Our Life Podróż w Głąb Siebie

Our Life Podróż w Głąb Siebie Samorozwój, warsztaty, medytacje grupowe, Ceremonia Oddechu

16/08/2025

Chwila wspomnień z ostatnich warsztatów...

Jadę autobusem.Miasto przesuwa się za szybą jak opowieść – kadr po kadrze, moment po momencie.Są dni, kiedy potrzebuję h...
31/07/2025

Jadę autobusem.
Miasto przesuwa się za szybą jak opowieść – kadr po kadrze, moment po momencie.
Są dni, kiedy potrzebuję hip-hopu. Tego surowego, prawdziwego, bez ściemy. Bez pudru.
Dziś w słuchawkach rytm i wersy – i nagle jedno zdanie, które zatrzymuje we mnie cały świat:

"Nieraz przytuliła podłoga – to powód, żeby jeszcze wyżej była głowa."

Zatrzymuję się w środku.
Jakby ktoś nacisnął pauzę.
Bo to nie są zwykłe słowa.
To lustro.
To wspomnienie wszystkich chwil, kiedy leżałam.
Nie z wyboru. Z bezsilności. Z bólu. Z życia.
Podłoga – czy to zimna kafelka łazienki, czy wewnętrzne dno duszy – zna mnie.
Zna moje łzy, mój brak siły, mój krzyk, który nigdy nie wyszedł z gardła.
I wiesz co?
To nie było moje miejsce docelowe.
To był początek. Inicjacja.
Bo kiedy jesteś na dnie, przestajesz udawać. Przestajesz grać. Zostajesz tylko Ty – naga prawda o Tobie.
I właśnie stamtąd zaczyna się prawdziwa siła.
Z tej surowej, nieupiększonej, bezbronnej wersji siebie – rodzi się coś nie do ruszenia.
Nie tylko podnosisz głowę. Ty ją tworzysz na nowo.
Wyżej. Spokojniej. Dumniej.
Nie z ego.
Z pamięci.
Z prawdy.
Z miłości do siebie, która wyrosła z bólu, a nie z książki o rozwoju osobistym.
Bo kto raz przytulił swoje dno – ten nie boi się wysokości.
Bo podłoga to nie porażka.
To trampolina.
I właśnie dlatego dziś… jeszcze wyżej będzie głowa. Jeszcze odważniej serce. Jeszcze mocniej ja.
Dziś wiem jedno:
Jeśli znów mnie powali – wstanę.
Nie muszę tego udowadniać nikomu.
Ja już to wiem.

🖤 Może Ty też dziś jedziesz autobusem przez życie i przypadkowe zdanie łapie Cię za serce.
🖤 Może leżysz. Albo dopiero wstajesz.
🖤 A może już lecisz – bo wiesz, że dno było trampoliną.

Zmienność.To nie błąd systemu.To nie słabość charakteru.To nie coś, co trzeba naprawić.To po prostu... życie.Czasem budz...
29/07/2025

Zmienność.
To nie błąd systemu.
To nie słabość charakteru.
To nie coś, co trzeba naprawić.
To po prostu... życie.
Czasem budzisz się z jasnością w oczach.
Wiesz, co masz robić. Czujesz cel. Masz siłę.
A czasem… wszystko rozmywa się jak mgła.
Nie wiesz, czego chcesz. Nie masz słów. Nie masz energii.
I wszystko jest w porządku.
Zmienność to nie chaos.
To rytm.
To puls, który nie prosi o zgodę, tylko bije –
raz mocno, raz delikatnie, raz w ogóle.
To natura.
To ciało.
To serce, które żyje poza planem i tabelą.
Nie jesteś tu po to, by być zawsze taki sam.
Nie musisz być codziennie produktywny.
Nie musisz mieć stałego nastroju, niezmiennej motywacji, jednej wersji siebie na pokaz.
Możesz się zmieniać.
Masz do tego prawo.
Możesz dzisiaj potrzebować ciszy, a jutro rozmowy.
Możesz dziś być skupiony, a jutro odpłynąć.
Możesz dziś działać z ogniem, a jutro leżeć i słuchać własnego oddechu.
To nie regres.
To rytuał życia.
Zmienność to Twoja prawdziwa natura.
Nie musisz się jej bać.
Nie musisz jej tłumić.
Możesz się z nią zaprzyjaźnić.
To właśnie w niej mieszka prawda.
W niej dojrzewają decyzje.
W niej wracamy do siebie – nie jako do stałego obrazu, ale jako do istoty, która żyje w ruchu.
Nie jesteś niewiarygodny, bo czujesz różnie.
Nie jesteś niestabilny, bo czasem się zatrzymujesz.
Nie jesteś słaby, bo nie działasz w trybie „non stop”.
Jesteś człowiekiem.
Pulsującym. Cyklicznym. Głębokim.
Żywym.
I możesz się zmieniać.
Bez wstydu.
Bez wyjaśnień.
Bez udowadniania niczego nikomu.

