Dr Jerzy Lewko

Dr Jerzy Lewko Leczę pacjentów holistycznie, stosując ruch, farmakologię, suplementację i dietę.

Jestem lekarzem specjalistą rehabilitacji i medycyny rodzinnej, jednocześnie Koordynatorem Oddziału Rehabilitacji Neurologicznej i Ogólnoustrojowej w Białymstoku.

Laktoferyna to jedna z tych cząsteczek, które zaskakują swoją „inteligencją biologiczną”. Z jednej strony wspiera wchłan...
22/09/2025

Laktoferyna to jedna z tych cząsteczek, które zaskakują swoją „inteligencją biologiczną”. Z jednej strony wspiera wchłanianie żelaza, gdy mamy go za mało, a z drugiej – potrafi je wiązać i przesuwać, gdy organizm cierpi z powodu jego nadmiaru. Takie dwukierunkowe działanie wydaje się wręcz stworzone do zachowania równowagi – homeostazy, która jest fundamentem zdrowia.

W praktyce oznacza to, że laktoferyna potrafi podnieść ferrytynę u osób z niedoborami, a jednocześnie zmniejszyć szkodliwe złogi żelaza tam, gdzie one powstają – na przykład w mózgu. Nadmiar żelaza w tkankach nerwowych nie jest obojętny. W chorobach neurodegeneracyjnych obserwuje się jego gromadzenie w strukturach odpowiedzialnych za ruch i pamięć, co prowadzi do stresu oksydacyjnego i stanu zapalnego. To trochę jak rdza na metalu – przyspiesza zużycie i uszkodzenia.

Laktoferyna potrafi ten proces wyhamować. Przekracza barierę krew–mózg, wiąże żelazo, a następnie uruchamia mechanizmy jego eksportu do krwiobiegu. Dzięki temu zmniejsza toksyczny wpływ nadmiaru żelaza na neurony i mikroglej. A co ważne, nie prowadzi do „zatrucia krwi żelazem”, bo równocześnie reguluje jego wykorzystanie i magazynowanie. To działanie zbliżone do roli doświadczonego dyrygenta – nic nie jest ani za głośno, ani za cicho, cała orkiestra gra w harmonii.

Warto tu zadać pytanie: zanim sięgniemy po kolejne suplementy żelaza, czy nie lepiej najpierw uporządkować jego dystrybucję w organizmie? Bo jeśli mamy już w sobie ukryte złogi, to dodatkowe dawki mogą jedynie zwiększyć stan zapalny i uszkodzenia. Laktoferyna może być tym narzędziem, które nie tylko podnosi ferrytynę w niedoborach, ale też pozwala bezpiecznie przesunąć żelazo z niekorzystnych miejsc do właściwego obiegu.

To niezwykle inspirujące zjawisko – jedna substancja, a dwa przeciwstawne działania, zawsze w kierunku przywrócenia równowagi. Daje do myślenia, jak bardzo nasze zdrowie zależy od subtelnych mechanizmów regulacyjnych i jak możemy je wykorzystać, by wspierać organizm zamiast na siłę „dokładać” kolejne cegiełki.

 Jeśli ciekawi Was ten temat to wbijajcie na grupę Medyk Żeruje😃✌️
21/09/2025



Jeśli ciekawi Was ten temat to wbijajcie na grupę Medyk Żeruje😃✌️

Jem granaty. Jem je, bo wiem, że moje serce i naczynia potrzebują ochrony – tak samo, jak potrzebują jej pacjenci, który...
21/09/2025

Jem granaty. Jem je, bo wiem, że moje serce i naczynia potrzebują ochrony – tak samo, jak potrzebują jej pacjenci, których spotykam na co dzień w pracy. Granat to owoc, który działa nie tylko „na chwilę”, ale potrafi zmieniać długoterminową perspektywę zdrowia.

Kiedy sięgam po granat, mam w głowie całą wiedzę, którą zdobyłem z badań – a one jasno pokazują, że polifenole zawarte w tych owocach poprawiają funkcję śródbłonka, chronią przed stresem oksydacyjnym i zmniejszają tempo powstawania blaszek miażdżycowych. To nie jest jakaś „magia owoców egzotycznych”, ale bardzo realny wpływ na kondycję tętnic, żył i serca.

