11/12/2024
Święta, które w teorii miały być czasem radości, zbyt często stawały się polem do demonstracji siły, ocen i przymusu wobec tych najmniejszych – dzieci. Ale czy tylko dzieci?
Dzisiaj rzadziej, ale historie współczesnych 30-, 40-, 50-latków często brzmią podobnie:
„Nie lubię świąt, bo zawsze były pełne napięcia.”
„Wymuszanie bliskości, publiczne komentarze, poczucie wstydu. To się ciągnie latami.”
„Do tej pory nie znoszę rodzinnych spotkań – nadal się na nich duszę.”
Dzieci, które bały się zaśpiewać kolędę. Dorośli, którym kazano udawać, że wszystko jest w porządku.
Granice? Jakie granice?
W wielu rodzinach (nie tylko w dzieciństwie) granice są terminem egzotycznym. A jednak nie bez powodu ich naruszanie budzi takie emocje – nawet lata później.
• Wymuszanie bliskości: „Daj buzi”, „Przytul się do wujka”.
• Publiczne zawstydzanie: „Ale urosłaś… w szerz!”, „Przytyłeś, co? Pewnie od tego karpia.”
• Nacisk na wyjaśnienia: „Kiedy ślub?”, „Dlaczego nie masz dzieci?”, „Jak to – sam na Wigilię?”
• Bagatelizowanie uczuć: „Przestań się wygłupiać”, „Nie masz się czego bać.”
• Zmuszanie do występów: „Pokaż, jak grasz na pianinie”, „Zaśpiewaj kolędę, nie wstydź się.”
Czy to na pewno żarty?
„Ale to przecież w dobrej wierze” – mówimy. Tylko czy dobre intencje wystarczą, jeśli za nimi kryje się wstyd, stres i poczucie bezsilności? Jeśli dziecko (lub dorosły) uczy się, że jego „nie” nic nie znaczy?
Lekceważenie granic nie kończy się, kiedy dorastamy.
• „Przecież zawsze przynosisz sernik, dlaczego nie w tym roku?”
• „Co z ciebie za matka, że pozwalasz dziecku wybrzydzać przy stole?”
Można inaczej. Naprawdę.
Święta nie muszą być czasem udowadniania czegokolwiek. Ani występów, ani spełniania oczekiwań. Mogą być po prostu… świętami. Czasem radości, ciepła i akceptacji – dla wszystkich.
Każdy z nas ma wpływ. Możemy być tymi, którzy budują wspomnienia, które dzieci (i dorośli!) będą wspominać z uśmiechem – nie łzami, stresem czy zaciśniętymi zębami.
Wystarczy tylko jedno: zacząć słuchać.