27/07/2025

Już w tym tygodniu opis kolejnych warsztatów...Czuła obecność 13 -14 września. Zapraszamy

Miłość do siebie… to nie tylko afirmacja wypowiadana przy lustrze.Nie tylko świeca o zapachu jaśminu i kąpiel z solą.Nie...
25/07/2025

Miłość do siebie… to nie tylko afirmacja wypowiadana przy lustrze.
Nie tylko świeca o zapachu jaśminu i kąpiel z solą.
Nie tylko spokojna medytacja i filiżanka herbaty o poranku.
Miłość do siebie to coś znacznie głębszego.
To często… krzyk.
Ale może też być ciszą.
Może być łkaniem w ciemności, albo tym jednym spojrzeniem w sufit i westchnieniem:
„Już nie mogę. Ale jestem.”
Czasem to dłonie zaciśnięte na brzuchu, który boli od trzymanych latami emocji.
Czasem to głos, który drży, bo po raz pierwszy wypowiadasz swoją prawdę.
Czasem to ciało, które się trzęsie, bo właśnie pozwalasz mu poczuć wszystko, co tłumiłaś.
To moment, gdy siadasz przy sobie. Nie po to, żeby się naprawić. Ale żeby być.
Z tym wszystkim, co niewygodne.
Z ranami, które jeszcze się nie zabliźniły.
Z uczuciami, które kiedyś nauczyłaś się omijać.
Bo miłość do siebie to nie stan. To relacja.
Zmienna. Żywa. Prawdziwa.
To decyzja, by nie zostawiać siebie, nawet kiedy czujesz, że zawodzisz. To wybór, by być dla siebie łagodną, kiedy całe życie uczono Cię być twardą.
Miłość do siebie to powrót do tej, którą byłaś, zanim świat powiedział Ci, jaka masz być.
Zanim nauczyłaś się grać rolę tej, która „daje radę”.
Zanim zaczęłaś karcić swoje ciało za każdy kilogram. Zanim uzależniłaś swoją wartość od tego, czy ktoś Cię chce.
To powrót do tej, która czuje.
Która płacze bez wstydu.
Która śmieje się z brzucha.
Która nie przeprasza za swoje światło ani za swój cień. Bo wie, że jedno i drugie jest częścią całości.
Miłość do siebie to wierność.
Nie ideałowi.
Sobie.
Tobie. Tej, która była, jest i będzie — nawet jeśli wszystko inne się zmieni.
To przebaczenie.
Nie dlatego, że wszystko było dobrze,
ale dlatego, że już nie chcesz żyć w wojnie ze sobą.
To przytulenie siebie — nie tylko wtedy, gdy jesteś spokojna, poukładana i promienna,
ale zwłaszcza wtedy, gdy jesteś rozbita, rozmazana i cicha.
To szept do siebie:
„Już nie musisz się porzucać.
Już nie będziesz siebie opuszczać.
Zostanę. Nawet jeśli nie wiem jeszcze jak. Zostanę.”
Bo nie trzeba być gotową, żeby zacząć.
Nie trzeba być idealną, żeby zasługiwać.
Wystarczy… być.
Usiąść. Oddychać. Płakać. Milczeć.
I trwać przy sobie.
Miłość do siebie to matka wszystkich decyzji.
To ona stoi za każdym „nie”, które mówisz ze ściśniętym gardłem.
Za każdym „tak”, które wypowiadasz z drżeniem, ale w zgodzie z duszą.
To ona uczy Cię stawiać granice, nawet jeśli całe życie uczyłaś się znikać.
To ona pokazuje, że nie musisz się spalać, by ktoś mógł ogrzać się Twoim światłem.
To ona sprawia, że przestajesz błagać o miłość.
Bo już ją masz.
W sobie.
Z sobą.
Dla siebie.
I wtedy — z tej pełni — możesz dawać.
Nie z braku.
Nie z lęku.
Nie z głodu.
Ale z miejsca, gdzie jesteś domem.
Dla siebie.
Dla innych.
Dla życia.
Tak właśnie wygląda miłość do siebie.
Nie zawsze piękna.
Nie zawsze spokojna.
Ale zawsze — prawdziwa.

