Odwykowo Psychiatryczny Ośrodek Leczniczy

Odwykowo Psychiatryczny Ośrodek Leczniczy Leczenie Uzależnienia od Alkoholu i Współuzależnienia. Porady psychiatryczne i psychologiczne.

A wczoraj na warsztatach nasze Panie ... (❓)
18/09/2025

A wczoraj na warsztatach nasze Panie ... (❓)

15/09/2025

… „Chcę podejmować świadome decyzje, chcę żyć bez lęku, który mnie paraliżuje, chcę być w końcu spokojna i szczęśliwa.”…

Zaczynając pić piwo , czy brać leki, nigdy nie myślałam, że mi to zaszkodzi, a jednak tak się stało .
Jeśli chodzi o alkohol czy leki, nieraz próbowałam zmniejszać ilości zażywanych substancji.
Gdy pewnego dnia jadąc rowerem do pracy, zemdlałam, trafiłam do ośrodka zdrowia, tam dostałam kroplówki i wróciłam do domu ....
Wtedy, po tej sytuacji zmniejszyłam ilość branych leków, do 4czy też 5 tabletek dziennie. Wytrzymałam tak może z 6 dni i wróciłam do poprzedniej dawki gdyż nie radziłam sobie sama ze sobą.
W przypadku alkoholu było podobnie. Bywały dni kiedy chciałam ograniczyć picie ale z reguły nic to nie dawało i wracałam do większej ilości picia. Próbowałam sobie wyznaczać dni bez alkoholu.
A jakże ! Ja nie dam rady??
I co?
Nawet to się nie sprawdziło, bo skutki odstawienne w tamtej chwili, wydawały się nie do przeżycia i zawsze, ale to zawsze, sięgałam po piwo .
Ilości dawanych obietnic! Nie jestem w stanie zliczyć, było ich mnóstwo, żadnej w tamtym czasie nie dotrzymałam .
Pamiętam sytuację gdy mój partner klęcząc przede mną ledwie trzymającą się na nogach i błagał mnie płacząc, żebym przestała pić, wtedy w pijackim amoku oczywiście mu to obiecałam, natychmiast o tym zapominając, bo przecież jak mogłam pamiętać a o jakiejkolwiek obietnicy, skoro składałam ją zalana w trupa.
Obietnic dawanych partnerowi, dzieciom czy rodzeństwu były setki. Obiecałabym wszystko, byle by dali spokój, byle bym mogła iść pić .
Nie zmieniałam trunków, piłam piwo, czasami wypiłam wódkę czy sampana. Nie unikałam też towarzystwa, gdyż nie miałam takiej potrzeby. Piłam z koleżanką i z teściową, a z czasem zaczęłam pić sama .
Gdy zaczęłam pić więcej, nie trzymałam się żadnych reguł, ważne było to żeby się napić, bez względu na porę dnia czy też nocy .
Nie jadłam, nie stosowałam żadnych diet. Piwo zastąpiło mi wszystko.
Alkohol czy też leki zawładnęły całkowicie mną i moim życiem.
Gdy piłam, wszystkie swoje obowiązki starałam się wykonywać dobrze, ale tak nie było. Jeszcze za nim zaczęłam pić mój dom lśnił czystością, wszystko poukładane, poprasowane, później niby też, ale jednak inaczej, jakby gorzej.
W domu nie było już tak czysto. Skończyły się też wspólne posiłki, bo wiecznie byłam pijana.
Wszystko robiłam na szybko, na odpieprz, byle jak, byle tylko było zrobione, bo przecież w szafie czy też toalecie czeka schowane piwo.
Kłamałam, oszukiwałam, dzieci, partnera ale przede wszystkim siebie.
Nie widziałam żadnego problemu w tym, że piję.
Miałam miliony wyszukanych powodów, by pić, ale najczęściej piłam z powodu śmierci Mamy, bo przecież smutno i źle, bo tęsknię i boli itd.
Nigdy sobie nie wybaczę, że śmierć Mamy obrałam sobie jako powód do picia. Ja Ją nawet winiłam za to, że piję, taka była ze mnie super córka ...
Jeśli chodzi o leki, które brałam to kontrolę utraciłam jakieś trzy lata temu. Leki brałam garściami, do pracy chodziłam naćpana. Do teraz zastanawiam się, jak mi się udawało wykonywać moje obowiązki.
To, że biorę takie ilości leków, nie robiło na mnie wrażenia. Tłumaczyłam sobie, że przecież nie jest tak źle, że nikomu krzywdy nie robię.
Jednak prawda była taka, że któregoś dnia w pracy, podałam podopiecznej, podwójne dawki leków.
Niestety, nie byłam pewna czy te leki jej w ogóle podałam i pewnie nie wiedziałabym tego nadal, gdyby nie t , że córka mojej podopiecznej, zawsze skrupulatnie wszystko sprawdzała i doliczyła się, że brakuje leków. Powiedziałam jej wtedy, że musiała się pomylić.
Zapytała mnie wtedy ile wzięłam tabletek. Ja zaczęłam się tłumaczyć, że ani jednej, co przecież było wierutnym kłamstwem. Brnęłam dalej w kłamstwie i zapewniałam ją , że biorę leki tylko w wyjątkowych sytuacjach.
Zapewne mi nie uwierzyła, ale nic nie powiedziała.
Nie poniosłam żadnych konsekwencji z tytułu tej pomyłki.
Z resztą moja szefowa nie raz widziała w jakim stanie przychodzę do pracy i jakoś nigdy za bardzo się tym nie przejmowała .
Tak jak i alkohol tak i leki traktowałam, jak lekarstwo na każde zło czy też radość, dawały mi złudną nadzieję ulgi.
Muszę się napić, czy zażyć, bo szefowa coś powiedziała, bo urodził się wnuk, bo w pracy ciężko, bo chcę iść spać takich ,,bo”... było wiele .
Kiedy zauważyłam, że zbyt dużo piję???
Może z jakieś dwa tyg. przed podjęciem terapii w Świeciu.
Nie miałam już wtedy siły na nic. Zdjęcie nogi z łóżka było tak trudne i bolące, że bałam się to zrobić.
To wtedy zaczęłam zostawiać puszki po piwie, gdzie popadnie, jakbym chciała żeby zauważyli, że coś złego się dzieje i żeby mi pomogli.
To było moje wołanie o pomoc .
W przypadku leków takiego ,, wołania o pomoc ,, nie było ...tutaj miała być śmierć, którą zaplanowałam w każdym szczególe.
Na półce uszykowane ciuchy do trumny, napisane listy pożegnalne, to miał być mój koniec męki.
Pisząc tę pracę zrozumiałam, że utraciłam jakąkolwiek kontrolę. Że biorąc leki w tak ogromnych ilościach byłam zagrożeniem dla innych ale też i dla siebie .
Dziś już nie boję się i nie wstydzę prosić o pomoc, dziś wiem że nadużywanie leków to też choroba .
Pogubiłam się bardzo w moim życiu. W pewnym momencie, nie widziałam już nic tylko mur pod, którym stanęłam.
Chcąc odebrać sobie życie, chciałam skończyć z bólem, jaki wtedy czułam .
Dziś chcę nauczyć się oddychać pełną piersią , chcę czuć, że każdy oddech daje mi radość z mojego życia, w którym to ja i moje emocje są ważne.
Chcę podejmować świadome decyzje, chcę żyć bez lęku, który mnie paraliżuje, chcę być w końcu spokojna i szczęśliwa.
Zuzka