Jest jeszcze coś, co mnie fascynuje. Granat zawiera elagitaniny, które nasz mikrobiom jelitowy potrafi przekształcić w urolitynę A. A ta substancja działa jak porządkowy w naszych komórkach – uruchamia procesy oczyszczania mitochondriów, poprawia ich sprawność i daje szansę, że serce i mięśnie będą miały energię na długie lata. To trochę jak regularny serwis dla organizmu – coś, co wydaje się niewidoczne, a zmienia wszystko.

Dlatego wybieram granaty ekologiczne. Jeśli chcę wspierać bakterie jelitowe, które odpowiadają za produkcję urolityny A, to nie mogę serwować im glifosatu z oprysków – bo on zamiast pomóc, niszczy ten delikatny ekosystem.

Czy sięgam zawsze po sok z granatu? Niekoniecznie. Choć badania pokazują jego pozytywny wpływ, ja wolę cały owoc – pestki, błonki, wszystko, co daje natura. Może mniej wygodnie, ale bardziej kompletnie.

I tak sobie myślę: niby zwykły owoc, a daje odpowiedź na pytania o długowieczność, o zdrowe serce, o sprawne naczynia. To dlatego jem granaty.

A Wy? Macie swoje „owoce długowieczności”, do których wracacie? 🍎🍇

Medycyna środowiskowa to coś więcej niż ciekawostka naukowa. To przypomnienie, że nasze zdrowie zależy nie tylko od tego...
19/09/2025

Medycyna środowiskowa to coś więcej niż ciekawostka naukowa. To przypomnienie, że nasze zdrowie zależy nie tylko od tego, czy „złapiemy” jakiegoś wirusa czy bakterię, ale od tego, jaki teren im damy.

Powietrze, które wdychamy, światło, w którym żyjemy, woda, którą pijemy, jedzenie, które kładziemy na talerz, a nawet ludzie, z którymi spędzamy czas – to wszystko ustawia nasz organizm w stronę zdrowienia albo choroby.

Dziś nauka daje temu bardzo mocne fundamenty. Epigenetyka pokazuje, że środowisko włącza i wyłącza nasze geny. Mikrobiom uczy nas, że bakterie w jelitach to nie pasażerowie, ale sprzymierzeńcy, którzy wytwarzają substancje sterujące naszym metabolizmem i odpornością.

A egzosomy? To absolutnie fascynujące – maleńkie pęcherzyki, którymi nasze komórki wymieniają informacje. Nie tylko w naszym własnym ciele, ale również w kontakcie z innymi – nawet w przestrzeni, którą dzielimy z ludźmi obok. Wyobraź sobie, że siedząc przy wspólnym stole, poza rozmową, wymieniamy jeszcze cząstki, które mogą wpływać na to, jak pracuje nasz układ odpornościowy czy jak reagują nasze komórki.

To właśnie dlatego nie chodzi tylko o unikanie „zagrożeń”, ale o tworzenie sprzyjającego terenu. Wprowadzenie różnorodnych warzyw do każdego posiłku, oddychanie świeżym powietrzem, wystawianie się na poranne światło, sen w ciemnym pokoju, picie czystej wody, spotkania z ludźmi, którzy nam służą – to wszystko są decyzje, które realnie kształtują nasze zdrowie.

Kiedy zrozumiałem, że ciało komunikuje się nieustannie – przez mikrobiom, przez egzosomy, przez sygnały epigenetyczne – zobaczyłem, jak wielką moc ma codzienność. Nie leki czy suplementy są fundamentem, ale teren, na którym one w ogóle mogą działać.

Na koniec zostawię Ci dwa źródła, które pięknie pokazują to, o czym mówię:
– „The Interplay between Diet, Gut Microbes, and Host Epigenetics in Health and Disease” (2021) → link
– „Exosomes as mediators of intercellular crosstalk in metabolism” (2021) → link

Świat jest bogaty. Pytanie brzmi: jakim środowiskiem otoczysz dziś swój organizm? 🌿

Już czujemy jesień – krótsze dni, chłodniejsze poranki, szarówka za oknem i fala infekcji, która nagle przypomina nam, ż...
18/09/2025

Już czujemy jesień – krótsze dni, chłodniejsze poranki, szarówka za oknem i fala infekcji, która nagle przypomina nam, że beztroski wakacyjny czas się skończył. Organizm reaguje, odporność potrafi gwałtownie spaść i pojawia się zmęczenie. A jednak mamy w zasięgu ręki niezwykle proste, a zarazem potężne narzędzie: kontemplację piękna.

