21/10/2020
"Psychoterapia dziś"....
"Jeżeli mówimy o profesjonalnej psychoterapii, potwierdzonej klinicznie i badawczo, to nie ma wielkiej niezgody pomiędzy zwolennikami różnych koncepcji. Na przykład w tak kluczowym obszarze, jak przyczyny cierpienia psychicznego zgoda co do bazowych założeń jest zaskakująco duża. Ujmę je tu w wielkim uproszczeniu: w umyśle (albo, jak kto woli, w mózgu, czy też w duszy) zaistniał zapis będący odpowiedzią na sytuację, której ktoś doświadczał. Ten „zapis” jest neurologiczno-psychologicznym oznaczeniem często powtarzającego się (lub szczególnie traumatycznego) doświadczania oraz optymalnego wtedy sposobu przeżywania tego doświadczenia i radzenia sobie z nim. Zazwyczaj dzieje się to w dzieciństwie – pewnie będziesz chciał do tego wrócić, zdaje mi się, że nie jesteś entuzjastą eksponowania roli dzieciństwa – bo jednak mamy powody sądzić, że podstawowe dla rozwoju osobowości wydarzenia mają miejsce właśnie wtedy. Możliwości poznawcze są słabe, mózg jest niedojrzały, a niedojrzały mózg nieprawidłowo uogólnia i nie zawsze trafnie rozpoznaje relacje przyczynowo-skutkowe. Dziecko reaguje inaczej niż dorosły, postrzega rzeczywistość w sposób nie do końca adekwatny, a na dodatek jest poznawczo egocentryczne, czyli przypisuje sobie przyczyny wielu sytuacji, w których uczestniczy. Załóżmy, że trafił się dziecku układ rodzicielski, w którym ojciec często krzyczy na matkę. Chłopczyk boi się takich sytuacji, nie wie, co dalej z nich wyniknie, ale też łatwo uznaje, że to pewnie jego wina ("jakbym był grzeczny, to tata by się nie denerwował") – bo po prostu tak funkcjonuje kilkuletni umysł. Podobnie dzieje się na przykład, kiedy mama ma depresję a pięcioletnia córka myśli: „to przeze mnie, muszę się postarać, bo jak będę miła, wesoła i śmieszna, to ona nie będzie taka smutna”. Ojciec wyjeżdża na euroemigrację, sumiennie zarabia pieniądze na dom dla rodziny, a kilkulatek przeżywa to emocjonalnie jako odrzucenie ("Tatuś nas nie kocha, dlatego go nie ma z nami"). Mamy tu klasyczny błąd tzw. atrybucji, czyli nieadekwatne przypisanie sobie odpowiedzialności, a także niezrozumienie sytuacji (której zaaferowani sobą dorośli mu nie wyjaśnili, czasem nawet wspierali jego obwinianie się, np. mówiąc: „znowu się tatuś na nas rozgniewał i poszedł do kolegów”, chociaż matka wie, że "tatuś" poszedł się napić nie z powodu jakiegokolwiek rozgniewania, tylko swojego nałogu i jej bezradności). W rezultacie dziecko tworzy pewien sposób przeżywania świata, emocjonalnego i poznawczego, rodzaj mapy, która pozwala mu orientować się w rzeczywistości. Jeśli dorastało w sytuacji niesprzyjającej rozwojowo, jego wewnętrzna mapa tę sytuację odzwierciedla. W dorosłych relacjach człowiek nadal się nią posługuje, co rzutuje na jego sposób widzenia oraz przeżywania sytuacji (również nowych), w których się znajduje. Na przykład: pracownik reaguje smutkiem i lękiem na perspektywę ocen okresowych, przewiduje nieuchronne odrzucenie, chociaż nic takiego w bieżącej rzeczywistości nie miało miejsca. Kobieta sądzi, że wszyscy traktują ją jako obiekt seksualny, jednocześnie uważa atrakcyjność fizyczną za swój jedyny zasób. Ktoś wierzy, że tylko uległość i podporządkowanie zapewnią mu przetrwanie w groźnym świecie, a jeśli czymkolwiek będzie się wyróżniać, spotka go nieprzychylna reakcja. Właściwie we wszystkich teoriach psychoterapeutycznych występuje ten bazowy scenariusz. Terapeuta poznawczo-behawioralny powie, że to są schematy poznawcze, terapeuta behawioralny położy nacisk na warunkowanie, terapeuci z nurtu teorii relacji z obiektem nazwą to uwewnętrznionymi relacjami z obiektem, terapeuci Gestalt niedomkniętym gestaltem a terapeuta narracyjny – dominującą narracją. Ale istota jest podobna: do orientacji w świecie człowiek posługuje się czymś, co nie jest adekwatne, bo w istocie odzwierciedla to, co przeżył na wczesnym etapie jego życia, ponadto nie modyfikuje tego pod wpływem nowych doświadczeń, czyli można by znowu po popperowsku powiedzieć, że jego prywatne (często nie całkiem uświadomione) teorie na temat siebie i świata są niefalsyfikowane - cokolwiek się zdarza, nie wpływa na zmianę tych „teorii”, człowiek jest trzymany przez nie w klinczu. Dlatego jest mu trudno - jego utrwalone niegdyś spostrzeganie, myślenie, emocje i zachowania mogą ściągać na niego takie doświadczenia, jakich właśnie usiłuje uniknąć."
Zofia MIlska-Wrzosińska w rozmowie z Tomaszem Stawiszyńskim, fragment książki "Psychoterapia dziś".