02/11/2024
Pojawia się pytanie, czy opisywane dotychczas zjawiska dotyczące żałoby dotyczą tylko tej dosłownej - po śmierci bliskiej osoby.
Otóż nie - doświadczenie tracenia jest wszechobecne i nieuniknione.
Właściwie jest jedynym przed którym nie sposób w życiu się ukryć.
Większości innych doświadczeń możemy, przynajmniej teoretycznie, uniknąć; tego jednego nie.
Zdolność do przeżywania żałoby jest coraz częściej opisywana jako jeden z filarów zdrowia psychicznego.
W psychoterapii znacząca część pracy jaka dokonuje się w gabinecie poświęcona jest temu, aby można było uznać nieodwracalność bolesnych utrat - na przykład to, że ważni dorośli nie traktowali nas tak, jak tego potrzebowaliśmy i nie mieliśmy na to żadnego wpływu; że nasza matka lub ojciec być może nigdy nie uzna wyrządzonych krzywd; że nasz związek nie udał się tak, jak o tym marzyliśmy.
Można by tę listę kontynuować jeszcze długo.
Jedną z najważniejszych części pracy terapeutycznej dorosłych osób po poważnych traumach w dzieciństwie, jest właśnie przeżycie żałoby po utraconym dzieciństwie i nienaruszonym zdrowiu psychicznym.
Ponieważ psychika człowieka bardziej przypomina system naczyń połączonych niż odrębne światy z których każdy odpowiedzialny za coś innego, zablokowanie zdolności do przeżywania żałoby może blokować zdolność przeżywania innych stanów emocjonalnych - miłości, poczucia bliskości i satysfakcji.
Można powiedzieć, że człowiek unikający utrat unika też życia.
W tym kontekście zaskakujące jest, jak kulturowo zniechęcani jesteśmy do przyjmowania tej uznającej straty perspektywy w życiu: pop-psychologia podpowiada nam kusząco "możesz zmienić wszystko, nawet przeszłość"; rozwód to rozwojowa szanse na nowe, ale nie bolesna utrata; możemy być kimkolwiek, tylko się postarajmy etc.
Tomasz Stawiszyński w "Ucieczce od bezradności" przytacza słowa amerykańskiego antropologa Geoffreya Gorera, który twierdził, że w dzisiejszej kulturze śmierć zajmuje dokładnie tę samą pozycję, jaką w epoce wiktoriańskiej zajmował seks.
Stała się wielką nieobecną, wielkim wypartym, wielkim tabu.
Myślę, że ta wnikliwa obserwacja dotyczy nie tylko śmierci, ale też innych utrat. Również tych, związanych z limitami i ograniczeniami, które ma przecież w sobie każdy z nas.
Na żałobę po różnorakich stratach nie bardzo jest dziś miejsce.
Co gorsza, zjawiska z nią związane podlegają często społecznemu zawstydzaniu - nie starasz się, wysil się bardziej, zobacz jasne strony, ile jeszcze można.
Jeśli tego nie potrafisz, coś jest z Tobą nie tak.
Judith Viorst, psychoterapeutka, wiele lat temu napisała jedną z najlepszych dotąd książek o tych codziennych utratach - "To, co musimy utracić".
Podpowiada w niej:
"Straty konieczne stanowią część naszego życia - są powszechne, nieuniknione, nieubłagane.
Są konieczne, gdyż tracąc coś, rezygnując z czegoś i zostawiając coś za sobą, wzrastamy.
Są straty z którymi musimy się zmierzyć, gdy stają przed nami fakty, przed którymi nie sposób uciec:
- jak to, że nasza matka niebawem nas opuści i my ją opuścimy
- jak to, że jej miłość nigdy nie może w całości należeć do nas
- jak to, że jeśli coś nas boli, nie zawsze wystarczy pocałować i podmuchać, by było lepiej
- jak to, że w świecie jesteśmy zasadniczo zdani wyłącznie na siebie
- jak to, że będziemy musieli zaakceptować - w sobie i w innych - to, że miłość miesza się z nienawiścią, a dobro ze złem
- jak to, że nasze możliwości dławią anatomia i poczucie winy
- że żaden ludzki związek nie jest wolny od ułomności
- że nasz pobyt na tej planecie jest nieubłaganie nietrwały
- że jesteśmy całkowicie bezsilni, chcąc ochronić siebie i innych przed niebezpieczeństwem i bólem, przed zakusami czasu, przed dochodzeniem do dojrzałości, przed nadejściem śmierci; jesteśmy bezsilni chroniąc siebie i innych przed tym, co musimy utracić."
Anna Krol-Kuczkowska, fragment tekstu "Procesy żałoby w psychoterapii", w przygotowaniu.
Ilustracja: Odijon Redon "Złota cela" (Golden cell)