„Nagrodą za grzeczność jest depresja.”– Marshall B. Rosenberg, twórca Porozumienia Bez Przemocy.To jedno zdanie rozsadza...
24/07/2025

„Nagrodą za grzeczność jest depresja.”
– Marshall B. Rosenberg, twórca Porozumienia Bez Przemocy.
To jedno zdanie rozsadza wszystkie schematy, w których nauczyliśmy się przetrwać.
Bo przecież grzeczni to ci, których się chwali.
Ci, którzy nie robią problemów.
Ci, co się dostosują, zamilkną, ustąpią, zrezygnują ze swoich potrzeb – „dla świętego spokoju”.
Tylko że ten święty spokój często kończy się wewnętrzną wojną.
Z samym sobą.
Grzeczność, kiedy staje się strategią na życie, zabija. Powoli. Każde niewypowiedziane „nie”.
Każde ukryte łzy.
Każdy raz, kiedy połykasz własne emocje, żeby ktoś inny czuł się komfortowo.
Każda sytuacja, w której zdradzasz siebie – żeby zachować pozory. To wszystko odkłada się w ciele. W sercu. W duszy.
I prędzej czy później zaczyna boleć.
Bo w tej grzeczności nie ma życia.
Jest tylko spełnianie oczekiwań.
Jest tylko uśmiech przyklejony na twarzy, kiedy w środku krzyczysz. Jest tylko zmęczenie, które nie mija po żadnym urlopie. I ta dziwna pustka, której nie da się zapełnić.
A potem… potem przychodzi depresja.
Cicho. Powoli. Bez ostrzeżenia.
Czasem w formie apatii. Czasem w smutku, który nie chce odejść.
Czasem po prostu w braku sensu – jakby życie straciło smak, kolor, jakby wszystko było ciężarem.
Depresja nie zawsze wygląda jak dramat.
Czasem wygląda jak „wszystko ogarniam, ale nic mnie nie cieszy”. Czasem wygląda jak perfekcyjna pani domu, której nikt nie podejrzewa o to, że codziennie wieczorem chce zniknąć.
Czasem wygląda jak mężczyzna, który „wszystko robi jak trzeba”, ale nie pamięta, kiedy ostatni raz coś naprawdę poczuł.
Bycie grzecznym – to często wybór dokonany dawno temu. Może jako dziecko nauczyłaś się, że miłość dostaje się za bycie posłuszną.
Może jako chłopiec widziałeś, że jak pokażesz emocje, to jesteś słaby.
Może jako nastolatka byłaś tą, która „zawsze pomaga, zawsze się uśmiecha”. I tak zostało.
Ale prawda jest taka, że nikt nie wytrzyma wiecznie w trybie zaprzeczania sobie.
Depresja to nie słabość.
To sygnał, że zbyt długo nie żyjesz w zgodzie ze sobą. To wołanie duszy, która nie może już dłużej udawać.
Nie piszę tego po to, żeby Cię zasmucić.
Piszę to, żebyś poczuł/a.
Żebyś może, choć przez chwilę, przestała być dzielna/u.
I zobaczyła, że pod tą grzeczną maską jesteś Ty.
Żywa. Autentyczna. Prawdziwa.
I że masz prawo do złości. Do łez. Do NIE. Do granic. Do życia, które nie boli.
Nie jesteś sama.
Nie jesteś sam.
Naprawdę nie.
Wiem, jak ciężko jest sięgnąć pod tę zbroję.
Ale warto. Bo po drugiej stronie grzeczności jest życie. Nie perfekcyjne, ale Twoje.
Nie bezpieczne dla świata – ale bezpieczne dla Ciebie.
Na naszych warsztatach nie naprawiamy ludzi.
Nie zmieniamy ich. Nie mówimy, że mają być inni.
My tylko otwieramy przestrzeń.
Taką, w której można w końcu przestać grać rolę.
Zsunąć maskę. Oddychać. Być. I poczuć, że to w zupełności wystarczy.
Tu jesteś mile widziana. Mile widziany.
Dokładnie taka, jaki jesteś.
Tylko tyle. I aż tyle.

Cisza jako lek.Cisza to nie moda. Nie technika.To nie „pięć minut dla siebie” w zatłoczonym świecie.Cisza to wołanie. Gł...
23/07/2025

Cisza jako lek.

