27/08/2025
Joanna Podgórska: – W książce „Miłość nie istnieje” opisuje pan czynniki, które wpłynęły na to, że miłość romantyczna przestała działać jako mechanizm łączenia się ludzi w pary. Tinder ją dobił?
Tomasz Szlendak: – Dobił miłość romantyczną, taką, jak jest ona rozumiana przez nauki społeczne zakładające, że rozwija się w kilku etapach. Najpierw etap rozpoznania randkowego, zauroczenia, potem intymności, a na końcu zaangażowania. W epoce Tindera do tych ostatnich etapów w większości wypadków nie dochodzi, a często nie dochodzi nawet do tych pierwszych. Dzięki aplikacjom randkowym, platformom, na których informujemy o sobie, całej tej maszynerii cyfrowej, ludzie są sobą znudzeni, zanim w ogóle cokolwiek się między nimi rozpocznie. Jak się pozbiera informacje o człowieku ze wszystkich Facebooków, portali społecznościowych, na których się udzielamy, zdjęć, które wrzucamy, to już przed pierwszą randką wiemy o sobie za dużo. A miłość zwykle zaczynała się od czegoś w rodzaju tajemnicy.
JP: Aplikacje zabiły spontaniczność?
TSz: Inaczej bym to ujął. Uczyniły proces doboru w pary w pełni racjonalnym i niewykonalnym. Miłość romantyczna także była maszynerią racjonalną – ekwiwalentem swatki czy rodziny, która wcześniej dobierała partnerów do małżeństwa. Chodzi mi o to, że także miłością romantyczną ludzie zazwyczaj zakochiwali się w tym, kim trzeba. To były racjonalne wybory niebędące mezaliansami. Partnerzy mieli te same lub podobne parametry psychospołeczne, pochodzenie, miejsce w strukturze społecznej. Natomiast w przypadku tej całej maszyny apkowej mamy do czynienia z sytuacją, w której możemy to już nie tylko w pełni zracjonalizować, ale także sparametryzować. Kawa na ławę – wygląd potencjalnego partnera oceniamy na tle wyglądu innych potencjalnych partnerów, których na Tinderze jest legion.
Jesteśmy przekonani, że zawsze znajdzie się ładniejszy, ciekawsza itd. To sprzyja kalkulacjom, bo karmi nas ułuda nieskończonego niemal wyboru. To zabiło spontaniczność, ale też hipokryzję, która była doczepiona do miłości romantycznej. Miłość prawie zawsze była racjonalnym wyborem, tylko opatulaliśmy ją w melodramat i scenariusze, które tę racjonalność przykrywały. Miłość miała nas trafiać jak grom z jasnego nieba, być czymś magicznym, szalonym, niewytłumaczalnym. To pomagało nie dostrzegać jej racjonalności. W erze aplikacji pozostała goła racjonalność, która nie pozwala nam nawet się zakochać, a co dopiero stworzyć związek. Według różnych badań i szacunków od 5 do maksymalnie 12 proc. zainicjowanych w ten sposób relacji ma szansę potrwać dłużej. W większości absolutnie nic się nie wydarza, a nawet nie zaczyna.
fragment rozmowy dla Tygodnika Polityka
fot Jackson Simmer