16/09/2022
ZWOLNIENIE
No więc trochę płakałam. Nie, wcale nie trochę.
Wypłakałam porządnie kilka ostatnich lat.
A zaczęło się tak niewinnie...ból biodra, prześwietlenie, lekarz z dyndającym chodakiem na stopie...ooo pani kochana, zmiany są, zmiany są i to duże, trzeba się przyjrzeć. Możliwe, że potrzebna będzie operacja.
Się naprzyglądali.
Jeden, drugi i trzeci. Za dwa lata pierwszy wolny termin.
A mnie tu ciągnie, boli, kłuje i źle mi w moim ciele i potrzebuję pomocy na już, teraz, now!
No i głowa.
Głowa przyklejona do tych słów...operacja, czyli źle, bardzo źle.
To może masaż?
No może.
Pomoże?
Nie, mój Boże.
To może maścią?
To może jogą?
Nie. Nie pomogą.
Jak zwykle są nieprzypadkowe przypadki.
Rozmawiam. Zawsze, jak jest mi trudno - rozmawiam.
Może igły? - pyta koleżanka - mi pomogły.
No właśnie, igły!
Tonący chwyta się brzytwy, więc ja mogę za igły.
Szukamy.
Za daleko szukamy.
Tam za miesiąc, tam za tydzień.
A u nas, na miejscu?
Jest taki jeden.
Idę.
Jestem.
Pan spaceruje sobie po moim ciele i znajduje to jedno jedyne miejsce, w którym poupychałam historię z kilku ostatnich lat.
Nacisnął we mnie miejsce wspomnień.
Wcale nie igłą, ale palcem.
Palcem wskazującym, co pokazuje prawdę o mnie i moich granicach wytrzymałości.
I zaczęło płynąć z moimi łzami wszystko, czego nie wypowiedziałam.
Wszystkie obrazy.
Smutek.
Złość.
Brak miłości.
Poczucie krzywdy.
Frustracja.
Przeciążenie.
Przymus wewnętrzny.
Presja.
Popłynęło.
Wypłakało się.
O matko jedyna, jak bardzo boli wypłakiwanie niewypowiedzianych słów i obrazów, kiedy tak mkną przed moimi oczami i pytają...a to pamiętasz? A to...jak bolało i nic nie powiedziałaś? A jak zacisnęłaś z całej siły brzuch i pośladki, bo trzeba było wytrzymać...pamiętasz to?
I płynie lawina niechcianego, wypartego, wytrzymanego.
Z tej, która może, uniesie i da radę wychyla się powolutku ta, która drży i nie chce wytrzymywać, łącz czuć siebie.
Siebie. Nie ból.
Och!
No chodź, kochana, chodź...
A pan uśmiecha się. Ogarnięty jest. Wystał w tym moim płaczu. Utrzymał mnie i to, co chciało się we mnie wypłakać i wyżalić.
Bossssz, jakie to dobre, móc się poddać i nie trzymać tego ciężaru.
- Mam takie ćwiczenie dla pani.
- Tak?
- Proszę oddychać. Więcej oddychać, dobrze?
Pokazał mi.
Proste to oddychanie.
- I proszę jeszcze mniej robić. Poradzi sobie pani z tym zadaniem?
- Czyli więcej oddychać i mniej robić, tak?
- Tak.
Żebym tylko nie pomyliła... mniej oddychać, więcej robić, bo to już umiem.
Więc odwrotnie - więcej oddychać, mniej robić.
Więcej
oddychać.
Mniej
robić.
- I proszę zwolnić.
Z w o l n i e n i e.*
❤️
*Definicja:
Zwolnienie to czas, w którym zwalniasz siebie od:
pracy
ambicji
pędu
nadmiaru
wysiłku
programów rodowych
co tam jeszcze, bo już się zmęczyłam😂.
To może prostsza definicja?
Zwolnienie to czas, w którym z w a l n i a s z. (Dziękuję Agnieszka Cienciala).
Umiesz?
Bo ja nie.
Ja się ciągle uczę.
Idzie mi 50ty rok tej nauki, a ja ciągle powtarzam tę lekcję.
Repeta, kochana.
Bierz oddech i zrób jeszcze mniej.
Powodzenia ❤️.
