12/07/2023
Ujęła mnie metafora Homka. Muminki to kopalnia takich przenośni, podziwiam uważność T. Jansson na stany wewnętrzne i jej umiejętność oddawania przetrudnych spraw w uroczych, prostych słowach i obrazach. Ale i połączenie tego ze światem pourazowego umysłu bardzo porusza...
Udostępniam z ciepłymi myślami ku wszystkim, którzy zmuszeni byli uciekać przed niewyobrażalnym do wewnątrz. Którzy teraz muszą przedzierać się przez bagna smutku, lasy gniewu i doły rozpaczy do drugiego człowieka. Niech Was nie opuszcza nadzieja, niech będzie z Wami moc. Razem można przejść przez najwyższe pokrzywy i przepłynąć najzdradliwsze bagna. Nie jesteście sami💚
https://m.facebook.com/story.php?story_fbid=138047445978086&id=100093184928916
Trauma relacyjno-rozwojowa, a tendencja do wycofywania się.
Franco De Masi, w książce „Praca z trudnymi pacjentami”, pisze, że jedną z konsekwencji porażek we wczesnej opiece nad niemowlęciem, jest to, że dziecko wycofuje się z relacji z ludźmi i poszukuje schronienia we własnym odrębnym świecie. Taka dysocjacja od rzeczywistości może przybrać postać zanurzenia się w zmysłowej autostymulacji, albo tworzenia wyobrażeniowego świata, który jednostka uznaje za rzeczywisty. (tamże str 31)
Przed czym chroni takie wycofanie do wewnętrznego azylu?
Jung wskazywał, że funkcją wycofania do azylu może być chronienie rdzenia jaźni przed śmiercią psychiczną. Skojarzenie biegnie alegorycznie, że oto trochę jak w Arce Noego - jaźń przeczekuje potop - czyli zalew czegoś co przekracza możliwości wytrzymania na bazie dostępnych dla wieku czy sytuacji zasobów.
Szczególnie u analityków jungowskich spotkałam się z takim ich uznaniem/uchonorowaniem ochronnej funkcji takich obron.
Obrony te, uchwycone powyżej psychoanalitycznym językiem, można również próbować ująć mniej metaforycznie, a mianowicie w języku neuronaukowym.
Uderzenie traumy zazwyczaj zakłóca funkcje autonomiczne i regulacyjne. Skupiamy się tu wokół dwóch gałęzi AUN, które są kluczowe dla regulacji - gałąź współczulna przygotowuje do walki albo ucieczki, a przywspółczulna pomaga się regenerować i odpocząć. Płynna naprzemienność działania tych układów jest podstawą regulacji. Jednak gdy pobudzenie psychiczne jest nazbyt przeciążające, to autonomiczny "nakazuje" przejść w stan zamrożenia i uruchamiają się mechanizmy dysocjacyjne. Późniejsza utrwalona tendencja do wycofywania się, wynika z faktu, że tworzy się ona na wczesnym etapie rozwoju. Dodatkowo te kwestie rozjaśnia nam teoria poliwagalna Stephena Porgesa, która w ramach AUN uwypukla funkcje działanie nerwu błędnego i wyróżnia jego wiązkę grzbietową, która w sytuacji zagrożenia inicjuje zamieranie, oraz wiązkę brzuszną, ewolucyjnie młodszą, która dysponuje nas do poszukiwania stada w sytuacji zagrożenia. W pewnym uproszczeniu można powiedzieć, że układy reagowania na zagrożenie ewoluowały od dołu do góry i dysponujemy trzema możliwościami reakcji na stres: najstarszy - od gadzi, który w stresie umożliwia reakcje zamarcia, drugi obwód wspólny dla ssaków, który umożliwia walkę i ucieczkę, oraz również wspólny ssakom - trzeci obwód - związany z brzuszną wiązką vagusa, która kieruje nas w poszukiwaniu stada, a gdy je znajdziemy to potrafi nas demobilizować, czyli wyprowadzać z walki, ucieczki bądź zamarcia i dzieje się to na skutek naszej relacyjności. Teoria Porgesa rzuca światło na traumę, która ma miejsce w trakcie rozwoju. Ponieważ rozwój obwodów nerwowych zależy od naszego doświadczenia, to szklaki nerwowe, które są aktywne, pozostają/nadbudowują się podczas gdy nieaktywowane są okrawane. Możemy sobie wyobrazić, że gdy bezsilne dziecko wcześnie doświadcza znaczącego niedostrojenia, to najcześciej będzie uruchamiana wiązka grzbietowa odpowiedzialna za zamieranie, natomiast wiązka brzuszna odpowiedzialna za zwracanie się ku ludziom, za zdolność do bezpiecznego zaangażowania się będzie uruchamiana rzadziej. Dlatego osoby po wczesnej traumie automatycznie w sytuacji zagrożenia zamierają, izolują się, zapadają się. Stąd skłonność do wycofywania się.
O dysocjacji mówi się również, że jest ona ucieczką, gdy fizyczna ucieczka nie jest możliwa. Dzieci straumatyzowane, dysocjują, czyli uciekają do wewnętrznych kryjówek.