Nie chodzi tu o żadne egzotyczne terapie dostępne tylko dla wybranych. Wystarczy spokojnie usiąść, włączyć na ekranie telewizora czy komputera obrazy natury, arcydzieła sztuki, fotografie, które naprawdę nas zachwycają. To nie jest bierne „gapienie się w ekran”. To jest świadome zanurzenie się w piękno, które – jak pokazują badania – reguluje nasz układ nerwowy, obniża poziom kortyzolu i wzmacnia układ odpornościowy.

Neuroestetyka i immunopsychoneuroendokrynologia (brzmi naukowo, ale to właśnie te dziedziny badają połączenie sztuki, emocji i odporności) dowodzą, że kiedy coś nas zachwyca, uruchamia się system nagrody w mózgu. Wydziela się dopamina i serotonina – neuroprzekaźniki, które nie tylko poprawiają nastrój, ale też aktywują komórki NK, zwiększają zdolność organizmu do walki z wirusami i modulują stan zapalny. To trochę tak, jakby piękny obraz był zastrzykiem siły dla naszego układu immunologicznego.

Teraz dodajmy do tego oddech. Spokojne, głębokie oddychanie zsynchronizowane z patrzeniem na obraz sprawia, że ciało wchodzi w tryb regeneracji. To układ przywspółczulny przejmuje stery, zwalnia rytm serca, poprawia się krążenie i „odpina” nas od stresu. Dołóżmy jeszcze aromaterapię – subtelny zapach lawendy, rozmarynu czy drzewa sandałowego. Wtedy angażujemy więcej zmysłów, a efekt jest mocniejszy i głębszy.

To nie magia, tylko fizjologia. Już 15 minut takiej praktyki dziennie działa jak naturalna tarcza immunologiczna. Badania prowadzone m.in. w muzeach (Frontiers in Psychiatry, 2024) pokazują, że kontakt ze sztuką i uważne oglądanie pięknych obrazów podnosi dobrostan psychiczny i obniża poziom stresu, a to przekłada się na lepszą odporność.

Co ważne – dostęp do piękna mamy dziś wszyscy. Internet, telewizja, cyfrowe galerie – wystarczy kliknąć i świadomie wybrać to, co porusza. Ale kluczem jest zachwyt. Nie tylko zobaczyć, ale pozwolić sobie zachwycić się. To właśnie w tym stanie otwierają się w nas te same biologiczne szlaki, które wzmacniają układ immunologiczny.

Dlaczego więc nie spróbować? W jesiennym sezonie infekcji, zamiast tylko myśleć o suplementach i lekach, sięgnijmy także po tę prostą praktykę: piękne obrazy + oddech + aromat + uważność. To nic nie kosztuje, nie ma skutków ubocznych, a może stać się jednym z brakujących puzzli naszej odporności.

Może właśnie teraz warto zacząć dzień nie od przewijania wiadomości, które często tylko zwiększają stres, ale od kilku minut kontemplacji piękna? Bo być może to jest jeden z kluczy, który pozwoli nam przejść przez jesienno-zimowy czas z większą siłą i spokojem.

A Ty – masz już swój ulubiony obraz, który zawsze Cię zatrzymuje i koi?

Światło to nie tylko kwestia tego, czy widzimy wyraźnie w pokoju, czy mamy dobry nastrój zimą. To jeden z najważniejszyc...
17/09/2025

Światło to nie tylko kwestia tego, czy widzimy wyraźnie w pokoju, czy mamy dobry nastrój zimą. To jeden z najważniejszych sygnałów biologicznych, który sięga głęboko do naszych komórek, a dokładniej – do mitochondriów. I właśnie tu kryje się problem współczesnego świata.

Dzisiejszy standard oświetlenia, czyli diody LED, emituje bardzo ograniczone spektrum światła z silnym p*kiem w zakresie niebieskim – około 420–450 nanometrów. Na tej długości fali mitochondria są szczególnie wrażliwe. Zamiast spokojnie produkować energię dla naszych komórek, zostają wręcz „wytrącone z równowagi” i zamiast ATP zaczynają wyrzucać wolne rodniki. To znaczy, że w miejscu, w którym powinna powstawać energia życia, zaczyna się produkcja czynnika zapalnego. A ponieważ mitochondria komunikują się ze sobą jak społeczność, efekt jest systemowy – jedna część ciała dostaje sygnał stresu i cały organizm odpowiada.

