04/07/2021
"Ona była głosem", czyli o kobiecym pisaniu - "Księga tęsknot" Sue Monk Kidd
"Będę mówić o pisarstwie kobiecym (écriture féminine):
o t y m , c o o n o s p o w o d u j e . Chodzi o to, żeby kobieta wreszcie siebie napisała: musi zacząć pisać o kobiecie i wprowadzić kobiety w świat pisma, z którego zostały wyparte z taką samą gwałtownością, jak i z odczuwania swoich ciał; z tych samych powodów, tym samym prawem i w tym samym, śmiercionośnym celu. Kobieta musi sama, własnym wysiłkiem, wstąpić w tekst — j a k w świat i w historię." Tak Helene Cixous rozpoczyna swój (wiele dla mnie znaczący) esej: Śmiech Meduzy.
Olga Tokarczuk w swojej noblowskiej mowie mówiła o roli narratora pierwszoosobowego mówiąc, że być może jest on niewystarczający do opisu nowej rzeczywistości, która tworzy się na naszych oczach.
"Żyjemy w rzeczywistości wielogłosowych narracji pierwszoosobowych i zewsząd dochodzi nas wielogłosowy szum. Mówiąc „pierwszoosobowe” mam na myśli ten rodzaj opowieści, który zatacza wąskie kręgi wokół „ja” twórcy, piszącego mniej lub bardziej wprost tylko o sobie i poprzez siebie.
Uznaliśmy, że ten rodzaj zindywidualizowanego punktu widzenia, głos z „ja”, jest najbardziej naturalny, ludzki, uczciwy, nawet jeżeli rezygnuje z szerszej perspektywy. Opowiadać w tak rozumianej pierwszej osobie to tkać absolutnie niepowtarzalny wzór, jedyny w swoim rodzaju, to mieć jako jednostka poczucie autonomii, być świadomym siebie i swojego losu. To jednak znaczy także budować opozycję: „ja” i „świat”, a ta bywa alienująca."
Jednak Gianni Francesetti w swoim artykule w gestaltowskim wielogłosie zawartym w niezwykłej książce "Polifonia współczesnych terapeutów Gestalt" pisze, że: "Ja i świat wyłaniają się wspólnie i są zbudowane z tej samej gliny". (s. 207) Z tej perspektywy zaciera się solipsystyczny wydźwięk pierwszoosobowego pisania... Kiedy czytam ja-narracje kobiet... mam poczucie, że ich głosy, wyrażają najgłębsze części Siebie. I wtedy myślę, że polifonia kobiecych głosów, staje się Nową Narratorką - zbiorową. Kobiecy chór... "Jednostka jest niczym innym , jak relacją (relacjami) i ciągle odnawianymi aktami indywiduacji, które tworzą ją lub jego jako wspólny związek między różnymi porządkami doświadczeń, to właśnie relacje nadają istocie jej spójność, jej realność."(Polifonia współczesnych terapeutów Gestalt", s. 486) Taką pierwszoosobową narracją wciąga od pierwszych zdań książki Sue Monk Kidd.
Pierwszy i drugi rozdział książki, która już staje się wydawniczym bestselerem, a moja czytelnicza intuicja mówi, że będzie kolejną bardzo ważną książką świadomej kobiecości, mówi o dorastaniu bohaterki do pisania. To "Księga tęsknot" Sue Monk Kidd.
Ana otrzymała od Boga wielki dar - potafi czytać i pisać. Z łatwością przychodzi jej przekuwanie słów w opowieści. Potrafi wchłaniać idee nawet te ze sobą sprzeczne. Opisuje historie kobiet z Pisma odkąd odkryła ze zdziwieniem, że w Piśmie w ogóle były jakieś kobiety. Jej ambicje kłopotały jej ojca, który powtarzał, że Ana talent otrzymała przez pomyłkę Boga, który miał je przeznaczyć dla jakiegoś chłopca.
Ana otrzymuje od ciotki misę z wapienia... Lśniąca i okrągła jak księżyc w pełni - to misa inkantancyjna. Magiczny przedmiot służący do modlitwy... Zapisuje się w środku, spiralnie słowa, obracając powoli naczynie, by ożywały i wzbijały się wysoko do nieba. A na dnie... maluje się swoją podobiznę... by Bóg wiedział, kto kieruje do niego modły... Piękno tego pomysłu zachwyca mnie i porusza.
Ciotka mówi do Any:
"- Sanktuarium mężczyzny skrywa prawa boskie, a tymczasem w tym należącym do kobiety mieszkają wyłącznie tęsknoty. - Postukała w płaską kość nad moim sercem i wypowiedziała polecenie, które rozpaliło w mojej piersi ogień: - Napisz o tym, co nosisz tutaj, w swoim świętym świętych."
Ana przygotowuje się zatem by zapisać modlitwę w misie:
"Sam akt pisania przywołuje moc, nierzadko boską, ale i niestabilną, która wnika w litery i napełnia atrament tajemniczą pulsującą energią. (...) Zwróciłam się do Boga z błaganiem, by uczynił mnie czystą i pozwolił mi spisać modlitwę z poczuciem słuszności zarówno w sercu, jak i w umyśle (...)."
Moje myśli biegną do fragmentów "Podróży bohaterki" Maureen Murdock, tych o roli naczynia w snach i w sztuce... Inkantancyjna misa z "Księgi tęsknot" nabiera głębszego znaczenia:
"Vesica piscis (naczynie ryb) jest symbolem kobiecości jako naczynia zarówno w religiach pogańskich, jak i chrześcijańskich. Joan Sutherland mówi o doskonaleniu naczynia, jakim jest nasze życie. "Medytacja i inna samotna praca tego typu doskonali naczynie od wewnątrz, natomiast rytuał społeczny, łączenie sił i świętowanie z innymi kobietami doskonali go od zewnątrz. Musimy kontynuować pracę nad tym naczyniem, ponieważ jego jakość decyduje o tym, co może się w nim wydarzyć - o naturze przemiany, jaka może się dokonać."
Powieść rozpoczyna się cytatem z Biblioteki Nag Hammadi gnostyckich tekstów. Dla wtajemniczonych jest to jasny sygnał, jaka będzie ta powieść... Bowiem gnostyczką nie można zostać, ale można nią być.. Gnoza to wiedza, służąca poznaniu wszechrzeczy... Można ją tylko praktykować samodzielnie i rodzi się ona z własnego serca... Gnostycyzm to nie religia, tylko osobiste zaangażowanie w poszukiwania duchowe.
"Jam jest pierwszą i ostatnią,
Tą którą się czci i z której się drwi,
Jestem ladacznicą i świętą.
Jam jest żoną i jestem dziewicą,
Jestem matką i córką.
Jestem nią...
Nie obawiaj się mojej mocy...
Jestem świadomością własnego imienia.
Jestem nazwą dźwięku i dźwiękiem nazwy."
I jak...? Jesteście gotowe/i by osobiście zaangażować się w tę Historię...? By wraz z Aną (która, zdradzę Wam w sekrecie, zostanie żoną... Jezusa) doskonalić naczynie z zewnątrz...? w społecznym rytuale czytania literatury?
Małgorzata spod Jabłoni