiłam ponad 11 tysięcy kroków.
Zgubiłam się, ale tak naprawdę trochę się też odnalazłam.
A potem?
Ciasto. Kawa. I ten moment, kiedy wiesz, że zasłużyłaś na wszystko, co właśnie masz przed sobą.