To nie jest abstrakcja. Astronauci na Międzynarodowej Stacji Kosmicznej, gdzie światło LED to jedyne źródło oświetlenia, stają się w krótkim czasie przedcukrzycowi, szybciej się starzeją, a NASA otwarcie mówi, że to problem mitochondrialny. Myszy wystawione na niebieskie LED-y przybierają na wadze, ich organy kurczą się, pojawiają się zmiany patologiczne w wątrobie i rośnie poziom enzymów ALT. Muchy pod LED-ami żyją krócej, a u ludzi obserwuje się szybkie zmiany tętna i ciśnienia krwi po przejściu z jednego środowiska LED do drugiego. To wszystko wskazuje, że niebieskie światło to nie tylko problem oczu, ale realny, systemowy stres biologiczny.

Z drugiej strony mamy światło czerwone i długofalowe, które działa jak balsam dla mitochondriów. Badania pokazują, że ekspozycja na czerwone światło (np. 850 nm) poprawia siłę mięśni, przywraca równowagę w krwi, wspiera wzrok, a nawet wydłuża życie – muchy w świetle żarowym, zawierającym długie fale, radziły sobie znacznie lepiej. Mechanizm jest prosty: czerwone światło zmniejsza opór w łańcuchu transportu elektronów, dzięki czemu mitochondria wydajniej produkują energię zamiast wolnych rodników.

To prowadzi nas do praktycznych wniosków. Jeżeli spędzamy większość dnia w świecie LED-ów, nie powinniśmy się dziwić, że organizm reaguje zmęczeniem, problemami metabolicznymi, a w dłuższej perspektywie – przyspieszonym starzeniem. Warto wrócić do starych żarówek żarowych, które mają bogate spektrum i dużo światła podczerwonego. Nawet prosta żarówka 100W używana ze ściemniaczem daje nam o wiele zdrowsze światło niż cała armia białych diod. Warto wychodzić na słońce, bo naturalne światło – nawet w pochmurny dzień – zawiera mnóstwo dobroczynnych długich fal, które przenikają przez ciało i regenerują mitochondria.

Trzeba też pamiętać, że nie tylko światło jest naszym przeciwnikiem. Wi-Fi, Bluetooth, 5G – wszystkie te pola elektromagnetyczne otwierają kanały wapniowe w komórkach, co pogłębia stres oksydacyjny. Tu wchodzi w grę magnez – pierwiastek, który pomaga te kanały regulować. Problem w tym, że ekspozycja na EMF zużywa go szybciej, a większość ludzi i tak ma jego niedobory.

Dlatego warto myśleć o swoim środowisku jak o ciągłym strumieniu sygnałów – widzialnych i niewidzialnych. Jeśli pozwolimy, żeby dominował w nim ostry p*k niebieskiego LED i dodatkowo bombardowanie EMF, to trudno się dziwić, że organizm reaguje chaosem. Jeśli jednak świadomie wprowadzimy światło czerwone, naturalne słońce, zadbamy o magnez i zaczniemy ograniczać sztuczne sygnały, to damy mitochondriom szansę, by znów działały tak, jak natura to zaplanowała – spokojnie, harmonijnie, wytwarzając energię życia zamiast ognia zapalnego.

I to jest pytanie, które każdy powinien sobie postawić: czy chcę, by moje mitochondria były elektrownią, czy kominem dymiącym wolnymi rodnikami? Odpowiedź kryje się w świetle, w którym żyjemy na co dzień. 🌞

Wyobraź sobie, że Twoje ciało to nie tylko Ty. Że nosisz w sobie cząstki innych ludzi. Partnerów, dzieci, a czasem nawet...
16/09/2025

Wyobraź sobie, że Twoje ciało to nie tylko Ty. Że nosisz w sobie cząstki innych ludzi. Partnerów, dzieci, a czasem nawet przodków. Nauka coraz głośniej mówi: to nie metafora, to fakt.

