
25/07/2025
Pamiętam kobietę, która kiedyś usiadła przede mną i powiedziała cicho:
„Ja chyba już nie wiem, jak to jest jeść normalnie. Przecież ja całe życie jestem na diecie.”
Nie umiała zjeść śniadania bez kalkulatora kalorii.
Nie umiała iść na urodziny bez stresu.
Nie umiała spojrzeć w lustro bez analizy, co jeszcze „trzeba poprawić”.
Była zmęczona. Nie tylko ciałem, ale i głową.
Bo każda próba „bycia lepszą” kończyła się kolejną frustracją.
Bo całe życie jadła… pod czyjeś dyktando. Kontrolującej mamy. Dietetyczki z internetu. Aplikacji. Surowego głosu w swojej głowie.
I ja też kiedyś tam byłam.
W tej przestrzeni między wagą a wartością.
Między głodem a wyrzutami sumienia.
Dlatego nie uczę moich pacjentek kolejnych zakazów.
Nie daję gotowych jadłospisów na 1200 kcal.
Nie mówię, co „wolno”, a czego „nie wolno”.
Uczę je, jak znów usłyszeć siebie.
Jak zaufać swojemu ciału, zamiast ciągle z nim walczyć.
Jak się karmić, a nie tylko „jeść zgodnie z planem”.
Bo prawdziwa zmiana nie zaczyna się od talerza.
Zaczyna się od relacji. Z sobą. Z jedzeniem. Z własnymi emocjami.
I to właśnie najbardziej kocham w psychodietetyce – że nie chodzi o to, co jesz przez tydzień. Tylko dlaczego to jesz. Jak się z tym czujesz. I co Ci to mówi o Tobie.
Jeśli też czujesz, że jesteś zmęczona tą walką – to może już czas przestać się kontrolować. A zacząć siebie rozumieć ❤