01/07/2025
„Któż by nie chciał się zakochać? To wspaniała przygoda. Ale wystarczy, że minie kilka lat, a zaczyna się dziać coś dziwnego. Osoba, którą poślubiliśmy w przypływie romantycznych uczuć, nagle wydaje się inna. Jesteśmy rozczarowani. Co się dzieje? Mogę opowiedzieć, jak to było w moim przypadku. Zakochałem się we własnej fantazji i dopiero po pewnym czasie zorientowałem się, że mam do czynienia z kobietą z krwi i kości. W ten sposób poznałem moją żonę. Ach, co to był za kryzys! Przeżyłem głębokie rozczarowanie, bo żona w niczym nie przypominała mojej idealnej wizji. Uważałem, że powinna być dokładnie taka, jaką
ją sobie wymyśliłem. Niestety, nie znalazł się nikt, kto by spytał:
„Jon, kto ci powiedział, że jesteś Bogiem?”.
Cierpiałem, zupełnie niepotrzebnie. I moja żona także cierpiała. W końcu uznałem, że skoro nie mogę kochać jej takiej, jaka jest, powinienem pozwolić jej odejść, żeby mogła spotkać kogoś, kto pokocha ją naprawdę. Przecież nie mogłem jej zmusić, żeby grała rolę wyśnionego przeze mnie ideału. Po zastanowieniu przyznałem, że sam też nie byłbym w stanie sprostać własnym wymaganiom. Wtedy podjąłem decyzję o rozwodzie. Przeprowadziłem go przed moim własnym, wewnętrznym trybunałem. Rozwiodłem się z moimi wyobrażeniami na temat żony, która idealnie pasowałaby do moich oczekiwań. Nie był to łatwy rozwód: rozprawy ciągnęły się latami, ale wreszcie byłem wolny i mogłem poślubić... moją żonę. Dopiero kiedy wyrzekłem się miłości, którą przez lata darzyłem własne złudzenia, zacząłem dostrzegać, kim jest kobieta żyjąca obok mnie. Dotąd widziałem w zasadzie tylko jej „wady”, bo nie była taka, jak chciałem. Teraz mogłem przyznać, że to bardzo dobrze. Była sobą, a ja zaczynałem dostrzegać jej piękno.”
Jon Frederickson
Grafika: Pinterest
MM