Badania pokazują, że bliskie relacje – zwłaszcza intymne – zostawiają trwałe ślady biologiczne. Nazywa się to mikrochimeryzm. W praktyce oznacza to, że w Twoich tkankach mogą krążyć żywe komórki Twojego dziecka, Twojego partnera, a nawet... partnera sprzed lat. Nie są tylko "pasażerami". Mogą współdziałać z Twoim układem odpornościowym, wpływać na zdrowie, a nawet w nieznany sposób oddziaływać na mózg.

Z kolei eksperymenty na muszkach owocówkach pokazały coś jeszcze bardziej szalonego: fenotyp potomstwa może być kształtowany przez pierwszego partnera matki, mimo że geny dostarczył ktoś inny. Coś jakby "widmowy odcisk" pierwszej relacji. Brzmi jak mit, a jednak – potwierdzone w badaniach ("Ecology Letters", 2014 link do pracy poniżej).

Wnioski są potężne. Intymność nie jest tylko chwilą – to wymiana, która może rezonować przez lata, a może i pokolenia. Granice między ludźmi są bardziej porowate, niż myśleliśmy. Miłość, seks, ciąża – to nie tylko doświadczenia. To odciski w biologii.

Może dlatego starożytni mówili o „świętej wymianie energii seksualnej”. Bo nauka dopiero teraz dogania intuicję dawnych kultur.

Jesteśmy żywą mozaiką. Nosimy w sobie nie tylko nasze DNA, ale i echa bliskich, z którymi się związaliśmy. I może właśnie to tłumaczy, dlaczego niektóre relacje zostają z nami na zawsze – nawet wtedy, gdy myślimy, że dawno już odeszły.

Revisiting telegony: offspring inherit an acquired characteristic of their mother’s previous mate
Autorzy: Angela J. Crean, Anna M. Kopps, Russell Bonduriansky (2014)
Czasopismo: Ecology Letters, vol. 17, nr 12, strony 1545-1552, grudzień 2014.
DOI: 10.1111/ele.12373
Linkuje do pełnego artykułu (publicznie dostępny):
https://pubmed.ncbi.nlm.nih.gov/25270393/

Życie nie jest łatwe – ale czy to, co przychodzi łatwo, naprawdę buduje solidne fundamenty? To, co wartościowe, wymaga w...
12/09/2025

Życie nie jest łatwe – ale czy to, co przychodzi łatwo, naprawdę buduje solidne fundamenty? To, co wartościowe, wymaga wysiłku, czasem walki, a przede wszystkim mądrego podejścia i wiedzy.

I tu zaczyna się problem. W szkole uczą nas wielu rzeczy, ale nie tego, co najważniejsze – jak dbać o swoje zdrowie. Śmieję się, że książka braci Rodzeń „Terapeutyczne ograniczenie węglowodanów” powinna być lekturą obowiązkową już w przedszkolu, później kontynuowana w podstawówce, a w liceum każdy z nas powinien być mistrzem własnego zdrowia. To są fundamenty, które każdy na tej planecie powinien znać.

Tymczasem gubimy się w codzienności, żyjemy w stresie, a kiedy przychodzi choroba – dostajemy tabletki. Chwilowo pomagają, ale niczego nas nie uczą. I dalej udajemy, że wiemy, jak to wszystko działa.

A przecież wystarczy sięgnąć po dobrą książkę, zrozumieć fundamenty, wrócić do prostych, mądrych zasad. Bo jeśli nie zrobi tego za nas system, to może zróbmy to sami – dzielmy się wiedzą, która naprawdę zmienia życie.

Nie po to, by być kolejnym człowiekiem funkcjonującym tylko dzięki garści tabletek 💊, ale po to, by stać się społeczeństwem bardziej świadomym, zdrowszym, mądrzejszym i żyjącym w harmonii.

Refleksja na dziś. Może akurat komuś to zapadnie w głowę i serce. A wtedy świat stanie się choć odrobinę lepszy.

Udar mózgu.Nie jest winą tabletek. Nie jest winą lekarzy. To raczej wypadkowa tego, jak żyliśmy przez lata – tego, co je...
11/09/2025

Udar mózgu.
Nie jest winą tabletek. Nie jest winą lekarzy. To raczej wypadkowa tego, jak żyliśmy przez lata – tego, co jedliśmy, jak się ruszaliśmy (albo nie ruszaliśmy), jak pozwalaliśmy systemowi wcisnąć nam przekonanie, że wystarczy recepta, żeby „być zdrowym”.