11/09/2025

Szczęście na pierwszy rzut oka to coś nam tak bardzo znajomego przez całe życie. Z perspektywy dnia dzisiejszego chyba tylko słowo.
Kiedyś bym pomyślała, że szczęściem jest mieć rodzinę, zdrowie swoje i bliskich, wakacje all inclusive oczywiście zimą i latem i może nawet rzeczy materialne takie jak termomix, odkurzacz dayson i jakiś modowy ekspres do kawy pomimo, że jej nie piję.
Dom z ogrodem i rasowym psem albo kotem bo jest mniej wymagający. Stara JA nie pisałaby swojej definicji szczęścia, dałaby do napisania koleżance, która robi to znakomicie.

To słowa starej mnie.

Patrzę, dziś dzień 19:55 mamy 10 września. Do pisania definicji szczęścia podchodziłam już 3 miesiące…

- SZCZĘŚCIE-

* to…spokój wewnętrzny,
* brak ściskania narządów wewnętrznych,
* brak arytmii,
* brak nerwicy,
* brak szczękościsku i zgrzytania zębami,
* brak paraliżu i napięć w ciele,
* brak drapania się po głowie i całym ciele,
* brak szukania pomocy,
* brak trzymania kontroli 24/7,
* brak martwienia się o cały świat nawet, jak on tego nie potrzebuje,
* brak podporządkowywania się czemukolwiek.

Moje BRAKI w moim życiu to moja nowa definicja szczęścia

„Łucja”

06/09/2025

Jak koncentrowało się moje życie wokół używania alkoholu?
…” Dziś mam poczucie, że to, co kiedyś było źródłem wstydu, może dziś stać się siłą do dalszej trzeźwości.”...

