29/07/2025
„Panie,
pogłęb moje życie, a nie moje kieszenie.
Pogłęb moje zdumienie, a nie mój żołądek.
Daj mi więcej ciszy niż hałasu,
więcej pytań niż odpowiedzi,
więcej Ciebie niż mnie.”
To modlitwa suficka.
Cicha, piękna i całkowicie sprzeczna z tym, czego dzisiaj oczekuje się od życia. Szczególnie w naszej kulturze.
Bo w świecie, w którym dorastają współczesne dzieci – i żyją współcześni dorośli – wpojono nam przekonanie, że życie ma być nieustannie przyjemne. Mamy być szczęśliwi. Stale stymulowani. Spełnieni. Kiedy nie jesteśmy – czujemy, że coś jest z nami nie tak.
Ten brak szczęścia nazywamy smutkiem. Ten smutek nazywamy depresją. A depresję chcemy natychmiast leczyć – czasem lekami, czasem zmianą, ale zawsze jakby była pomyłką.
A przecież szczęśliwym się nie jest – szczęśliwym się bywa.
To nie jest stan domyślny. To efekt. Chwila.
Rezultat kontaktu, działania, ciszy, czasem – trudu.
Jeśli dzieci tego nie nauczymy – będą całe życie szukać czegoś, co nie istnieje: stałego stanu szczęścia. I będą przekonane, że nuda to zagrożenie, że melancholia to błąd, że cisza to pustka.
A przecież życie to też zgoda na to, że nie zawsze jest dobrze.
Że nie zawsze coś się dzieje.
I że to jest w porządku.
Ale jak mają to przyjąć, jeśli sami dorośli nie są na to gotowi?
Ostatnio dwóch rodziców zabroniło mi użyć słowa „samobójstwo” przy ich nastolatku, bo bali się, że dziecko nie jest gotowe na takie słowo.
Nie dlatego, że to słowo byłoby krzywdzące.
Ale dlatego, że oni sami nie unieśli jego znaczenia. Ich potrzeba ochrony nie była ochroną dziecka – tylko ich samych.
Inna mama nie zgodziła się, żebym powiedziała dziecku, że hodowany przez nie ślimak nie żyje.
Martwy ślimak leżał przez kilka dni w słoiku – „bo dziecko nie jest gotowe usłyszeć prawdy”.
I dziecko rzeczywiście nie wiedziało, że coś się wydarzyło.
Ale nie dlatego, że było bezpieczne.
Tylko dlatego, że zostało pozostawione bez dostępu do rzeczywistości.
Dzieci nie potrzebują dorosłych, którzy wygładzają życie.
Potrzebują dorosłych, którzy umieją znieść ciszę, smutek, prawdę.
Dorosłych, którzy potrafią przyjąć to, co się wydarza – nawet jeśli nie mieści się to w obrazku z książki parentingowej.
Bo jeśli my nie nauczymy ich żyć w całym spektrum emocji, nauczą się jedynie wypierać.
A potem będą się leczyć z nudy.
I smutku.
I człowieczeństwa.