Tabletki mogą uratować życie – i chwała im za to. Ale nie nauczą nas żyć. Nie nauczą, że spacer i prawdziwe jedzenie mogą zmienić naszą przyszłość bardziej niż kolejna recepta. Nie pokażą, że homocysteina to nie obce słowo z biochemii, tylko sygnał ostrzegawczy, który można okiełznać prostymi witaminami, warzywami i zmianą stylu życia.

To jest brutalna prawda: jeśli po udarze wracasz do tego samego, co wcześniej, ryzyko kolejnego rośnie jak cień. A jeśli zaczniesz inaczej – dasz sobie szansę.

Nie chodzi o moralizowanie. Chodzi o życie. Twoje, twojej rodziny, twojej codzienności. Bo zdrowie nie zaczyna się w aptece. Ono zaczyna się na talerzu, na spacerze, w decyzji, żeby zrobić pierwszy krok inaczej niż wczoraj.

10/09/2025
Metaboliczne wsparcie mózgu: jak spermidyna, berberyna i dieta ketogeniczna mogą zmieniać przebieg chorób neurodegenerac...
09/09/2025

Metaboliczne wsparcie mózgu: jak spermidyna, berberyna i dieta ketogeniczna mogą zmieniać przebieg chorób neurodegeneracyjnych

Jako lekarz rehabilitacji, który od lat pracuje z pacjentami po udarach, z chorobą Parkinsona czy z otępieniami, wiem, jak trudne są to choroby. Nie da się ich wyleczyć jednym lekiem. Dlatego szukam rozwiązań, które patrzą na pacjenta całościowo – na jego metabolizm, sposób odżywiania, styl życia i to, co możemy zmienić, aby spowolnić proces choroby.

Coraz częściej zwracam uwagę na spermidynę i berberynę – naturalne substancje, które wykazują działanie wspierające mózg.

Spermidyna włącza w komórkach proces autofagii, czyli „wewnętrznego sprzątania”. Usuwa uszkodzone białka i fragmenty komórek, które z wiekiem zaczynają się odkładać w mózgu i przyspieszają choroby takie jak Alzheimer. Dodatkowo wspiera mitochondria – centra energetyczne komórek nerwowych.

Berberyna to z kolei związek roślinny, który poprawia metabolizm glukozy i chroni mitochondria. Ma też wpływ na mikrobiotę jelitową, a przez nią – pośrednio – na poziom dopaminy w mózgu. W chorobie Parkinsona to szczególnie ważne, bo właśnie brak dopaminy odpowiada za sztywność i spowolnienie ruchowe.

Do tego dochodzi post i dieta ketogeniczna, które w naturalny sposób obniżają poziom cukru i insuliny we krwi, pobudzają autofagię i dostarczają mózgowi czystsze paliwo – ciała ketonowe. Dla neuronów oznacza to mniej stresu i więcej energii.

Całość zaczyna układać się w logiczny model terapii metabolicznej:
– spermidyna sprząta,
– berberyna porządkuje metabolizm,
– post i dieta ketogeniczna dostarczają mózgowi lepszego paliwa.

Nie twierdzę, że to cudowny lek. Ale widzę w tym podejściu ogromny potencjał, by wspierać pacjentów z ciężkimi chorobami neurologicznymi. To nie zastępuje standardowego leczenia, ale może być wartościowym uzupełnieniem – budującym lepsze warunki do pracy mózgu.

Trzy publikacje, które warto przeczytać:

1. Spermidyna a zapalenie i amyloid beta w modelu Alzheimera: https://pmc.ncbi.nlm.nih.gov/articles/PMC9250727/

2. Berberyna – mechanizmy neuroprotekcyjne: https://pmc.ncbi.nlm.nih.gov/articles/PMC9164284/

3. Dieta ketogeniczna a ryzyko Alzheimera: https://pmc.ncbi.nlm.nih.gov/articles/PMC10551050/

Spermidyna – czy daje nadzieję w chorobie Parkinsona?Coraz częściej w świecie medycyny mówi się o spermidynie – związku,...
08/09/2025

Spermidyna – czy daje nadzieję w chorobie Parkinsona?