1. Proszę podać do każdego z poniższych podpunktów specyficzne przykłady takiego zwiększonego zainteresowania piciem alkoholu:
Szukanie okazji, planowanie, ukrywanie alkoholu, utrzymywanie kontaktów z ludźmi ze względu na możliwość wypicia itd.
* Szukanie okazji do pica: namawianie innych “Chodź na piwo”, zgłaszanie się na wszystkie spotkania, imprezy czy grille, nawet jeśli normalnie nie było na to ochoty. * Wymyślanie pretekstów - mały sukces w pracy, urodziny znajomego, picie “przed” wyjściem na imprezę, żeby mieć pewność, że będzie odpowiednio dużo alkoholu. * Zostawanie dłużej u kogoś tylko dlatego, że jest tam alkohol. Organizowanie spotkań towarzyskich głównie wokół alkoholu. “Idę do sklepu po chleb” a wracam z chlebem i kilkoma piwami. Propozycja wyjścia z kolegami “na jednego” po pracy, które zmieniały się w regularny rytuał. Organizowanie imienin, grilla czy spotkań
rodzinnych, przy czym głównym punktem planu jest “co do picia”. Zatrzymywanie się w osiedlowym sklepie, nawet bez potrzeby, bo przy okazji można coś sobie kupić.
Co do reszty podpunktów, to nigdy nie planowałem czasu ani miejsca. Wszystko na spontanie. Nie musiałem również chować alkoholu.
2. W jaki sposób przygotowywał się Pan do kolejnego picia? (np. Gromadzenie pieniędzy na zakupy, świadome kupowanie określonych ilości alkoholu, kupowanie środków na złagodzenie skutków picia, branie wolnych dni w pracy, itp.)
Przygotowania praktyczne: kupowanie alkoholu z wyprzedzeniem, żeby nie zabrakło- często w większych ilościach. Chowanie butelek po domu lub w samochodzie, żeby mieć zapas na “czarną godzinę”. Organizowanie przekąsek lub jedzenia, które pozwoli dłużej pic, utrzymać się na nogach. Zabezpieczanie czasu – np. Zwalnianie się wcześniej z pracy, odkładanie obowiązków na później, żeby nikt nie przeszkadzał. Przygotowanie wymówek dla bliskich “idę do kolegi”, “muszę
popracować dłużej”, by moc spokojnie pić.
Przygotowania psychiczne: już od rana pojawiały się myśli o piciu: “dziś w końcu się napiję, tylko muszę dotrwać do wieczora”. Planowanie pretekstu święto, ciężki dzień, nagroda za sukces.
Budowanie nastroju np. Wybieranie filmu czy muzyki, które będą pasować do picia.
Racjonalizacja: przekonywanie siebie, że to tylko chwilowe, że “należy się” albo “wszyscy tak robią”.
Przygotowanie w relacjach: umawianie się z kimś “na jednego”, wiedząc, że skończy się na wielu. Zatajanie przed bliskimi np. Udawanie, że idę na zakupy, a w rzeczywistości po alkohol.
Czasem wręcz przeciwnie – szukanie kompanów do picia, żeby mieć usprawiedliwienie “przecież nie piłem sam”.
3. Z jakich ważnych dla siebie spraw zrezygnował Pan na rzecz alkoholu?
Co poświęcił pan dla alkoholu?
* Relacje z bliskimi: zaniedbanie partnerki – brak rozmów, wspólnych planów, kłótnie.
* Odsunięcie się od rodziny, która zwracała uwagę na problem.
* Utrata szans na awans rozwój lub naukę nowych umiejętności. Spóźnienia, gorsza jakość pracy, a nawet utrata stanowiska.
* Odkładanie marzeń o własnym biznesie czy zmianie kariery, bo najpierw trzeba się napić.
* Zerwanie kontaktu z osobami, które nie akceptowały picia. Zastąpienie dawnych znajomych jedynie “towarzyszami od kieliszka”.
* Unikanie spotkań, gdzie nie było alkoholu.
* Porzucanie hobby, rezygnacja z nauki, kursów, studiów, bo alkohol zabierał energię i czas. Brak chęci do rozwoju, bo liczyło się tylko “kiedy następny raz”.
* Ignorowanie badań lekarskich i zaleceń zdrowotnych. Brak aktywności fizycznej i złe odżywianie.
* Świadome ryzykowanie zdrowia np. Jazda po pijaku, brak snu. Marnowanie pieniędzy, które mogły pójść na rodzinę, rozwój, przyjemności. Rezygnacja z większych celów – mieszkania, wakacji, samochodu, bo pieniądze, rozpływały się w alkoholu.
4. Czym pasjonował się pan, czym lubił się Pan zajmować?
Co dawało Panu radość, satysfakcję zanim zaczął Pan nadużywać alkoholu?
* Spędzanie czasu z rodziną, partnerką. Spotkania ze znajomymi, które nie musiały być związane z piciem. Rozmowy, wspólne wyjazdy, święta rodzinne, aktywności fizycznej, z moich ulubionych zajęć, którymi wypełniałem każdą wolna chwile. * Satysfakcja z wykonywanej pracy, osiągania celów zawodowych. Nauka nowych rzeczy, kursy, szkolenia, własny rozwój.
* Poczucie że się idzie do przodu i coś buduje. Spacery, wyjazdy nad jezioro, radość z dobrze spędzonego dnia, w którym coś się udało.
* Duma z tego, że się coś osiągnęło własną ręką. Bycie potrzebnym dla innych, świadomość, że ma się kontrolę nad swoim życiem.
5. Co to jest głód alkoholu i jak on się objawił u pana?
Głód alkoholowy to bardzo silne pragnienie sięgnięcia po alkohol, nie tylko zwykła ochota, ale wręcz przymus, który trudno samemu powstrzymać.
Namiętne myśli: trudno się skupić, bo cały czas w głowie wraca “muszę się napić”.
Niepokój i napięcie: rozdrażnienie, poczucie, że “coś jest nie tak”, dopóki się nie napiję.
Objawy fizyczne: suchość w ustach, ślinotok, przyśpieszone bicie serca, drżenie rąk.
Planowanie: pojawia się natychmiastowy plan, jak zdobyć alkohol, nawet jeśli wcześniej się o tym nie myślało.
Przykłady z mojego życia:
 Wracam z pracy zestresowany, w głowie pojawia się myśl “piwo by mnie odprężyło”.
 Widziałem reklamę w telewizji albo mijałem sklep z alkoholem, nagle mam ochotę wejść i kupić, nawet jeśli wcześniej nie planowałem.
 Spotkanie towarzyskie, gdzie inni piją, pojawia się wewnętrzne napięcie i silna chęć, żeby się napić
 Samotny wieczór, głód podpowiada “przecież i tak nikt się nie dowie, jak wypiję”.
6. Z jakimi uczuciami patrzy Pan teraz na to, co przed chwilą Pan zapisał?
Czy coś pana zastanawia?
Kiedy patrzę na to co przed chwilą zapisałem o głodzie alkoholowym i przygotowaniach do picia, pojawiają się bardzo mieszane uczucia. Wstyd i poczucie winy – widać czarno na białym, jak bardzo alkohol sterował moim życiem. Pojawiają się myśli: “jak mogłem do tego dopuścić”.
Smutek, że tyle ważnych spraw, relacji i chwili zostało straconych przez uzależnienie.
Poczucie żalu, że to alkohol przejmował kontrolę nad codziennością.
Strach, że głód alkoholowy może wrócić i znowu odebrać to, co udało się odzyskać. Lęk przed tym, ile jeszcze pracy przede mną.
Ulga, że mogę teraz zobaczyć, nazwać i nie udawać, że problemu nie ma.
Nadzieja, że skoro potrafię to zauważyć, to mogę też się zmienić.
Poczucie, że to, co kiedyś było źródłem wstydu, może dziś stać się siłą do dalszej trzeźwości.
Patrzenie n a te zapiski boli, ale jednocześnie daje poczucie, że teraz mam wybór i świadomość, a wcześniej alkohol podejmował decyzje za mnie.