Cisza to nie moda. Nie technika.
To nie „pięć minut dla siebie” w zatłoczonym świecie.
Cisza to wołanie. Głębokie. Prawdziwe.
Wołanie duszy, która ma dość bycia zagłuszaną.
Na początku cisza potrafi być nieznośna.
Bo kiedy wszystko cichnie,
Zaczynasz słyszeć, że w Tobie coś wciąż płacze.
Coś cicho jęczy pod codziennością.
Coś, co od lat woła:
"Zatrzymaj się. Zobacz mnie. Usłysz."
Ale my przecież nauczyliśmy się uciekać.
W pracę. W obowiązki. W hałas.
W scrollowanie, dźwięki, rozmowy bez znaczenia.
Bo wtedy nie trzeba czuć.
Nie trzeba patrzeć w lustro duszy.
A jednak…
To właśnie cisza jest bramą.
Nie krzyczy. Nie pcha. Ona czeka.
Jak stara mądra kobieta przy ogniu.
Zna Cię. Zna Twoje serce.
I wie, że kiedyś – choćby w największym zmęczeniu – usiądziesz.
Zamkniesz oczy. I pozwolisz, by wszystko ucichło.
Wtedy zaczynasz słyszeć nie hałas w głowie, ale...
Tętno własnej prawdy.
Szmer dzieciństwa, które nadal chce być ukochane. Cień, który nie jest straszny, tylko nieutulony. Miłość, która nadal w Tobie mieszka, choć nie zawsze ją widzisz.
Cisza to lek, który najpierw otwiera rany, a potem zaczyna je leczyć. Nie plaster. Nie szybka ulga.
Ale głęboki proces, który rozbraja wszystko to, co sztuczne. I zostawia tylko to, co autentyczne.
To w ciszy spotykasz siebie prawdziwą.
Nie tę, która daje radę.
Nie tę, która spełnia oczekiwania.
Tylko tę, która jest.
Kobietę, która czuje.
Która się boi.
Która tęskni.
Która pragnie więcej niż tylko przetrwać.
Może właśnie dziś warto…
Usiąść. Zamknąć oczy. Złapać za lewe ucho jak za kotwicę. I pozwolić, by cisza przyszła.
Nie musisz nic robić.
Ona Cię znajdzie.
I będzie przy Tobie trwać.
Bo cisza to nie brak.
To przestrzeń.
Na Ciebie.
Na Twoje ciało.
Na to, co nie zostało wypowiedziane.
Na życie, które czeka, byś je poczuła naprawdę.
Nie bój się ciszy.
To w niej jesteś najbliżej siebie.
To w niej jesteś najbliżej źródła.

Dziś mnie wzięło…Na rozmyślanie. Na głębsze spojrzenie w życie – takie prawdziwe, nieupiększane.W tym roku kończę 43 lat...
12/06/2025

Dziś mnie wzięło…Na rozmyślanie. Na głębsze spojrzenie w życie – takie prawdziwe, nieupiększane.
W tym roku kończę 43 lata.
Jeśli los będzie łaskawy – może przede mną jeszcze 37 lat.
Może mniej. Może więcej. Nie wiem. I właśnie to nie wiem staje się coraz bardziej wyraźne,ale i spokojne.
Bo ile to naprawdę jest – 37 lat?
37 razy usiąść do wigilijnego stołu.
37 razy zobaczyć, jak liście złocą się jesienią.
37 razy poczuć zapach lata i zniknąć na chwilę w promieniach słońca.
A jeśli będzie ich mniej?
Może tylko 20 wakacji.
20 jesieni.
20 razy przytulenie kogoś tak, że czas przestaje istnieć. Może jeszcze mniej.
I kiedy patrzę na to z tej perspektywy – zaczynam widzieć wyraźniej. Bo przecież żyjemy często tak, jakbyśmy mieli czas bez końca. Jakbyśmy byli nieśmiertelni. Jakbyśmy zdążyli jeszcze wszystko, powiedzieć wszystko, przeżyć wszystko.
Ale w tym świecie – w tym ciele – nie jesteśmy nieśmiertelni. Tu, na Ziemi, wszystko ma swój początek i koniec. I może właśnie to powinno być naszym największym przebudzeniem, a nie lękiem.
Dlatego dziś zadaję pytanie Wam wszystkim – kobietom i mężczyznom:
Czy żyjesz tak, jakbyś wiedział, że każdy dzień się liczy? Czy Twoje życie wygląda tak, że kiedy przyjdzie ostatni dzień, będziesz mógł/mogła powiedzieć:
„To było dobre życie.
Nie doskonałe, ale moje.
Prawdziwe. Z miłością. Z błędami. Z lekcjami.
Jestem gotowy/a – wszystko jest zamknięte. Mogę odejść z pokojem w sercu.”
Czy raczej przyjdzie Ci do głowy:
„Jeszcze nie teraz…
Jeszcze nie przeprosiłem.
Jeszcze nie wybaczyłam.
Jeszcze nie przytuliłem dzieci bez pośpiechu.
Jeszcze nie byłam naprawdę sobą.”
To nie jest post o śmierci. To jest post o życiu.
O tym, co tu i teraz.
O Twoim oddechu.
O Twoich wyborach.
O tych drobnych chwilach, które mogą być najważniejsze.
O tym, by nie odkładać serca na później.
Więc może… dziś… zmień jedną rzecz.
Nie wszystko. Jedną. Powiedz coś, czego nigdy nie miałeś odwagi powiedzieć. Zatrzymaj się.
Popatrz w oczy. Oddychaj głęboko.I żyj tak, jakbyś miał/miała tylko tę chwilę. Bo może… naprawdę masz tylko tę.
Pięknych momentów ❤️😊