Coraz częściej w świecie medycyny mówi się o spermidynie – związku, który naturalnie występuje w naszym jedzeniu, a w ostatnich latach stał się przedmiotem intensywnych badań naukowych. I nic dziwnego, bo wygląda na to, że może on wspierać mózg w chorobach, gdzie neurony powoli tracą swoją sprawność, takich jak choroba Parkinsona.

Na czym polega jej działanie? Spermidyna wspiera proces oczyszczania komórek, zwany autofagią. To trochę jak codzienne porządki w domu – usuwane są śmieci, popsute sprzęty i rzeczy, które już tylko zawadzają. W chorobie Parkinsona takim „śmieciem” są białka odkładające się w mózgu i uszkodzone mitochondria, czyli struktury odpowiedzialne za dostarczanie energii neuronom. Kiedy te procesy zawodzą, neurony dopaminowe (kluczowe dla sprawności ruchowej) zaczynają ginąć. Spermidyna pomaga uruchomić porządkowanie i ochronę, dzięki czemu komórki nerwowe mają większą szansę przetrwać.

Ale to nie wszystko. Badania pokazują, że spermidyna łagodzi stany zapalne w mózgu i zmniejsza stres oksydacyjny, czyli taki „rdzewiejący” wpływ wolnych rodników na komórki. Dzięki temu neurony mniej się „męczą” i dłużej zachowują sprawność. W modelach zwierzęcych choroby Parkinsona obserwowano, że po podaniu spermidyny poziom dopaminy i innych neuroprzekaźników wracał bliżej normy, a ruchy zwierząt były bardziej płynne i skoordynowane.

Czy możemy już powiedzieć, że spermidyna to lekarstwo na chorobę Parkinsona? Nie – na to jest za wcześnie. Na razie wiemy, że działa ochronnie w badaniach przedklinicznych, a pierwsze próby z udziałem ludzi wskazują, że jest dobrze tolerowana i bezpieczna. To daje nadzieję, że w przyszłości stanie się częścią szerszej strategii wspierania pacjentów. Dziś można powiedzieć, że spermidyna to ważny element układanki, który pasuje do obrazu zdrowego starzenia się mózgu.

I co istotne – spermidynę możemy znaleźć w jedzeniu: szczególnie w kiełkach pszenicy, niektórych serach dojrzewających, grzybach czy soi. Oczywiście dostępne są też suplementy, ale sam fakt, że ten związek mamy w naturalnych produktach, daje poczucie, że nie jest to „obca” substancja, tylko coś, z czym nasz organizm zawsze miał kontakt.

Na koniec zostawiam trzy prace naukowe, które pokazują, skąd bierze się ta nadzieja:

1. Sharma, S., Kumar, P., & Deshmukh, R. (2018). Neuroprotective potential of spermidine against rotenone induced Parkinson's disease in rats. Neurochemistry International, 116, 104-111. https://www.sciencedirect.com/science/article/pii/S0197018617305314

2. Szabo, L., Lejri, I., Grimm, A., & Eckert, A. (2024). Spermidine Enhances Mitochondrial Bioenergetics in Young and Aged Human-Induced Pluripotent Stem Cell-Derived Neurons. Antioxidants, 13(12), 1482. https://www.mdpi.com/2076-3921/13/12/1482

3. Senekowitsch, S., Wietkamp, E., Grimm, M., et al. (2023). High-Dose Spermidine Supplementation Does Not Increase Spermidine Levels in Blood Plasma and Saliva of Healthy Adults: A Randomized Placebo-Controlled Pharmacokinetic and Metabolomic Study. Nutrients, 15(8), 1852. https://pmc.ncbi.nlm.nih.gov/articles/PMC10143675/

Adres

Ulica Sw. Rocha 7 M 13
Białystok
15-879

Telefon

+48604974985

Strona Internetowa

Ostrzeżenia

Bądź na bieżąco i daj nam wysłać e-mail, gdy Dr Jerzy Lewko umieści wiadomości i promocje. Twój adres e-mail nie zostanie wykorzystany do żadnego innego celu i możesz zrezygnować z subskrypcji w dowolnym momencie.

Skontaktuj Się Z Praktyka

Wyślij wiadomość do Dr Jerzy Lewko:

Udostępnij

Share on Facebook Share on Twitter Share on LinkedIn
Share on Pinterest Share on Reddit Share via Email
Share on WhatsApp Share on Instagram Share on Telegram