Marcin

02/09/2025

"Jak zmieniło się moje życie odkąd nie piję alkoholu?"

Widzę ogromną różnicę w moim życiu i w sobie samej. Na początku tej drogi nie wiedziałam co mnie czeka, pamiętam jak siedziałam na pomarańczowym krześle - wystraszona, skulona w sobie. Myślę, że widać we mnie to, że poprawiła się moja pewność siebie, czuję się bliżej samej siebie.
Czuję większy spokój w życiu - nie żyję już z dnia na dzień byle jak, ale staram się planować jak będzie ten czas wyglądać by był dla mnie jakościowy - niezależnie czy będzie to tylko wypoczynek, czy jakieś aktywności. Nadal jestem lekko narwana, trochę nie umiem wysiedzieć w miejscu, ale i tak jest inaczej. Umiem się skupić, świadomie prowadzić rozmowy.
Alkohol przez pewien czas dawał mi złudne poczucie ulgi, ale tak naprawdę zabierał siłę i cierpliwość, a także radość z życia. Teraz jest inaczej, czuję jakbym wróciła do siebie, uczę się żyć bez uciekania od emocji i zagłuszania ich alkoholem. Zaczęłam zauważać jak wiele rzeczy mi wcześniej umykało. Drobne momenty - śmiech moich dzieci, opowieści z przedszkola i szkoły, popołudniowa kawa z mężem. Teraz słuchanie bliskich sprawia mi radość. Kiedy piłam, byłam nieobecna, zmęczona, rozdrażniona. Teraz z bliskimi mam głębszy kontakt, więcej czułości i zaufania. Dzieci są spokojniejsze, myślę że czują zmianę i spełniam ich potrzebę bezpieczeństwa. Jestem obecna w ich codzienności: wspólnie się bawimy, gotujemy, jeździmy na wycieczki. Dzielą się ze mną swoimi uczuciami i myślami.
Mój związek również się zmienił. Wiem, że moje uzależnienie było ogromną próbą dla mnie i męża. Pojawił się między nami większy spokój. Dostrzega to, że stałam się bardziej zaangażowana, dzielimy się obowiązkami, nie zostawiam wszystkiego na jego głowie jak to było w czasie, kiedy piłam. Więcej rozmawiamy, są to szczere rozmowy, potrafimy porozumieć się w spokoju, a nie - jak to było wcześniej - w kłótni i krzykach. Staram się odbudować stracone zaufanie. Wiem, że nie nastąpi to z dnia na dzień, w końcu wcześniej nie raz stawiałam obietnice bez pokrycia. Nie naprawię wszystkiego na raz, ale jestem cierpliwa w tym procesie.
Jeżeli chodzi o zdrowie - wyniki krwi mam w normie. Na początku jak przyszłam na terapię - strasznie wypadały mi włosy - teraz się to bardzo zmniejszyło. Co prawda przytyłam, ale powoli wracam na dobre tory, wracając do zdrowych nawyków żywieniowych i aktywności fizycznej. Nie raz już w życiu schudłam, więc wiem, że to możliwe, tylko w swoim czasie. Zajęłam się także leczeniem zębów, które po alkoholu i narkotykach są w tragicznym stanie.
Jeżeli chodzi o pracę - ciężko mi tu cokolwiek powiedzieć, ale jest część mnie, która nie może się doczekać aż do niej wróci.
Jestem dumna z tego co udało mi się osiągnąć na terapii. Może nie rozwiązuje ona wszystkich moich problemów, ale uczę się je rozwiązywać na trzeźwo. Budzę się bez wstydu, lęku, patrzę w oczy bliskich bez poczucia winy. Przestałam bać się życia i przestałam bać się siebie. Wybieram trzeźwość, bo wiem gdzie zaprowadziły mnie używki i ile straciłam i muszę odbudować na nowo. A chcę to zrobić - zbudować sobie i bliskim bezpieczny świat.
Marvel

