01/06/2025
Wczoraj przebiegłam 10 km w czasie 51:00.
Poprawiłam swój wynik sprzed miesiąca o 37 sekund – mimo trudniejszej trasy, upału, dużego zmęczenia i emocji, które szarpały mną od rana.
Startowałam z napięciem – zegarek źle działał, początek za szybki, przed startem parę komentarzy od kogoś, które bardziej zabierały siłę niż ją dawały.
Ale pod koniec, kiedy miałam ochotę się poddać, podbiegł do mnie starszy pan.
Zaczął ze mną biec i mówić motywujące słowa – spokojnie, ale stanowczo. Nie pozwalał mi się poddać.
Był jak taki cichy, dobry trener, który widzi, że się zmagasz, i mówi:
"Dasz radę. Już blisko. Nie rezygnuj.”
To była dla mnie ogromna pomoc i wzruszenie.
Nie znał mnie, niczego ode mnie nie chciał. Po prostu był i wspierał, gdy tego najbardziej potrzebowałam.
To zostanie ze mną na długo.
I uświadomiło mi coś ważnego –
że czasem warto wyjść na ten start nie po medal, nie dla tempa, ale właśnie dla takich chwil.
Dla tej osoby, która powie dobre słowo.
Dla oddechu, który wraca, gdy myślałaś, że już nie dasz rady.
Dla siebie – tej, która próbuje mimo wszystkiego.
Nawet jeśli boli, nawet jeśli się boisz – czasem właśnie tam, na trasie, spotyka się dobro 🫶