🌿 Our Life – podróż w głąb siebie to nie projekt.To nie plan.To nie marka.Takie posty zwykle pisze się na początku.Kiedy...
05/06/2025

🌿 Our Life – podróż w głąb siebie to nie projekt.
To nie plan.
To nie marka.

Takie posty zwykle pisze się na początku.
Kiedy wszystko jest jeszcze pomysłem. Kiedy dopiero się zaczyna.
Ale ten post powstaje w trakcie.

Powstaje po trzech latach bycia z ludźmi,
którzy weszli z nami do przestrzeni nie po to, by się rozwijać – tylko by wreszcie wrócić do siebie.
Powstaje z doświadczenia.
Z obserwacji.
Z tego, co działo się naprawdę:
w ciałach, w oddechach, w oczach, w milczeniu, które mówiło więcej niż słowa.
To nie opowieść o planach.
To opowieść z drogi.

Zaczęło się cicho.
Od jednej rozmowy. Od jednego „czuję, że trzeba”.
Od jednego warsztatu, który nie miał być wielkim wydarzeniem, tylko bezpiecznym miejscem, gdzie można być sobą. Z czasem ta przestrzeń zaczęła się rozrastać – nie na pokaz, ale do środka.
Przychodzili ludzie. Czasem ostrożnie. Czasem z ogromnym bólem. Czasem ze zmęczeniem. Czasem z nadzieją.
W ciągu tych trzech lat widzieliśmy dużo:
– Łzy, które nigdy wcześniej nie wypłynęły
– Śmiech, który przerywał wieloletnie milczenie
– Krzyk, który przebijał się przez gardła zamknięte od dzieciństwa
– Ciała, które po raz pierwszy zatańczyły bez wstydu
– I Dusze, które powoli zaczęły wracać do siebie

Ale to, co porusza najmocniej – to ludzie, którzy odważyli się być sobą – naprawdę.
W swojej historii. Ze swoją prawdą. Bez roli.

Tworzymy warsztaty, które nie idą na ilość tylko jakość i bezpieczeństwo pracy. Grupy kameralne dają możliwość podarowania czasu każdej osobie bez pośpiechu. Tworzą klimat.
Tworzymy warsztaty, które nie są „kopiuj-wklej”.
Każdy z nich rodzi się z serca – i dlatego każda medytacja, którą wprowadzamy, też taka jest.

Nie korzystamy z gotowców. Czasem te medytacje przychodzą we śnie.
Czasem siadam w ciszy i po prostu piszę.
Z miejsca, którego nie da się zaplanować.
One same przychodzą – i wiem, kiedy są gotowe, bo ciało to czuje.
To nie są medytacje „do odsłuchania” choć zapewne zostaną kiedyś nagrane 🙂
To są wewnętrzne podróże, pisane dla tych, którzy właśnie wtedy ich potrzebują.
Jest też taniec.
Ale nie „choreografia”. To taniec intuicyjny – język ciała, który pamięta więcej niż umysł. Język uwolnienia usztywnień i kotwic które trzymają w miejscu.
Jest ceremonia oddechu,
która porusza pamięć zapisaną w kościach.
Oddech, który nie tylko relaksuje, ale czasem rozsadza mur, który stał latami.
Są też rozmowy, ćwiczenia.
Nie wykłady. Nie nauki.
Rozmowy między ludźmi, którzy chcą widzieć siebie nawzajem naprawdę.
A kiedy ktoś raz do nas przyjdzie – drzwi nie zamykają się po warsztacie.
Tworzymy zamkniętą grupę na Facebooku:
Our Life – podróż w głąb siebie
Nie dla każdego.
Nie dla obserwatorów.
Dla tych, którzy weszli na ścieżkę i chcą być w kontakcie – nie tylko ze sobą, ale też z innymi.
Tam znajdziesz:
– materiały i nagrania po warsztatach
– praktyki i ćwiczenia
– inspiracje, które poruszają wtedy, kiedy są potrzebne
– miejsce, gdzie możesz po prostu być – i nikt nie zapyta „co osiągnęłaś?”