… „ I ta walka, żeby się nie poddać, żeby nie iść po piwo i go nie wypić, choć są myśli, które mówią, że wypicie piwa pr...
25/08/2025

… „ I ta walka, żeby się nie poddać, żeby nie iść po piwo i go nie wypić, choć są myśli, które mówią, że wypicie piwa przyniesie ulgę, to rozum wie chyba swoje, że ta ulga byłaby tylko na chwilę.” ...

Alkohol w moim życiu pojawił się po śmierci mojej Mamy.
Piłam z K***, oraz w późniejszym czasie również z teściową. Nigdy nie szukałam innego towarzystwa do picia.
Najczęściej bywało tak, że K*** przychodziła do mnie i piłyśmy w moim domu, jednak zdarzały się dni, kiedy K*** nie mogła do mnie przyjść, bo np mój partner lub któreś z dzieciaków było w domu, wtedy zazwyczaj szukałam pretekstu.
Przez jakiś czas takim moim pretekstem były moje przyjaciółki, do których szłam na kawę, co było wierutnym kłamstwem, bo nie miałam zamiaru ich odwiedzić, tylko grałam do K*** z czteropakiem piwa.
Gdy mój partner po jakimś czasie zauważył, że z tych kaw wracam niewyraźna, czyli nazywajmy rzeczy po imieniu, pijana, zadzwonił do moich przyjaciółek i wszystko się wydało, więc nadal kombinowałam, jak wyjść z domu i się napić z K***. Gdy nie było to możliwe u mnie w domu, a co za tym idzie też już i u K***, bo przecież tam by mnie P*** zaraz znalazł .
Takich wyszukanych kłamstw było mnóstwo.
W grudniu 2012 roku partner pilnował mnie na każdym kroku. Ja dostawałam szału. Awantura goniła awanturę. Któregoś dnia już nie wytrzymałam i gdy P*** był w piwnicy po drewno uciekłam z domu.
Wiedziałam, że nie mogę iść do K*** czy też na działkę, bo tam mnie znajdzie, poszłam więc na cmentarz. Usiadłam przy grobie Mamy i piłam piwo za piwem. Pamiętam, że miałam przy sobie 8 piw, które kupiłam po drodze .
Wtedy bez żadnych wyrzutów sumienia piłam przy grobie Mamy, nie zważając na to, że jest ciemno, zimno. Siedziałam na ławce i chlałam, bo taką miałam wtedy potrzebę i chęć... I nikt nie miał prawa mnie tego pozbawić, taka była moja chora wyobraźnia .
Zazwyczaj gdy robiłam zakupy do domu, kupowałam też piwo. Gdy nikogo nie było w domu, chowałam piwo w toalecie, bo tam najczęściej piłam. Na dnie kosza ustawiałam puszki i przykrywałam je praniem, chowałam też pod wanną, bo wtedy jeszcze ją mieliśmy.
Starałam się kupować piwo gdy byłam sama w domu i chować je tak, żebym mogła je w miarę szybko wypić, gdy ktoś był w domu.
Często kupowałam więcej piwa i chowałam je w kotłowni. Miało mi wystarczyć na następny dzień. Niestety, zazwyczaj było tak , że miałam tego piwa zawsze za mało i wypijałam cały kupiony zapas .
Gdy piłam nie pracowałam. Jednak nigdy nie brakowało mi pieniędzy na zakup alkoholu, dlatego też nawet przez myśl mi nie przyszło, żeby szukać sobie wtedy stałej pracy.
Stworzyłam sobie tzw. komfort picia .
Z powodu picia czy nadużywania leków przestałam czytać książki, które były, są i zawsze będą moją wielką pasją.
Mniej czasu zaczęłam spędzać na działce. Całkowicie zrezygnowałam ze spotkań z przyjaciółkami. Nie odbierałam telefonów, nie otwierałam drzwi, odizolowałam się od wszystkich byle tylko pić czy brać leki.
Przed tym gdy zaczęłam pic uwielbialiśmy z P*** pływać łódką, uwielbialiśmy też wycieczki rowerowe czy długie spacery z naszymi psami.
Ogniska w straży, czy też pikniki strażackie.
Wszystko to zamieniłam na alkohol.
Czym jest głód?
Regułkę znają wszyscy alkoholicy a jak jest w praktyce ?
Nie pamiętam tak naprawdę, kiedy pojawił się mój pierwszy głód alkoholowy. Pewnie jeszcze na detoksie w Świeciu, albo jeszcze w domu, kiedy próbowałam przestać pić .
Jednak doskonale pamiętam, mój trzydniowy głód alkoholowy, który dopadł mnie w 2020 roku, czyli około 5 lat po zakończeniu terapii. Do dziś doskonale pamiętam jak się wtedy czułam i jak walczyłam sama ze sobą, żeby nie zapić… To była sobota. Wracałam z koleżankami, z którymi obsługiwałam wesele. Dziewczyny były pod wpływem alkoholu.
Droga do domu trwała może pół godziny. Już w samochodzie zaczęła boleć mnie głowa. Pamiętam, że przeszkadzał mi smród alkoholu. Odwracałam głowę, gdy któraś z koleżanek coś do mnie mówiła. W myślach błagałam Boga, żeby ta droga jak najszybciej minęła.
W końcu dotarłam do domu. Głowa bolała mnie już bardzo mocno. Ręce zaczynały mi się trząść, w środku, w ciele mi wszystko latało, jakbym zamiast ciała miała galaretkę. Już wtedy wiedziałam, że zaczyna się głód. Miałam nadzieję, że minie po 15 min, góra po godzinie, bo tak już bywało....niestety tak się nie stało.
W krótkim czasie wszystko zaczęło mnie denerwować, np źle położony nóż, pies leżący na łóżku, chociaż przecież zawsze sobie tam leżał.
