
05/09/2025
Przemysław Wilczyński: Spotkałem się z opinią, że największe bolączki szeroko pojętego systemu pomocy wykraczają poza działanie jakichkolwiek ustaw.
Zofia Milska-Wrzosińska: Jakie to bolączki?
PW: Głównie ta, że dziś psychoterapia, ale też wizyta u psychiatry, to usługi na kieszeń wybrańców. Dostać się do tych specjalistów na NFZ to cud, a ceny na rynku prywatnym są horrendalne, w przypadku psychiatrów oscylujące nawet wokół 300-400 zł za dwudziestominutowe spotkanie.
ZMW: Do tego wciąż nie znamy decyzji po pilotażu Centrów Zdrowia Psychicznego, bardzo obiecującego projektu. A czas oczekiwania na psychoterapię przez NFZ to czasami rok, czasami półtora roku. To wszystko prawda.
PW: Półtora roku czekania w przypadku choćby depresji, to ponury żart.
ZMW: Przyczyną takiego stanu rzeczy jest m.in. brak wystarczającej liczby psychoterapeutów w ośrodkach mających podpisane kontrakty z NFZ. A nie ma ich tu w wystarczającej liczbie nie tylko z powodów finansowych.
PW: A z jakich?
ZMW: Trudno jest funkcjonować w nieustannej niepewności co dalej, czy będzie kolejny kontrakt, czy z końcem roku nie będzie się zmuszonym opuścić swoich pacjentów. Do tego przełożeni często niewiele wiedzą o psychoterapii, bywa, że traktują ją jako najmniej ważne ogniwo. Brakuje częstokroć gabinetu do prowadzenia psychoterapii, a do przypadkowego pomieszczenia w każdym momencie intymnej rozmowy ktoś może wejść i powiedzieć: „Przepraszam, ale ja tu w fartuchu klucze zostawiłam”.
PW: Więc fachowcy uciekają do sektora prywatnego, bo tam jest chleb?
ZMW: Owszem, terapeuta zarobi więcej w prywatnym sektorze, ale wielu tęskni do pracy w instytucji publicznej i chętnie godziliby jedno z drugim, gdyby tylko stworzono im odpowiednie warunki. Sama pracowałam w szpitalu psychiatrycznym, i głębokość napotkanego tam cierpienia sprawiał, że miałam poczucie wielkiego sensu tej pracy.
fragment rozmowy dla Tygodnika Powszechnego
fot Wassim