Nie obiecujemy transformacji w weekend.
Nie mamy gotowych rozwiązań.
Nie będziemy Ci mówić, jaka masz być.
Ale możemy usiąść obok Ciebie. Opowiedzieć ci nasza historię, pokazać ci nasza perspektywę.
Zostać, kiedy będzie cicho.
I pójść z Tobą, kiedy ruszysz.
Możesz być kobietą, która od lat wszystko ogarnia – i dopiero teraz pozwala sobie się zatrzymać.
Możesz być mężczyzną, który zawsze miał być silny – i właśnie zaczyna czuć.
Możesz być kimś, kto myśli, że już nic nie pomoże.
Albo kimś, kto właśnie poczuł, że może wszystko się zmienić – tylko jeszcze nie wie, jak.
Nie potrzebujesz deklaracji.
Nie musisz mieć planu.
Wystarczy, że coś w Tobie powie:
„Chcę. Ale tym razem chcę naprawdę.”
Nie dla kogoś. Nie na chwilę.
Dla siebie.
Tak po prostu.
Bo nie musisz się naprawiać.
Może wystarczy, że zobaczysz siebie z czułością.
I pozwolisz, by ktoś inny też Cię tak zobaczył.

Jesteśmy tu.
Nie przed Tobą.
Nie nad Tobą.
Obok.

I jeśli to czujesz – zostań. Albo wróć, kiedy będziesz gotowa/y. Ta przestrzeń nie znika.
Ona czeka.
Our Life – podróż w głąb siebie
Nie przyciąga.
Ona przyjmuje.

Beata, Darek i Sylwia

„Twoje życie nie potrzebuje perfekcji. Potrzebuje obecności.”Znasz ten stan, gdy robisz wszystko, żeby „już było dobrze”...
02/06/2025

„Twoje życie nie potrzebuje perfekcji. Potrzebuje obecności.”

Znasz ten stan, gdy robisz wszystko, żeby „już było dobrze”?
Czytasz. Pracujesz nad sobą. Praktykujesz. Uzdrawiasz. Szukasz. Odpuszczasz. Wracasz. Oddychasz głęboko. Potem znów analizujesz.
I masz poczucie, że… nadal coś nie działa.
Że nadal nie jesteś tam, gdzie powinnaś / powinieneś być.
Że jeszcze coś trzeba „zrobić”, „uwolnić”, „zintegrować”.
I wiesz co?
Ja też tak miałam.
Znam to uczucie...
Bycia projektem do naprawy.
Ale prawda jest taka, że to nie Ty jesteś do poprawki.
To świat Ci wmówił, że nie możesz po prostu być.
Może nikt Ci nigdy nie powiedział, że: nie musisz być doskonała, by zasługiwać na miłość.
Nie musisz być idealny, by mieć prawo do odpoczynku.
Nie musisz być oświecona, by być prawdziwa.
I że możesz nie wiedzieć. Możesz się pogubić. Możesz przestać na chwilę „rozwijać się”.
I to nie zatrzyma Twojej drogi.
Wręcz przeciwnie — może pierwszy raz naprawdę na niej staniesz.
Twoje życie nie czeka na idealną wersję Ciebie.
Twoje życie chce Cię taką/takim, jaka/jaki jesteś — teraz.
Zmęczona, pogubiona, z wahaniem w głosie, z ciałem, które czasem boli, i z emocjami, które nie mieszczą się w żadnym „programie rozwojowym”.
Obecność.
To jest to, czego naprawdę potrzebujesz.
By być. Przy sobie. Z czułością, nie z krytyką.
Z oddechem, nie z kontrolą.
Z uznaniem, nie z ciągłym poprawianiem siebie.
Może to dziś warto zrobić jedną rzecz:
Odłożyć doskonalenie. I przyjąć się — w całości.
Nie musisz naprawiać wszystkiego, zanim nazwiesz siebie godną.
Nie musisz znać odpowiedzi, by zasługiwać na spokój.
Wystarczy, że jesteś.
I to naprawdę — jest więcej niż dość.
💛
Piszę to, bo sama kiedyś wpadłam w pułapkę perfekcyjnego uzdrawiania.
I dziś wiem, że największym uzdrowieniem było… zatrzymanie się. I uznanie siebie dokładnie takiej, jaką byłam.
Jeśli czujesz, że już nie chcesz niczego udowadniać — jesteś gotowa. Jesteś gotowy.
Nie na kolejny krok. Nie na rewolucję.
Tylko na powrót. Do siebie. Do ciała. Do ciszy.
I właśnie tam — w tej cichej decyzji, by już się nie spinać — zaczyna się coś najprawdziwszego.
Na naszych warsztatach nie będziemy Cię naprawiać.
Nie nauczymy Cię technik, które obiecują, że „będziesz kimś więcej”. Bo już jesteś.
Bo czasem największym aktem odwagi
jest po prostu pozwolić sobie być.
Nie gotową. Nie idealnym. Nie „w drodze do”.
Tylko… tu.
I jeśli Twoje serce bije dziś trochę szybciej —
jeśli coś w Tobie zadrżało przy tych słowach —
to może to już czas.
Nie na zmianę.
Tylko na spotkanie.
Z Tobą. Z nami. Z tym, co prawdziwe.
Zapraszamy Cię do naszej przestrzeni.
Nie musisz wiedzieć, od czego zacząć.
Wystarczy, że jesteś.