Mój partner od razu zauważył, że coś jest nie tak. Zapytał, co się dzieje. Pamiętam, że krzyknęłam na Niego, że ma się zająć sobą, że łazi i tyle mi truje.
Z minuty na minutę robiłam się coraz bardziej nerwowa. Zaczyna mnie boleć całe ciało. Nie mogę usiąść w miejscu, biorę tabletkę na uspokojenie, po dwóch czy trzech godz biorę drugą ale nadal nie pomaga, więc rezygnuję i nie biorę już żadnego leku.
Ból ciała, złość są tak ogromne, że gdybym mogła chodziłabym po ścianach. Piję bardzo dużo wody z cytryną, wymiotuję, płaczę z niemocy. Już nie wiem co robić.
P*** widząc co się że mną dzieje, dzwoni i prosi o urlop w pracy. Zostaje ze mną w domu. Nie odzywa się, próbuje się mną zająć na tyle, ile potrafi. Już mnie nie denerwuje Jego obecność, jestem mu wdzięczna, że jest.
Około godz 20 przyjeżdżają znajomi z AA, jestem już u kresu sił, mimo to idziemy na spacer, rozmawiamy. Łzy lecą mi jak szalone ale płacz mi pomaga. Uspakajam się, jestem im wdzięczna, że przyjechali, że ze mną byli i mnie wspierali.
Około godz. 23 pojechali, wzięłam długa kąpiel, zrelaksowałam się z nadzieją kładę się spać, że to koniec .
P*** jest cały czas obok mnie, tuli, głaszcze.
Próbuję zasnąć, jednak mimo zmęczenia sen nie nadchodzi, znowu pojawia się lek, niepokój, jakieś obawy.
W końcu udaje mi się zasnąć, ale śnią mi się jakieś koszmary. Budzę się, serce mi bije jak szalone, z każdą chwilą powracają na nowo objawy głodu, ale są silniejsze i gorsze od sobotnich.
Niedziela jest dla mnie koszmarem. Ból psychiczny i fizyczny jest okropny...I ta walka, żeby się nie poddać, żeby nie iść po piwo i go nie wypić, choć są myśli, które mówią, że wypicie piwa przyniesie ulgę, to rozum wie chyba swoje, że ta ulga byłaby tylko na chwilę.
W poniedziałek nadal jest ciężko. Nadal strasznie boli mnie głowa, jestem już tak zmęczona, że chodzę na kolanach, płaczę w głos, bo już brak mi sił i myśli jak sobie poradzić.
Partner i dzieci są bezsilni, nie wiedząc jak mi pomóc.
W końcu P*** zadzwonił do mojego terapeuty mimo, że zabroniłam. Opowiedział jak było i nadal jest...terapeuta mówi co robić, jak postępować ale ja to wszystko wiem i się stosuję, ale to nie pomaga .
Noc jest koszmarem, wymioty, rozwolnienie, boli mnie każdy centymetr ciała. Przyjechał terapeuta po ponownym tel. mojego partnera. Później powiedział mi, że jak mnie wtedy zobaczył to się przeraził. Rozmawiamy. Ja co chwilę wymiotuję, podpieram się ściany jak idę, w końcu pada propozycja powrotu na terapię, bo boi się, że nie wytrzymam i zapiję.
Nie zgodziłam się, ale obiecuję, że przemyślę.
W końcu we wtorek popołudniu pomaleńku ustępują objawy. Udaje mi się zasnąć. Spałam kilka godzin. Moje zmęczenie sięgało Zenitu. Wypiłam masę wody gazowanej z cytryną i kilkadziesiąt razy pomyślałam ,, wypiję , będzie mi lepiej , miną bóle i drżenia ciała ,, ale wytrzymałam I jestem z tego bardzo dumna. Wiem też, że nieważne ile lat się nie pije - czy rok czy 20 lat, głód może dopaść zawsze.
Jeśli chodzi o głód lekowy to tak naprawdę nie wiem jak wygląda, bo do niego raczej nie doprowadzałam. Tabletki zawsze miałam pod ręką. Nikt mnie nie kontrolował.
Jedyna taka sytuacja jaka mi przychodzi na myśl, to sytuacja po wybudzeniu ze śpiączki. Kiedy już zaczęłam bardziej sklejać fakty, co i jak, to wpadłam w panikę. Krzyczałam wtedy. Bałam się, nie wiedziałam gdzie jestem. Wyzywałam pielęgniarki, lekarzy. Cała się trzęsłam, dostałam wtedy zastrzyk. Później lekarz zlecił jakieś leki.
Głód nie powstaje i nie znika nagle. U mnie najgorszy jest stres. Tego boję się teraz najbardziej, bo gdy pojawia się stres, to z czasem on narasta. Wtedy doszukuję się co się stało i nakręcam się jeszcze bardziej a wtedy pojawia się myśl, że ulgę może przynieść puszka piwa czy w obecnej sytuacji, tabletka.
Boję się głodów. Boję się bólu jaki głód powoduje. Wiem jednak, że to wszystko można wytrzymać i tak naprawdę tego się trzymam. Mam też swoje sposoby radzenia sobie z głodem .
Mam narzędzia takie jak 24h, program HALT, czy też prowadzenie dzienniczka głodu. Wiem, co trzeba robić, ale boję się, gdyż wiem, że głód potrafi być okrutny.
Pisząc tę pracę, przewijało się dużo uczuć, np złość, smutek, wstręt do samej siebie, wyrzuty sumienia, rozczarowanie ...pojawił się też strach, czy dam sobie radę w kolejnej walce z chorobą.
Jednak pojawiła się mała iskierka nadziei, że przecież mimo wszystko i wbrew wszystkiemu żyję i być może otrzymałam jedyną i ostatnią szansę, na powrót do normalnego życia .

