27/03/2023
Dostrzegam taką prawidłowość, że rodzicom trudno dostrzec kryzys dziecka czy nastolatka, gdyż to konfrontuje dorosłych z ich własnymi problemami, choćby kwestią własnej agresji. Dziecko, a potem nastolatek na pewnych etapach życia musi uruchomić swoją część agresywną po to, by móc się odseparować. To konstruktywna forma wykorzystania własnej agresywności, konieczna do dalszego rozwoju. Wielu rodziców takie zachowania i reakcje dziecka odbiera jako działania skierowane przeciwko sobie, a to jest niezbędny etap zdrowego rozwoju. Takie sytuacje wymagają czasem interwencji terapeutycznej na poziomie systemu rodzinnego lub wsparcia rodzica w taki sposób, by sam mógł stanowić oparcie dla swojego dziecka i towarzyszyć mu w podejmowaniu kolejnych kroków rozwojowych.
Powiedziałabym więc, że w kryzysie psychicznym dziecka czy nastolatka, rozmowy i wsparcia oraz objęcia opieką potrzebuje nie tylko on sam, ale często także rodzice lub cała rodzina. Jeśli pomoc ma być skuteczna, to w idealnej sytuacji mamy do czynienia z zapewnieniem wsparcia wielu osobom. To z jednej strony stanowi wyzwanie dla systemu opieki zdrowotnej, by móc taki rodzaj usług zapewnić, a dla systemu rodzinnego – by móc się z sytuacją kryzysu skonfrontować.
[…]
To, co pomaga niezależnie od wieku, to uważność i towarzyszenie, poczucie, że rodzic wysłucha, będzie obok. Nie chodzi więc o tłumaczenie, argumentowanie, oburzanie się czy wypytywanie, a już z pewnością nie o bagatelizowanie. A to często dzieci zatrzymuje właśnie przed otwartością wobec rodziców czy dorosłych w ogóle. To, że będą oceniać, oburzać się, komentować, złościć czy krytykować albo ignorować. Czasem też dzieci obawiają się, że skrzywdzą rodzica, sprawią mu ból, zawiodą. Chodzi więc o bezpieczną przestrzeń, w której rodzic wysłucha i spróbuje zrozumieć, będzie widział i czujnie patrzył, ale nie naciskał.
Jesper Juul mówi: „Dzieci mogą nauczyć nas tego, co powinniśmy wiedzieć. Dają nam informację zwrotną, która umożliwia nam odzyskanie utraconych umiejętności i pomaga pozbyć się nieskutecznych, nieczułych i destrukcyjnych wzorców zachowania”. To oczywiście wymaga dużo cierpliwości i refleksji od dorosłego. Kluczowa jest tu umiejętność mentalizowania, zdolność do refleksyjności, o której profesor Anthony Bateman mówi jako o „widzeniu siebie z zewnątrz oraz patrzeniu na innych od środka”.
Proszę podać przykład.
Gdy rodzic „dobrze mentalizuje” swoje dziecko, które nagle wychodzi z pokoju, trzaskając drzwiami, to jakkolwiek nietrudno wówczas o załamanie się zdolności do mentalizowania i przejścia do czarno-biało wizji, refleksyjny rodzic zamiast pomyśleć wówczas, że syn chciał zrobić mu na złość lub okazać brak szacunku, pomyśli, że jeszcze godzinę temu przyjemnie dyskutowali, a przed chwilą syn rozmawiał przez telefon, więc może coś tak na niego wpłynęło, że nagłe wyjście i trzaśnięcie drzwiami było reakcją na coś, co usłyszał od swojego rozmówcy. A może był napięty od dawna, bo czeka na wynik egzaminu? Ludzie, którzy dobrze mentalizują, mają świadomość, że jakkolwiek trafnie by odczytywali sygnały płynące od innych, nigdy nie będą wiedzieć na pewno, co siedzi w głowie drugiej osoby. Natomiast ci, którzy mentalizują słabo, mają czarno-białą wizję świata. Są przekonani, że ich punkt widzenia jest jedynym prawdziwym. To rodzaj umysłu, który stawia mało pytań. Nie kwestionuje ani siebie, ani rzeczywistości, przypisując innym motywy, które nie są ich, nawet tego nie sprawdzając.
Joanna Grabowska-Kruk w rozmowie z Teresą Olszak, link do artykułu w komentarzu
Fot: Daniil Onischenko/unsplash