20/03/2024
Rozmowa o "grzecznych dzieciach " ...
Justyna Dąbrowska: Co to znaczy „grzeczne dziecko”?
Agnieszka Stein: Nie bardzo wiadomo. Wiele rzeczy. Kiedyś tego przymiotnika używało się do opisu dobrze wychowanych dorosłych, takich którzy zachowują formy. A potem nagle zaczęto wymagać grzeczności od noworodków i niemowląt. „Grzeczne dziecko” daje „pożyć” rodzicom, jest niekłopotliwe, dostosowuje się, wykonuje polecenia, nie przeżywa mocnych emocji, nie odreagowuje, jest powściągliwe.
JD: Czyli zachowuje się jak dorosły?
AS: Zachowuje się jakby było starsze niż jest naprawdę. Potrafi ukrywać swoje emocje i swoje zdanie.
JD: Czyli „grzeczne” dzieci to te, które przystosowały się do oczekiwań dorosłych?
AS: Niestety. Bo jeśli wymagamy od dziecka, żeby pewnych uczuć nie przeżywało, to za tym stoi komunikat: „tak naprawdę, to co przeżywasz nie jest dla mnie ważne”. Ja wiem, że za tym stoją dobre intencje, czyli nadzieja, że jeśli rodzicom uda się dostosować zachowania dziecka do społecznych wymogów, to temu dziecku będzie w życiu łatwiej.
JD: Rodzice myślą, że jak dziecko się nie będzie złościć, to będzie bardziej lubiane, łatwiej będzie osiągać swoje cele itd.
AS: Trochę się z tym zgadzam, tylko nie tędy droga. Możemy ze swoimi uczuciami zrobić dwie rzeczy – albo je stłumić, ukryć przed innymi (albo nawet przed samym sobą) albo nauczyć się rozumieć, co się ze mną dzieje, czego potrzebuję. Jeśli lepiej rozumiem moje uczucia i lepiej sobie z nimi radzę (psychologowie mówią, że je „reguluję”) to z zewnątrz też wyglądam jak „grzeczna” tylko to się bierze z innego źródła. I to jest pytanie – czy dla nas jest ważny efekt, czy ważna jest droga? W psychologii mówi się o wysokiej i niskiej drodze regulacji emocji. Droga, która wykorzystuje korę mózgową czyli procesy myślenia to jest droga wysoka a droga niska opiera się ma mechanizmach podkorowych, pierwotnych, to jest takie czyste reagowanie. Jeśli karzemy dziecko za przeżywanie emocji, jeśli ono czuje, że mogłoby stracić naszą akceptację, to rzeczywiście przestaje czuć złość, ale nie dlatego, że sobie z nią poradziło, tylko dlatego, że lęk przed utratą miłości stał się ważniejszy, silniejszy. I tłumi złość, żeby nie stracić poczucia bezpieczeństwa. Zauważyłam, że jest też coraz mniej zgody na to, że dzieci wyrażają złość w sposób fizyczny. Ludzie kiedyś rozumieli, że dziecko czasami wyraża różne rzeczy za pomocą ciała. Bo nie umie jeszcze znaleźć na to słów.
JD: Zapominamy, że dojrzałość polega między innymi na tym, żeby to co chcemy wyrazić działaniem zamieniać na słowa. Ale przecież tego się trzeba uczyć wiele lat…
AS: Czasami dziecko jest po prostu za małe, nie może nazwać uczuć, bo np. ma dwa lata. Nic dziwnego więc, że kogoś uderzy. Nie ma innego sposobu. Jeżeli nie damy zgody na to, by dzieci wyrażały złość w sposób fizyczny, to one nie nauczą się tego, jak sobie z tą złością radzić. Zaczną ją wyrażać w coraz bardziej wyrafinowany, zakamuflowany sposób - zamiast się bić, robią sobie na złość, zamieniają to na złośliwość a jak są starsze to zaczynają intrygować. Pozwólmy dzieciom być dziećmi, by dać szansę dorosłemu na dorosłość. W naturalnym toku rozwoju a nie na zasadzie tłumienia.
fragment rozmowy
fot Annie Spratt