Zuzka

18/08/2025

W życiu było wiele sytuacji, które sprawiły mi przykrość, przytoczę te, które dogłębnie utkwiły mi w pamięci. Rozstanie z dziewczyną, zachorowanie na wirusowe zapalenie wątroby czy też trafienie do więzienia. Rozstając się z dziewczyną rozczulałem się nad sobą, żaliłem się przy alkoholu kumplom. Gdy zachorowałem na wirusowe zapalenie wątroby czułem strach, niepokój i obawę przed tym, czy się wyleczę - wtedy zapaliła mi się lampka i przestałem pić. Jeżeli chodzi o więzienie, to czułem niepewność i obawę przed tym jak tam jest. Dużo z uporaniem się z tymi uczuciami pomogła mi rozmowa z bliskimi, którzy okazali mi dużo wsparcia.
Ulgę w cierpieniu sprawiało mi upojenie alkoholem (stan nietrzeźwości). Alkohol sprawiał, że choć na chwilę zapomniałem o tych wszystkich rzeczach.
Gdy się nudziłem chodziłem do pobliskiego baru wiedząc, że zawsze kogoś zastanę, z kim będę mógł porozmawiać, a przy okazji wypić, więc to życie nie wydawało mi się monotonne, bo ciągle się coś działo. Jak to w barach. W sezonie jesiennym często jeździliśmy na grzyby gdzie też był alkohol. Wyjeżdżaliśmy też na ryby ze znajomy. Tutaj również był alkohol.
Alkohol poprawiał mi nastrój. Zapominałem na chwilę o problemach i miałem wtedy, krótko mówiąc, miałem wyjebane, bo nie przejmowałem się niczym.
Zdarzało się, że po wypiciu alkoholu byłem wesoły. Z każdą dawką alkoholu robiłem się też bardziej uczuciowy czy też troskliwy.
Gdy spożywałem razem z bratem alkohol wypominał mi, że przez moje picie rozstałem się z dziewczyną. Wtedy też traciłem nad sobą kontrolę i dochodziło do bójki.
Pisząc tę pracę, dochodzi do mnie, ile błędów popełniłem i jak wiele mógłbym osiągnąć. Ile życia straciłem pijąc alkohol. Dlatego myślę, że w chwilach kryzysu, które przyjdą, wtedy dobrym pomysłem byłoby przypomnieć sobie to wszystko i przeczytać wszystkie prace od początku i zadać sobie pytanie. Czy chcę być tu, gdzie teraz jestem. Obecnie pracuję nad osiągnięciem trzeźwości i nie chcę wrócić do czasu sprzed terapii i być takim człowiekiem, jakim wówczas byłem.
Wyimaginowany