Czasem taką kryjówką staje się świat baśni i wtedy prócz schronienia, baśń niesie pewną funkcje terapeutyczną - daje szanse na aktywowanie przestrzeni przejściowej (Winnicott), czyli tego miejsca gdzie dziecko wznawia zabawę i odnajdując się w różnych postaciach, przeżywa uczucia, które są mu znane z wnętrza. W toczących się baśniowych pojedynkach pomiędzy siłami dobra i zła - dzieci mogą znaleźć odzwierciedlenie swoich afektów. Baśnie poprzez stworzoną w nich narracje, poprzez słowa i obrazy, mogą zapośredniczyć w ich doświadczaniu. Dzieci zazwyczaj nie są świadome paraleli pomiędzy losem bohaterów a ich własnym, a jednak na głębszych poziomach może mieć miejsce znaczące przekształcenie .
W „Listopadzie w dolinie muminków” poznajemy postać Homka Tafta - ciekawe, bo mamy tu postać z bajki, która sama czyta bajkę, dzięki której przechodzi ważny proces. Homek jest dzieckiem, którego nikt nie zna. Mieszka na łodzi - też ciekawe, bo życie ze skutkami traumy można porównać do stania na rozkołysanej łodzi. Homek koi się fantazjami o szczęśliwej rodzinie, usypia sam siebie wyobrażaniem Mamy Muminka. Wiemy jednak, że psychika do rozwoju potrzebuje relacji i że fantazje to zbyt uboga dieta, dlatego Homek coraz bardziej „znika”. W jego fantazjowanie wkracza ciemność, która pochłania go jak czarna dziura - nie pomieszany w umyśle innego człowieka zaczyna doświadczać znikania w bezkształtnej nieskończoności. Zaczyna się bać i intuicyjnie czuje, że musi pójść do realnego domu Muminków i dać się poznać realnej Mamie Muminka. Nie jest łatwo wyjść ze świata fantazji do świata realnego, tym bardziej, że osoba straumatyzowana, gdy tylko dopuści nadzieje i potrzebowanie, to początkowo jest nadreaktywna w stosunku do wszelkich niedostrojeń i opuszczeń. Świat realny - wiadomo - boli i nie podlega omnipotentnej kontroli jak świat fantazji. W wyobraźni Homka droga do domu Muminków była łatwa do przebycia, zaś ta realna obfituje w zwalone drzewa i bagna, a najgorsze, że gdy Homek dociera na miejsce, to okazuje się, że Mama Muminka akurat wyjechała. Zawiedziony i zły Homek zaszywa się na strychu i czyta książkę o morskim stworzeniu, którego rodzina nie dbała o niego, dlatego odszedł, ale teraz kurczy się coraz bardziej i grozi mu zniknięcie. Homek czyta: „Struktura stworzenia dostosowała się stopniowo do nowych okoliczności, a konieczność zapanowania nad nimi, stworzyła pomału warunki, w których przeżycie stało się możliwe". Homek jest bardzo przejęty i nie chce by stworzonka zniknęło. Postanawia karmić go gniewem. Idzie do lasu gniewu i przeżywa tam dużo pobudzenia, karmi się burzą i chce ukarać Mamę Muminka grzmotam. Krąży długo w Lesie Gniewu skąpany w czarnych myślach, ale po jakimś czasie uspokaja ssię bo odkrywa, że Mama Muminka też przychodzi do tego lasu gdy zagniewana. Przejął się, że ona też cierpi. Na skutek tego procesu wróciła do niego potrzeba Mamy Muminka. Można tu widzieć, że Homek doświadczył, że można czuć miłość i nienawiść do tej samej osoby, rozwinął się w stronę możliwej ambiwalencji. To ważne bo dzieci, które nie są pomieszczane w umyśle rodzica, samotne pozostają w obszarze wewnętrznej sprzeczności, niepojmowalnej dla nich, gdzie dobro i zło są nie do pogodzenia. Na koniec opowieści Homek jest tą osobą, która czeka na powrót rodziny Muminków z Latarnii.
Z mojego doświadczenia wynika, że w terapii osób po traumie relacyjno-rozwojowej, pomiędzy utrwalonym stanem zamarcia, w którym osoby te najczęściej pojawiają się w gabinecie, a stanem bezpiecznego zaangażowania, do którego dążymy, pokaże się właśnie ta uwięziona, gwałtowana energia - to będzie ten „las gniewu”. Takie osoby boją się „lasu gniewu”, bo stan zaskorupienia był dla nich bardziej swojski, a poziom energii do walki, kojarzą z zagrożeniem, bo nie był on skuteczną strategią w dzieciństwie. „Niewidzialne dzieci” w drodze do zdrowienia ujawniają głęboko w nich skrytą, inną część, niż ta spolegliwa. W terapii chodzi o to, by ten gniewny afekt mógł owinąć się wokół terapeuty, pojawić w przeniesieniu, rozbić się o niedostrojenia terapeuty. Gdyby przeniesienie było wyłącznie idealizowane i bezkonfliktowe, jak również gdyby terapeuta nie był osobą, która autentycznie czuje cały wachlarz emocji (co nie znaczy, że działa z ich poziomu), to osoba w terapii nie mogłaby nauczyć się doświadczać rzeczywistości w miejsce wcześniejszych iluzji. Myślę, że przeniesienie i przeciwprzeniesienie, które są autentycznym zmaganiem emocjonalnym, które czasem polega też na odwiedzaniu "lasu gniewu" jest czynnikiem leczącym, bo jak wskazuje Alan Schore - terapia traumy potrzebuje być skoncentrowana na prawo półkulowym afekcie.
Tekst: Joanna Chmarzyńska - Golińska
Rysunek: Tove Jonsonn - Homek.