Maja Wąsała
ZWOLNIENIE
No więc trochę płakałam. Nie, wcale nie trochę.
Wypłakałam porządnie kilka ostatnich lat.
A zaczęło się tak niewinnie...ból biodra, prześwietlenie, lekarz z dyndającym chodakiem na stopie...ooo pani kochana, zmiany są, zmiany są i to duże, trzeba się przyjrzeć. Możliwe, że potrzebna będzie operacja.
Się naprzyglądali.
Jeden, drugi i trzeci. Za dwa lata pierwszy wolny termin.
A mnie tu ciągnie, boli, kłuje i źle mi w moim ciele i potrzebuję pomocy na już, teraz, now!
No i głowa.
Głowa przyklejona do tych słów...operacja, czyli źle, bardzo źle.
To może masaż?
No może.
Pomoże?
Nie, mój Boże.
To może maścią?
To może jogą?
Nie. Nie pomogą.
Jak zwykle są nieprzypadkowe przypadki.
Rozmawiam. Zawsze, jak jest mi trudno - rozmawiam.
Może igły? - pyta koleżanka - mi pomogły.
No właśnie, igły!
Tonący chwyta się brzytwy, więc ja mogę za igły.
Szukamy.
Za daleko szukamy.
Tam za miesiąc, tam za tydzień.
A u nas, na miejscu?
Jest taki jeden.
Idę.
Jestem.
Pan spaceruje sobie po moim ciele i znajduje to jedno jedyne miejsce, w którym poupychałam historię z kilku ostatnich lat.
Nacisnął we mnie miejsce wspomnień.
Wcale nie igłą, ale palcem.
Palcem wskazującym, co pokazuje prawdę o mnie i moich granicach wytrzymałości.
I zaczęło płynąć z moimi łzami wszystko, czego nie wypowiedziałam.
Wszystkie obrazy.
Smutek.
Złość.
Brak miłości.
Poczucie krzywdy.
Frustracja.
Przeciążenie.
Przymus wewnętrzny.
Presja.
Popłynęło.
Wypłakało się.
O matko jedyna, jak bardzo boli wypłakiwanie niewypowiedzianych słów i obrazów, kiedy tak mkną przed moimi oczami i pytają...a to pamiętasz? A to...jak bolało i nic nie powiedziałaś? A jak zacisnęłaś z całej siły brzuch i pośladki, bo trzeba było wytrzymać...pamiętasz to?
I płynie lawina niechcianego, wypartego, wytrzymanego.
Z tej, która może, uniesie i da radę wychyla się powolutku ta, która drży i nie chce wytrzymywać, lecz czuć siebie.
Siebie. Nie ból.
Och!
No chodź, kochana, chodź...
A pan uśmiecha się. Ogarnięty jest. Wystał w tym moim płaczu. Utrzymał mnie i to, co chciało się we mnie wypłakać i wyżalić.
Bossssz, jakie to dobre, móc się poddać i nie trzymać tego ciężaru.
- Mam takie ćwiczenie dla pani.
- Tak?
- Proszę oddychać. Więcej oddychać, dobrze?
Pokazał mi.
Proste to oddychanie.
- I proszę jeszcze mniej robić. Poradzi sobie pani z tym zadaniem?
- Czyli więcej oddychać i mniej robić, tak?
- Tak.
Żebym tylko nie pomyliła... mniej oddychać, więcej robić, bo to już umiem.
Więc odwrotnie - więcej oddychać, mniej robić.
Więcej
oddychać.
Mniej
robić.
- I proszę zwolnić.
Z w o l n i e n i e.*
❤️
*Definicja:
Zwolnienie to czas, w którym zwalniasz siebie od:
pracy
ambicji
pędu
nadmiaru
wysiłku
programów rodowych
co tam jeszcze, bo już się zmęczyłam😂.
To może prostsza definicja?
Zwolnienie to czas, w którym z w a l n i a s z. (Dziękuję Agnieszka Cienciala).
Umiesz?
Bo ja nie.
Ja się ciągle uczę.
Idzie mi 50ty rok tej nauki, a ja ciągle powtarzam tę lekcję.
Repeta, kochana.
Bierz oddech i zrób jeszcze mniej.
Powodzenia ❤️.
Maja Wąsała