10/05/2025
Moja mama zmieniła się.... Często jestem świadkiem jak w wyniku procesu psychoterapii zmienia się perspektywa i ludzie zaczynają w najbliższym otoczeniu inaczej funkcjonować, reagować, podejmować swoje decyzje. To często podlega atakom, interwencji bliskich osób, że ktoś kto zaczyna wreszcie dostrzegać siebie i wpływ ludzi wokół na siebie - w końcu zaczyna uwzględniać własną osobę w rodzinie, pracy, relacjach wszelkich. Często słyszę, że ktoś stał się egoistą/egoistką, myśli tylko o sobie, w komunikacji używa sformułowania "JA" co przecież dla wielu oznacza, że jest narcyzem kto tak mówi.... A to serio zupełnie nie chodzi o egocentryzm, tylko o zrozumienie, że każdy z nas potrzebuje odpowiadać za to co robi, co mówi, za swoje decyzje. I tak oczywiście kiedy myślę o tym, że ktoś w terapii jest rodzicem małych dzieci to branie za nie odpowiedzialności jest oczywiste - do granicy nie obciążania tych dzieci nadmiarem kontroli często fałszywie rozumianej jako miłość. Chcę bardzo podkreślić, że "wystać" przy sobie w tym co czuję, czego potrzebuję, co chcę czego już nie chcę - jest bardzo trudne. Nie branie odpowiedzialności za życie innych w takim rozumieniu, że kiedy to robię to odbieram sprawczość i odpowiedzialność osobie bliskiej jest ważnym procesem zmiany rozumienia swojej roli w relacjach z ludźmi. Dobrego dnia 🍀
„Moja mama się zmieniła”
Kiedyś moja mama miała mnóstwo problemów.
Nie spała, była wiecznie zmęczona.
Poirytowana, rozdrażniona, zgorzkniała.
Ciągle coś ją bolało…
Aż pewnego dnia, bez uprzedzenia — zmieniła się.
Sytuacja wokół pozostała taka sama.
Ale ona już nie.
Pewnego dnia mój tata powiedział:
— Kochanie, od trzech miesięcy bezskutecznie szukam pracy. Idę na piwo z kumplami.
Mama odpowiedziała spokojnie:
— W porządku.
Mój brat przyznał się:
— Mamo, oblałem wszystkie przedmioty na studiach...
Mama westchnęła i odparła:
— Trudno. Odbijesz się. A jeśli nie, to powtórzysz rok. Ale tym razem sam zapłacisz za czesne.
Moja siostra przyszła przerażona:
— Mamo, miałam stłuczkę samochodem!
A mama tylko:
— Nic się nie stało. Zawieź auto do warsztatu, ogarnij koszty naprawy, a póki co — jeździj autobusem albo metrem.
A potem pojawiła się jej synowa:
— Mamo, chciałabym pomieszkać u was przez kilka miesięcy.
Mama uśmiechnęła się:
— Rozgość się na kanapie w salonie. Koce są w szafie.
Wszyscy byliśmy w szoku.
Zebraliśmy się, zaniepokojeni tą nagłą… obojętnością.
Niektórzy zaczęli podejrzewać, że poszła do lekarza i przepisano jej jakieś supermocne tabletki — „mam-to-w-nosie 1000 mg”.
Może nawet brała podwójną dawkę!
Zaczęliśmy myśleć o rodzinnej interwencji — jak w filmach — żeby ją „ratować” z tej podejrzanej obojętności.
Ale wtedy mama zebrała nas wszystkich i powiedziała spokojnie:
„Zajęło mi wiele lat, by zrozumieć, że każdy odpowiada za swoje życie.
Moje lęki, stres, depresja, bezsenność, złość — niczego nie rozwiązywały.
One tylko niszczyły mnie.
Nie jestem odpowiedzialna za wybory innych ludzi.
Ale jestem odpowiedzialna za to, jak na nie reaguję.
Dlatego postanowiłam się chronić.
Zachować spokój.
I pozwolić każdemu nieść to, co do niego należy.”
~ Mi mamá cambió, tłumaczenie: Świat jego oczami