Ciało wie.Zanim wypowiesz słowo.Zanim zdecydujesz, co zrobić.Zanim pomyślisz: “czy to właściwe?”Twoje ciało już wie.Czy ...
08/04/2025

Ciało wie.
Zanim wypowiesz słowo.
Zanim zdecydujesz, co zrobić.
Zanim pomyślisz: “czy to właściwe?”

Twoje ciało już wie.
Czy jest w trybie walki, ucieczki, czy zamrożenia.
I to nie jest przypadek. To jest opowieść. Głęboka. Prawdziwa. I twoja.

Tryb walki:
Kiedy zęby są zaciśnięte, a serce bije jak bęben wojenny.
Kiedy wszystko w tobie krzyczy: “Nie dam się! Muszę się obronić!”
Ale pod spodem……jest mała, zmęczona część ciebie, która tak bardzo pragnie miękkości.

Tryb ucieczki:
Kiedy jesteś szybka, sprawna, zapracowana… i tak bardzo niewidoczna. Uciekasz w działanie, bo czucie boli. Ale gdzieś głęboko – dusza tęskni za zatrzymaniem.

Tryb zamrożenia:
Kiedy ciało jest, ale jakby go nie było.
Kiedy czujesz „nic” – a przecież to „nic” czasem boli najbardziej. Ale twoja dusza nadal tam jest. Czeka. Cicho. Z otwartymi ramionami.

To nie są etykiety. To nie są błędy.
To mądrość, którą twoje ciało nosi jak kronikę.
To mechanizmy, które kiedyś cię uratowały.
Ale czy dzisiaj… nadal chcesz w nich trwać?

Bo jest jeszcze coś.
Czwarty stan.

Stan obecności.

Ten, w którym możesz powiedzieć:
„Już nie muszę się chronić.
Już mogę być.
Już mogę czuć.”

To nie dzieje się w głowie.
To nie dzieje się przez zrozumienie.
To dzieje się w ciele, kiedy dostaje ono zgodę, by znów oddychać pełnią.
By puścić. By popłakać. By zadrżeć.
By wrócić do rytmu, który był w tobie zawsze – zanim świat cię nauczył inaczej.

Na warsztatach nie dajemy gotowych recept.
Nie wkładamy cię w nową ramę.
My otwieramy przestrzeń, w której możesz usłyszeć siebie tak wyraźnie, jakbyś wracała do domu po długiej podróży.

Bez wstydu.
Bez napięcia.
Bez udawania, że wszystko jest w porządku, kiedy serce milczy.

To nie post. To zaproszenie.
Do rozpuszczenia pancerzy.
Do spotkania z prawdą, która nie rani – ale uwalnia.
Do głębokiego westchnienia ulgi:
„Już nie muszę być dzielna. Już mogę być sobą.”

Jeśli w tobie coś zadrżało –
to nie przypadek.
To twoje ciało odpowiada. A ty?

Są takie dni……kiedy coś we mnie nie daje spokoju.Nie wiem, dlaczego. Nie wiem, skąd się bierze ten wewnętrzny przymus — ...
07/04/2025

Są takie dni…
…kiedy coś we mnie nie daje spokoju.
Nie wiem, dlaczego. Nie wiem, skąd się bierze ten wewnętrzny przymus — ten tekst, który krąży mi pod skórą, jakby chciał się przebić przez serce, przez gardło, przez słowa.
Czasem próbuję go uciszyć, zająć się czymś innym. Ale on wraca. I z każdym powrotem mówi wyraźniej: „Napisz mnie.” Są takie dni, że słowa same układają się w ciąg… ja nie mam w głowie o dziś napisze o… tematy same się zbierają jakby chciały wypłynąć, wybrzmieć…

Nie wiem, czy ten tekst będzie łatwy.
Nie wiem, czy komuś się spodoba.
Może kogoś dotknie, może nawet wkurzy.
Ale wiem jedno — jest szczery.
Jest prawdziwy.
I potrzebuje być wyrażony.
Więc piszę. Dla siebie. Dla Ciebie. Dla nas.
Bo często szczerość to jedyne, co naprawdę uzdrawia.

