12/09/2025
Kiedy diagnoza zatrzymuje świat…
Kiedy otrzymuje się diagnozę, życie staje przed oczami. Nagle wali się wszystko, a świat na moment zatrzymuje swój bieg. Spory, bitwy polityczne, stanowiska, nawet codzienne sprzeczki – tracą znaczenie, bo wobec choroby wszyscy jesteśmy tacy sami.
I nagle okazuje się, że w codziennym biegu, w pogoni za „mieć”, a nie za „być”, łatwo tracimy z oczu to, co naprawdę ważne. Myśl o byciu idealnym, o tym, by udowodnić sobie i innym, że jesteśmy „kimś”, często staje się ważniejsza niż bycie obecnym. Stan konta, pełny portfel, zawodowe osiągnięcia – zaczynają nam zastępować poczucie wartości, choć tak naprawdę są tylko kruchym dodatkiem do życia. Dopiero w chwili choroby widać, że to nie one są miarą człowieczeństwa.
Choroba brutalnie konfrontuje nas z iluzją kontroli. Pokazuje, że nie wszystko można zaplanować, przewidzieć czy wywalczyć. Uczy, że w ostatecznym rozrachunku największą siłą nie jest to, co zgromadziliśmy, ale to, kto idzie obok nas, gdy grunt usuwa się spod nóg. Relacja, bliskość, czas i czuła obecność – to wartości, które nie tracą sensu nawet w obliczu cierpienia. To one stają się prawdziwym kapitałem, którego żaden kryzys nie odbierze.
To czas pełen obaw i lęku. Człowiek czuje się jak ślepiec, który potrzebuje przewodnika. Mądrego towarzyszenia, cierpliwego informowania, bo w tym pędzie emocji łatwo się pogubić. Dobry lekarz, wsparcie psychologa, obecność osób, które słuchają i tłumaczą – to już połowa drogi do zdrowienia.
Bardzo nie lubię stwierdzeń „bez szans”, „fatalnie”, „to najgorsze”, które można usłyszeć od pacjentów na szpitalnych korytarzach. Słowa mają ogromną moc – mogą odbierać nadzieję albo ją podtrzymywać. Takie samodiagnozy najczęściej płyną z lęku i bezradności, są próbą oswojenia niepewności. A przecież nawet lekarz nie może do końca przewidzieć, jak zachowa się organizm, co udźwignie ciało i co uniesie serce.
Praca z osobami chorymi pokazuje, że choroba nigdy nie jest tylko medycznym faktem. To także doświadczenie egzystencjalne – konfrontacja z własną kruchością, przewartościowanie priorytetów, pytania o sens. Towarzyszenie w chorobie uczy pokory wobec siebie, świata i innych ludzi. A stykanie się z cierpieniem każdego dnia przypomina, jak złudne są nasze plany i jak kruche bywa poczucie bezpieczeństwa, które na co dzień uznajemy za oczywiste. Uczy, że każda rozmowa, każdy uśmiech, każdy gest troski ma znaczenie. Ale uczy też, że człowiek w najtrudniejszych chwilach może odkryć w sobie siłę, o której wcześniej nie wiedział – i że ta siła rodzi się często właśnie dzięki obecności drugiego człowieka.
Nadzieja nie polega na pewności wyniku, lecz na gotowości, by iść dalej – krok po kroku, dzień po dniu – mimo lęku i niepewności💙
Nie wiemy, ile siły w nas drzemie, dopóki życie nie postawi nas w sytuacji, w której musimy ją odnaleźć…