23/07/2025
"Para bierze ślub. Kobieta chce zachować osobne konto, a mężczyzna uważa, że powinni mieć wspólne. Kto ma rację?
Nie ma jednej racji w takich sprawach. Dość neutralnym wyjściem wydaje się, by para miała dwa konta osobne, a dodatkowo jedno wspólne. Trzeba wziąć pod uwagę, że jeśli jedna strona odmawia w ogóle wspólnego konta, dla drugiej będzie to emocjonalnie coś znaczyło - na przykład, że partner uważa ją za nieodpowiedzialną, niegodną zaufania.
Ale jeśli nie chodzi o brak zaufania, ale o to, że np. kobieta woli oszczędzać, a mężczyzna kupować "zabawki", np. laptop za siedem tysięcy?
No i? Nie da się o tym rozmawiać? To przemyślmy naszą relację, póki jeszcze można ją kształtować. Jeśli nie udaje się umówić na coś prostego - choćby do jakiej kwoty mogą podejmować pieniądze z tego wspólnego konta bez informowania drugiej strony - to rokowanie nie jest za dobre.
A jeśli on uważa, że buty za 300 zł to rozrzutność? Może lepiej, żeby ona, zamiast walczyć, kupiła je bez jego wiedzy?
I była jak mała dziewczynka, która boi się przyznać, że kupiła lalkę Barbie za pieniądze wyciągnięte z portfela tatusia? Jest dorosłą kobietą, powinna umieć przekonać partnera, dlaczego buty za takie pieniądze są jej absolutnie niezbędne. Ukrywanie wydatków często oznacza, że w parze dzieje się coś trudnego.
A jeśli kobieta robi sobie botoks, ale wolałaby, żeby jej mężczyzna myślał, że jest naturalnie piękna?
No dobrze, w takiej sytuacji rzeczywiście może chcieć to ukryć. Tak jak mężczyzna, który łysieje i próbuje coś z tym zrobić, nie chciałby, żeby na wyciągu z karty żona zobaczyła informację: "Przeszczep włosów: sześć tysięcy". Dlatego lepiej jest mieć również oddzielne konta, oprócz wspólnego. Ale tu nie chodzi o to, że boimy się przyznać do wydatków. tylko o wyobrażenie, że gdyby druga strona wiedziała o pewnym "wspomaganiu" naszego wyglądu, to stracilibyśmy w jej oczach na atrakcyjności. Jeśli problem rzeczywiście dotyczy samych pieniędzy, to para na ogół załatwi go szybko i bez niczyjej pomocy.
W jaki sposób?
Racjonalnie. Przeanalizują go i wybiorą najkorzystniejsze dla nich rozwiązanie. Na przykład zastanawiają się: "Jedziemy na wakacje do Grecji? Czy pojedziemy do siostry na Mazury, a za te pieniądze kupimy nowe meble do sypialni? albo: Czy remont łazienki czy przestawiamy się na ekologiczne jedzenie z targu?". Może któreś z nich powie: "Jakbym wziął tę fuchę, to byłoby nas stać na Grecję, meble i zdrowsze jedzenie. No, ale wtedy przez pięć weekendów muszę pracować, a ty całkowicie przejmiesz dzieci. Co ty na to?". Jak nie ma pod spodem ukrytych emocji, to takie kwestie można szybko i racjonalnie rozstrzygnąć.
A jeśli się nie udaje?
To znaczy, ze chodzi o coś innego, warto się zastanowić, o co tak naprawdę. Zwykle nie o pieniądze, ale o inne emocje, które są poprzez kwestie finansowe rozgrywane. Na przykład o poczucie bezpieczeństwa, własnej wartości, zawiść, rywalizację. Niektórzy przeżywają pieniądze jako oznakę miłości, akceptacji. Jeśli dużo zarabiam, to wiem, że mnie w pracy cenią. Jeśli dostaję pieniądze od rodziców, to znak, że mnie kochają. A gdy partner dużo na mnie wydaje, to czuję, że jestem dla niego atrakcyjną kobietą.
A jeśli kobieta i mężczyzna dotąd świetnie się dogadywali, a zaczynają się codziennie kłócić o pieniądze?
To właśnie znak, że pojawił się problem na innym tle i te pieniądze coś wyrażają. Łatwiej powiedzieć "Te twoje wyjazdy na kite-surfing bardzo dużo kosztują" niż "Smutno mi, że tak często zostawiasz mnie samą"." (Zofia Milska-Wrzosińska - psychoterapeutka par)
Źródło: Fragment rozmowy dla czasopisma Elle