To nie jest atak. To nie jest ocena. To prawda. Delikatna. Czasem bolesna. Zawsze uwalniająca.

Piszę ten post nie z pozycji kogoś, kto wie lepiej. Piszę jako człowiek, który przez wiele lat uciekał od siebie. Który szukał winnych wszędzie – tylko nie we własnym sercu. Z pozycji niegdyś upadku i łez.
Bo ja też kiedyś mówiłam:
„To przez niego nie potrafię ufać”
„To przez nią tak się zamknąłem”
„To przez nich czuję się nieważna, niezauważony, zraniona”
I może to wszystko było prawdą…
Ale na pewno nie całą.
Prawda, którą najtrudniej było mi przyjąć, brzmiała:
To ja siebie opuściłam.
To ja nie chciałam widzieć.
To ja wybierałam iluzje, bo prawda wydawała się zbyt bolesna.
To mi wygodnie było w roli ofiary.

Znasz to uczucie?
Kiedy serce mówi, że coś jest nie tak – ale umysł znajduje tysiąc usprawiedliwień.
Kiedy reagujesz z lęku, z nawyku, z cienia – i udajesz, że to „intuicja” albo „ochrona”.
Kiedy zamykasz się na innych – ale wmawiasz sobie, że po prostu „potrzebujesz przestrzeni”.
Czasem to, czego najbardziej nie chcemy zobaczyć, to my sami. Nasze rany. Nasze mechanizmy. Nasze wybory, które nas niszczą, a które ubieramy w piękne słowa, żeby tylko nie musieć czuć tego, co naprawdę w nas woła.
Mówisz, że ktoś cię nie rozumie – ale sami nie słuchamy siebie.
Mówisz, że świat ci nie daje, ale trzymasz drzwi zamknięte na cztery spusty, nie dając mu dojść do swojego serca.

Ale świat nieustannie daje nam lustra.
Nie po to, by karać. Po to, by nas obudzić.
Bo dopóki uciekamy – życie goni.
Dopóki wypieramy – relacje pokazują nam to mocniej.
Dopóki kłamiemy – nie ma przestrzeni na prawdziwą miłość.

Ja też cierpiałam, kiedy to wszystko zaczęło wychodzić na powierzchnię.
Pękały iluzje, opadały maski, traciłam kontrolę.
Ale w tym chaosie pojawiło się coś nowego.
Prawda.
I z nią – wolność.
Nie ta na pokaz.
Nie ta, którą się opisuje cytatami.
Ale ta cicha, głęboka.
W ciele. W spojrzeniu. W decyzjach.
Bo zobaczyć to wszystko to trochę jak umrzeć w sobie.
Ale tylko po to by odrodzić się prawdziwa.

Bo transformacja nie zaczyna się tam, gdzie jest miło i jasno.
Zaczyna się tam, gdzie odważysz się zajrzeć w cień i powiedzieć:
„To też ja. I nie odrzucę siebie więcej.”

To nie są proste pytania:
– Gdzie się okłamuję?
– Gdzie odgrywam rolę, której nie chcę już grać?
– Gdzie ranię siebie, choć mówię, że mnie ranią inni?

Ale jeśli teraz coś w Tobie drga, łamie się, rozpada – nie uciekaj. Nawet jeżeli cię coś wkurza w związku z tym co czytasz.
Zostań.
W ciszy. W prawdzie. W obecności.
Bo może właśnie dziś Twoja dusza powiedziała:
„Wystarczy udawania. Chcę żyć prawdziwie.”
Nie musisz być gotowa na wszystko.
Nie musisz być gotowy na wielkie zmiany.
Wystarczy, że przestaniesz przed sobą uciekać.
Reszta wydarzy się… w swoim czasie.
W Tobie.
Z miłością.

Piszę to nie po to by cię naprawiać, ale by pokazać inną perspektywę zazwyczaj tą, którą pragniesz ukryć.
Prawda boli tylko przez chwilę. Ale wiesz co? daje wolność na całe życie.

Adres

Handlowa 17
Bielsko-Biała
43-382

Telefon

+48502549014

Strona Internetowa

Ostrzeżenia

Bądź na bieżąco i daj nam wysłać e-mail, gdy Our Life Podróż w Głąb Siebie umieści wiadomości i promocje. Twój adres e-mail nie zostanie wykorzystany do żadnego innego celu i możesz zrezygnować z subskrypcji w dowolnym momencie.

Udostępnij

Share on Facebook Share on Twitter Share on LinkedIn
Share on Pinterest Share on Reddit Share via Email
Share on WhatsApp Share on Instagram Share on Telegram