01/11/2024
Ludzie radzą sobie z rozpoznaniem skończoności swojego życia tak samo jak z problemem nieuniknionego końca życia na Ziemi albo z możliwością zniszczenia naszej planety: uznają, że ten problem ich nie dotyczy dopóty, dopóki nie dojdzie do katastrofy. Pierwsze lata życia upływają nam w radosnym przekonaniu nieskończoności czasu. Otoczone właściwą opieką małe dziecko codziennie odkrywa świat, jego niezliczone doznania i przyjemności. Nie jest w stanie sobie wyobrazić, że życie można utracić na zawsze. Potem nagła śmierć kogoś z rodziny, wizyta z matką na cmentarzu, jakaś bajka albo program telewizyjny sprawiają, że w umyśle dziecka rodzi się myśl niespodziewana i obca – idea końca życia.
Stopniowo zaczynamy akceptować istnienie czegoś, co nazywamy śmiercią i co sprawia, że znani nam ludzie znikają na zawsze. Gdy zaczynamy zdawać sobie sprawę z istnienia zjawiska śmierci, w naszych umysłach zostaje zasiane ziarno przemijania. […]
Zdawanie sobie przez nas sprawy z istnienia śmierci ma dosyć szczególny charakter. Zamiast uświadamiać sobie własną śmiertelność, rozpoznajemy śmiertelność innych ludzi. Wiemy, że osoby, które kochamy, mogą umrzeć, boimy się więc osamotnienia. Na jakimś poziomie rozumiemy, że śmierć dotyczy wszystkich, bo w głębi serca jednak wierzymy, że dotknie ona jedynie innych. Młodzi sądzą, że śmierć przydarza się jedynie ludziom starym, a ich ominie. Idea nieśmiertelności po śmierci istnieje zarówno wyobraźni jednostkowej, jak i w zbiorowej. Samo pojęcie nieśmiertelności wyrasta z rozpoznania śmiertelności istot ludzkich. Bez jednego pojęcia nie byłoby drugiego.
Franco de Massi, Kres istnienia
Obraz: Edvard Munch, Zmarła matka