
23/07/2025
Często dostaję wiadomości od rodziców, którzy piszą, że dopiero po diagnozie własnego dziecka zaczęli podejrzewać autyzm również u siebie. To nie jest rzadkie zjawisko, okazuje się, że naprawdę wielu dorosłych całe życie myślało, że ich trudności czy „inność” to po prostu ich charakter albo dziwactwa, a dopiero patrząc na swoje dziecko „jak w lustrze”, zaczynają łączyć kropki.
Najczęściej wygląda to tak: rodzic zaczyna czytać o autyzmie, rozmawiać z lekarzami i specjalistami, dostrzega znajome schematy, reakcje na bodźce, trudności w relacjach społecznych czy silne przywiązanie do rutyny.
Przypomina sobie własne dzieciństwo i myśli: „To dokładnie to samo, przez co ja przechodziłam/em”. Często słyszę, jak rodzice opisują konkretne sytuacje, na przykład zawsze czuli się „inni” w grupie, mieli problem ze zmianami planów czy nie znosili hałasu, ale nikt nigdy nie postawił u nich diagnozy. Dopiero gdy widzą, jak ich dziecko reaguje na świat, zaczynają rozumieć, że nie byli „za wrażliwi” albo „dziwni”, tylko mogą być w spektrum.
W wielu rodzinach to wygląda tak: dziecko dostaje diagnozę, rodzic zostaje wręcz „olśniony” tym odkryciem i dopiero wtedy idzie na własną konsultację. Dorośli piszą, że dopiero wtedy zaczęli rozumieć swoje zmęczenie w szkole, niechęć do głośnych miejsc, trudności w nawiązywaniu kontaktów czy skrajne przywiązanie do pewnych rytuałów, a także tę ulgę, którą przynosi nazwanie tego po latach.
Ta historia powtarza się tak często, że inni mówią wręcz o „zjawisku lawiny późnych diagnoz u rodziców”, szczególnie gdy pojawia się coraz więcej wiedzy i świadomości na temat autyzmu u dorosłych.
Warto o tym mówić, bo wiele osób dopiero podczas walki o wsparcie dla dziecka, uświadamia sobie własne potrzeby i własną historię i to przynosi ogromną ulgę oraz poczucie zrozumienia.
Rodzicu, czy tak wyglądała twoja droga?