01/10/2024
Ponad 7 miesięcy temu nie dałam już rady. Od 3 lat wiedziałam, że muszę odpocząć, ale nie słuchałam. Na początku tego roku pękło. Wzięłam wolne, bo myśli, lęki, które we mnie były zaczęły krzyczeć, nie miały zahamowań. Bóg przynosił pokój, nie umiałam się modlić, więc trwałam. Prawie nie pamiętam pierwszych dwóch miesięcy - każdy dzień był taki sam - nie mogłam wstać z łóżka, czasem musieli mnie z niego wyciągać i pomagać się ubrać. Później wychodziłam na podwórko i zasypiałam na fotelu. Zabierali mnie na spacery w miejsca, które kocham. Ale myśli nie cichły. Nie jadłam, naprawdę nie jadłam. Czasem udało się przełknąć rozciapciane j**o na miękko. Szukałam pomocy i jestem wdzięczna za każdy gest, który w tym czasie otrzymałam. Za modlitwy, trwanie, karmienie i ubieranie. A bywałam nieznośna, myśli nie pozwalały być tu i teraz.
Ale On mnie wyciągnął. Krok po kroku odkrywał przede mną moją wrażliwość, lęki, tęsknoty. Podsyłał ludzi, podesłał maleńką istotkę, którą się zaopiekowałam. Wtedy zaczęłam wstawać. Zaczęłam czuć zapachy wiosny i wczesnego lata - bzy, akacje i słońce. Później uzdrawiał w relacjach - rodzinnych, przyjacielskich i nowych.
Kilka dni temu jechałam autem po wizycie u wspaniałej osoby. Rozmawiałyśmy o relacjach. I o tym, że nie chcemy godzić się na bylejakość. Wypowiedziała coś, co myślę, że Bóg chciał mi przekazać na różne sposoby. Usłyszałam. I później powiedział bezpośrednio do serca - "Hania, ja naprawdę mam dla Ciebie to, co najpiękniejsze. Będziesz zachwycona. Kocham Cię i jesteś moim najwspanialszym dziełem. Nie musisz żebrać o namiastkę, nie musisz nikomu udowadniać, że jesteś fajna. Jesteś moim najwspanialszym dziełem i pozwól, że teraz Ja się zatroszczę." Później zalała mnie fala Miłości i Radości. Śmiech wypływał z każdej cząstki mnie. Płakałam i śmiałam się, wreszcie czując prawdziwą wolność.
Dziś bardziej świadomie chcę stawiać Go na pierwszym miejscu, bo przecież "Panie, do kogo pójdziemy?”