25/06/2025
Moi drodzy, chcę Wam dziś kogoś przedstawić.
Wyobraźcie sobie, cudowną, wrażliwą dziewczynkę. Inteligentną, niezwykle utalentowaną plastycznie, z poczuciem humoru.
Ta dziewczynka ma jednak problem, który z każdym miesiącem bardziej utrudnia jej życie.
Ma ogromne trudności z nauką czytania.
Kiedy ją poznaję, już na pierwszych zajęciach zauważam, że muszę uwzględnić jej szczególną wrażliwość. Żeby ją otworzyć i żeby była w stanie podejmować kolejne aktywności.
Uwzględniając jej potrzeby stosuję naprzemienność między ćwiczeniami czytania a relaksem. Relaksem jest oczywiście rysowanie. Dlaczego oczywiście? Bo ta umiejętność jest najmocniejszą stroną mojej małej klientki, odpręża ją i daje jej poczucie mocy.
Mijają kolejne tygodnie pracy, widzę systematyczne, choć delikatne postępy. Nadal pracujemy w ustalonym rytmie. Dziewczynka ma do mnie zaufanie, wie że może pracować w optymalnym dla siebie tempie.
Jest dobrze i spokojnie. Jest terapia z uśmiechem.
I nagle kubeł zimnej wody.
Słyszę zza drzwi miażdżące słowa. Słowa trudne dla mnie, lecz przede wszystkim niezwykle raniące dla dziecka.
"Nie za to płacę żebyś rysowała, tylko żebyś czytała!"
Już przez okno jestem świadkiem, jak dziecko słyszy dalszy ciąg tyrady. Słowa, które ranią, które niszczą to, co wypracowałyśmy. Kilka tygodni terapii wędruje do śmietnika.
Nie ma mojej zgody na takie słowa.
Nie ma mojej zgody na ranienie dzieci.
Z otwartością godzę się na rozmowę z rodzinami. Na przyjmowanie wątpliwości i pytań. Na przyjmowanie frustracji też, choć to trudne. Od tego jestem, żeby wyjaśniać w jaki sposób pracuję z dzieckiem. Bo jak inaczej rodzic miałby mi zaufać?
Lecz proszę, nie obciążajmy tym bagażem dzieci...
Rozmowa i otwartość.
Spokój i empatia.
Uwzględnienie emocjonalnych potrzeb dziecka.
Na to stawiam, do tego dążę.
Choć pewnie nie zawsze idealnie - jestem tylko człowiekiem - lecz wierzę, że tą drogą osiągniemy sukces terapeutyczny Waszych dzieci.