11/07/2020
MIESZKAM w TOBIE
Spotykam czasami resztki samej siebie sprzed lat. Zapominam, jak trudno było je z siebie zdjąć i puścić wolno.
Wchodzę do sklepu. Lada z mięsem i serami. Chcę kupić ser.
- Czy ten ser z napisem "lekki" jest lekki?
Taka chciałam być dowcipna. Rozbroicielka min. Mogłam się powstrzymać. Teraz wiem, że mogłam. Kobieta za ladą zabija mnie wzrokiem.
- Podam pani.
Bierze trzykilogramowy kawał sera i prawie nim we mnie rzuca.
- Niech sobie pani sprawdzi, czy lekki. Śmiało. I niech mi pani powie.
Patrzy mi prosto w oczy. Nie. Ten ser nie może być lekki, bo jej ciało i serce nie znają takiego stanu. Nie są ciężkie od kilogramów, lecz od nienawiści. Do życia i do siebie.
Akurat ten stan rozpoznaję bezbłędnie.
-Ma pani rację. Ten ser jest ciężki. Dziękuję.
Jak to jest nienawidzić siebie?
Nie kochać?
Być przeciwko sobie?
Jak to jest?
Wymagać od siebie więcej i mocniej.
Nie nagradzać siebie.
Ciężko znosić, gdy innym jest lekko i dobrze.
Nie dawać sobie nadziei.
Ciagle uważać, że coś jest ze mną nie tak.
Do naprawy.
To stan, w którym każdy śmiech, lekkość lub żart są odbierane jako atak.
Tak się dzieje, gdy nienawidzisz siebie.
Zarażasz zgniłą miną, żalem i rozgoryczeniem.
Kilka lat temu straciłam kogoś. A może lepiej powiedzieć, że pożegnałam. Było to bardzo poruszające przeżycie.
Odeszła ode mnie ważna osoba w moim życiu. Trudno mi z nią było, bo nienawidziła mnie z całego serca. Nie pozwalała mi się śmiać i cieszyć. Nauczyła mnie, jak się martwić i garbić. Nauczyła mnie gry w życiowego pokera.
Mimiki, która jest zamrożona i nieobecna.
Trudna jednostka, prawda?
A jednak wiele jej zawdzięczam.
Przez wiele lat chroniła mnie. Uczyła ciężkiej harówy pozbawionej czucia. I nauczyła mnie, że zawsze dam radę. Nawet po trupach.
To byłam ja.
Ja byłam panią w sklepie z nienawiścią w oczach.
I staruszką syczącą w kościele " Wychowaj te bachory lepiej".
I nauczycielką stawiającą jedynkę najsłabszemu uczniowi bez cienia empatii.
Tak. Wszędzie tam byłam ja.
I pewnego dnia zobaczyłam siebie. Bez filtra ochronnego. Jak to się stało?
Otrzymałam wyjątkowy masaż. Usiadłam, gdy się skończył i zobaczyłam Ją. Czyli siebie. Szara gęsta postać wypełniona brakiem oddalała się od stołu, gdy ja siedząc tam, wyolejowana od stop do głów, płakałam nad sobą i swoją niemocą.
To było jak zdjęcie zbroi, a zbroję może zdjąć tylko ten, kto uznaje swoją słabość i przestaje walczyć.
Dopóki walczysz ze sobą, walczysz z każdą napotkaną osobą. Słowem, spojrzeniem, syknięciem.
Kiedy oduczasz się walki, wymieniasz ją na obejmowanie siebie, rozumienie i życzliwość.
Nie tylko wobec siebie, ale wobec spotykanych w życiu ludzi.
Nie walczę.
Nie naprawiam.
Daję ludziom prawo do ich walki i do noszenia zbroi.
Odchodzę z miejsc, gdzie trzeba się zabijać, żeby żyć.
I przytulam te kawałki mojej zbroi, które gdzieś jeszcze krążą po świecie.
Patrzę im w oczy i mówię:
-Poproszę 3 kilo tego sera. Jest dzisiaj wyjątkowo lekki.
A Ty?
Maja Wąsała, lipiec 2020