… „ Taka  była moja motywacja - nauczyć się żyć na nowo!”… Jeszcze w maju bieżącego roku moje podejście do podjęcia jaki...
13/08/2025

… „ Taka była moja motywacja - nauczyć się żyć na nowo!”…

Jeszcze w maju bieżącego roku moje podejście do podjęcia jakiejkolwiek terapii było zerowe. Każde rozmowy z dziećmi czy też rodzeństwem odnośnie terapii, kończyły się odmową i złością z mojej strony. Byłam zła na siebie, że źle zaplanowałam samobójstwo, na lekarzy, że mnie ratowali a ja tego nie chciałam .
W połowie maja, po prawie dwóch miesiącach nieobecności wróciłam do domu z myślą, że nie będą naciskać na dalszą terapię i w pewnym sensie miałam rację. Dzieciaki i siostry odpuściły, brat niestety nie !
Po długiej rozmowie dla tzw ,,świętego spokoju,, zgodziłam się na terapię i tak 26 mają trafiłam więc na terapię Gnieźnie z myślami ,, zrobię co muszę, odpękam te 8 tygodni i dadzą mi w końcu spokój,,. Ale moje nastawienie z dnia na dzień się zmieniało i zaczęłam brać czynny udział w terapii, zaangażowałam się całą sobą i pracowałam na to, żeby odzyskać chęci do życia.
Taka wtedy była moja motywacja - nauczyć się żyć na nowo!
Na tutejszą terapię zapisałam się sama. Ja sama chciałam nadal walczyć o siebie .
Żyję....ale co dalej???
Jak nazwać uczucia, których nie ma?
Jak dalej żyć z lękiem, który jest mniejszy ale jednak się pojawia?
Jak radzić sobie z myślami samobójczymi, które też się pojawiają???
Zdałam też sobie sprawę, że nie umiem okazywać radości, czuję się pusta w środku.
Bardzo chciałabym odzyskać swoje uczucia, nad tym chcę pracować.
Pragnę umieć nazywać to, co się że mną dzieje, w tej chwili, nie potrafię.
Tak jak już wspominałam do podjęcia terapii w Gnieźnie namówił mnie brat, podjęcie obecnej terapii to już mój świadomy wybór i świadoma walka o siebie, zdrowie, a co za tym idzie o życie, które obecnie jest puste i samotne.
Mam nadzieję, że podjęta terapia pomoże mi odnaleźć samą siebie i nazwać to, co się ze mną dzieje, że pomoże zrozumieć dlaczego czuję złość, lęk, a nie potrafię odczuwać radości.
Moja trudnością w terapii, może być lęk przed wypowiadaniem się a zwłaszcza przed tym, czy dobrze przekażę to, co chcę powiedzieć.
Trudnością może też być otwarcie się przed grupą. Obecnie jestem bardzo wycofana, ciężko mi się w tym wszystkim odnaleźć.
Pomocne w terapii może być to, że to w końcu JA chcę walczyć o siebie a nie, że ktoś mi każe.
Bardzo pomocne mogą być też wskazówki oraz sugestie grupy jak i terapeutów. Być może ktoś był w podobnej sytuacji jak moja ... być może czyjaś historia będzie dla mnie wskazówką.
Lęki zabrały mi zdrowie fizyczne, oraz psychiczne, chciały też zabrać mi życie .
Poniosłam wiele strat w każdym obszarze życia i bardzo chciałabym choć część tych strat odbudować, ale w tej chwili nie umiem tego zrobić i to mnie bardzo przeraża.
Bardzo chciałabym otworzyć się na nowo do ludzi, chciałabym poradzić sobie z trudnościami emocjonalnymi oraz psychicznymi.
Mam nadzieję, że tutaj uda mi się to osiągnąć...
Zuzka

Adres

Aleja Okrężna 79
Inowrocław
88-100

Godziny Otwarcia

Poniedziałek 07:30 - 19:00
Wtorek 07:30 - 19:00
Środa 07:30 - 19:00
Czwartek 07:30 - 19:00
Piątek 07:30 - 15:00

Telefon

+48505944425

Ostrzeżenia

Bądź na bieżąco i daj nam wysłać e-mail, gdy Odwykowo Psychiatryczny Ośrodek Leczniczy umieści wiadomości i promocje. Twój adres e-mail nie zostanie wykorzystany do żadnego innego celu i możesz zrezygnować z subskrypcji w dowolnym momencie.

Skontaktuj Się Z Praktyka

Wyślij wiadomość do Odwykowo Psychiatryczny Ośrodek Leczniczy:

Udostępnij

Share on Facebook Share on Twitter Share on LinkedIn
Share on Pinterest Share on Reddit Share via Email
Share on WhatsApp Share on Instagram Share on Telegram