24/06/2022
W poprzednim wpisie napisałem, że Dziecko Tomasza nie znosi ograniczeń i powoduje, że Tomasz w wielu swoich zachowaniach te ograniczenia łamie, stara się je ograniczyć, obejść. No dobrze zapytacie, a skąd w Dziecku Tomasza taka niechęć? Bo przecież inne osoby mają Dzieci, które takiej niechęci do ograniczeń nie odczuwają.
Przyjrzeliśmy się z Tomaszem temu zagadnieniu. Tomasz poproszony o opis swojego dzieciństwa wspomniał, że rodzice mało się nim zajmowali, byli bowiem zajęci robieniem karier zawodowych. A dziecku, uwaga rodziców jest potrzebna w najwyższym stopniu. Bez ciepłych „znaków rozpoznania” ze strony rodziców, przytulania, chwalenia, także zwykłego zauważania, dziecko cierpi. I szuka sposobów, by uwagę rodziców zdobyć. W przypadku Tomka zdarzyło się tak, że jego Mały Profesor (kreatywna część dziecka) zauważył, że rodzice zwracają na niego uwagę, nie wtedy, gdy jest grzeczny, ale przeciwnie, gdy jest niegrzeczny: gdy nie przestrzega poleceń mamy, gdy robi odwrotnie, niż oczekuje tato, gdy sprzeciwia się temu, co jest uznawane jako właściwe. A że były to często znaki rozpoznania niezbyt miłe? Reprymendy, krytyka, połajanki… Cóż, lepsze takie niż żadne. I w ten oto sposób mały Tomasz nauczył się, że aby być zauważonym, w pewnym sensie ważnym, trzeba postępować wbrew poleceniom i ograniczeniom. Na początku poleceniom i ograniczeniom mamy i taty, ale potem ten pogląd na świat Tomasz sobie uogólnił na swoje relacje także z innymi osobami. Tę swoją dziecięcą decyzję: jeśli mam być zauważony (ważny), muszę być niegrzeczny, Tomasz nosi w swojej podświadomości także dziś, choć na już blisko 40 lat. Dziś nie może, jak kiedyś, być niegrzeczny dosłownie – w każdym razie nie zawsze może! – ale w dalszym ciągu może być niegrzeczny w bardziej zawoalowany sposób. Na przykład nie dochowując umów, spóźniając się, czy nie wykonując powierzonych mu obowiązków.
Interesująco w tym kontekście wygląda kwestia notorycznych spóźnień na terapię. Bo oprócz „zwykłego” łamania granic mamy tu jeszcze inny „kawałek” do oglądnięcia. Podczas sesji, gdy już siedzieliśmy wygodnie w fotelach, Tomasz zachowywał się jak dobry uczeń: słuchał uważnie, od czasu do czasu coś zanotował, często potakiwał głową na znak, że się zgadza z wszystkim co mówię. Gdy go zapytałem, kogo widzi, jak patrzy na mnie, odpowiedział, że trochę nauczyciela, trochę mentora. Trochę rodzica dodałem, na co Tomasz chętnie przytaknął. No tak, teraz kwestia spóźnień na sesje jest już zupełnie zrozumiała: nie dość, że granice, których nie cierpi, to jeszcze rodzic, któremu trzeba się sprzeciwiać, by zostać zauważonym.
Oczywiście Tomasz, dziś 40 letni mężczyzna, przystojny i inteligentny, nie musi zabiegać o uwagę
w ten sposób. Ale nieświadomie stosuje stare, sprawdzone sposoby, by uzyskać upragnione znaki rozpoznania. A że sposoby owe dzisiaj już zupełnie nieadekwatne do sytuacji? Cóż, tego podświadomość Tomasza nie dostrzega. Jest bowiem bardzo zakotwiczona w przeszłości
i umyka jej „tu i teraz”.