19/09/2024
Rzadko piszę posty, bo zwyczajnie nie mam na to czasu. Dzisiaj natomiast muszę, bo się uduszę... Jeden z trudniejszych dni w mojej pracy...Po kilku niełatwych terapiach, wchodzi jeszcze młoda dziewczyna z maleństwem. Młoda bo 24 letnia, zdrowa, silna, z szerokimi biodrami. No warunki do porodu idealne...bo jeszcze chęci miała ogromne..Tylko bardzo ufna i grzecznie słuchająca "mądrzejszych" od siebie medyków.
Wielokrotne usłyszała, że nie urodzi bo dziecko prawie 4kg." Idź na cesarkę!" To nic, że pierwsze dziecko, to nic, że ważyło ok 3600. A jej mama i babcia rodziły też takie duże dzieci naturalnie. To nic, że dziewczyna bardzo chciała przynajmniej spróbować rodzić naturalnie. Poszła grzecznie na operację (która ma być przecież tylko ze wskazań i ostatecznością ratującą życie!), ufając, ze tak musi być, że przecież ona się nie zna. Później problemy z karmieniem... Na to położna: "z tego nic nie będzie, poda Pani bebilon" ( czyli żywność przetworzoną) i spokój. A przecież powinna przychodzić po to, żeby wspierać i pomagać. Jeśli natomiast nie ma wiedzy i kompetencji to powinna odesłać. Do fizjoterapeuty, neurologopedy, doradcy laktacyjnego, osteopaty. Do wyboru do koloru!! A położna przychodzi..."rzucić dziecko na wagę tak jak rzucają zaraz po urodzeniu, zimnymi łapami. No tak dobro narodowe! Waga i miara! A pępowinę.. szybko trzeba odciąć, po co dziecko ma dostać to co najlepsze od mamy.. Trzeba się spieszyć bo zaraz następna cesarka....Ja się pytam kiedy to się zmieni?!?! Kiedy Ci co powinni, Ci najbliżej kobiet rodzących zaczną szanować ich prawa a lepiej wypełniać swoje obowiązki...i z większym szacunkiem podchodzić do tego małego człowieka i jego startu w życie. Kiedy zrozumiemy, że to jak człowiek się rodził wpływa na jego późniejsze funkcjonowanie... Niech ten maluszek będzie chociaż gotowy do przyjścia na świat.